Reklama

Dotychczas na mocy tzw. kompromisu aborcyjnego z 1993 roku zabieg terminowania ciąży można było przeprowadzić w trzech ściśle określonych przypadkach: gdy ciążą stanowiła zagrożenie dla życia lub zdrowia ciężarnej (bez ograniczeń ze względu na wiek płodu), gdy ciąża była wynikiem czynu zabronionego (ale tylko do do 12 tygodnia ciąży) oraz gdy badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazywały na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu (do momentu ciąży, w którym płód mógł osiągnąć zdolność do samodzielnego życia poza organizmem kobiety).

Reklama

22 października Trybunał Konstytucyjny kierowany przez Julię Przyłębską, wydał wyrok, w którym orzekł, że trzecia z wymienionych przesłanek uprawniających do przeprowadzenia aborcji jest niezgodna z Konstytucją RP. Wyrok stał się zarzewiem protestów w obronie praw reprodukcyjnych kobiet, które od dnia jego ogłoszenia przetaczają się przez cały kraj.

Zdaniem organizacji prokobiecych oraz broniących praw człowieka, podpisanie wyroku w praktyce będzie oznaczało wprowadzenie w Polsce niemal całkowitego zakazu aborcji, bowiem właśnie na podstawie tzw. przesłanki embriopatologicznej (pozwalającej na przerwanie ciąży w przypadku wad letalnych płodu) wykonano w 2019 roku 98 proc. legalnych zabiegów aborcji w kraju (1074 z 1100 ogółem).

Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny zauważa przy tym, że dostęp do legalnej aborcji w Polsce – nawet przed wyrokiem TK – był wyjątkowo utrudniony, a ciężarne kobiety często były odsyłane z jednego szpitala do drugiego. Niejednokrotnie też problemy proceduralne były celowo przeciągane w czasie, aż do momentu, w którym przerwanie ciąży zgodnie z obowiązującym prawem nie było już możliwe.

Przepisy aborcyjne w Europie

Wyrok TK stawia Polskę w gronie państw o najbardziej restrykcyjnych przepisach aborcyjnych. Jak podaje gazeta.pl zmiana prawa stawia nas obok takich państw jak Boliwia, Peru, Namibia, Niger, Czad czy Algieria. Restrykcyjne prawa aborcyjne obwiązują w większości krajów Afryki i Ameryki Południowej, państwach arabskich i tych z większością muzułmańską.

Surowe przepisy zezwalające na aborcję jedynie w przypadku zagrożenia życia kobiety, obowiązują w 30 krajach na całym świecie.

W większości państw Unii Europejskiej legalną aborcję można przeprowadzić – oprócz przypadków wyszczególnionych w polskim „kompromisie” – także ze względu na sytuację ekonomiczną czy społeczną, w jakiej znajduje się ciężarna.

Jedne z najsurowszych przepisów obowiązywały do niedawna w Irlandii, gdzie obowiązywał całkowity zakaz aborcji, złagodzony na mocy referendum z 2018 roku. Surowe przepisy nadal obowiązują w Watykanie, San Marino i Malcie, gdzie aborcja jest nielegalna. Z kolei Monako, Andora i Lichtenstein to kraje, w których dostęp do aborcji jest ograniczony.

Watykan jest też jednym z siedmiu państw na świecie, gdzie za poddanie się aborcji kobietę może czekać kara, łącznie z pozbawieniem wolności. Oprócz Watykanu są to: Salwador, Nikaragua, Gwatemala, Chile, Dominikana i Malta.

Delegalizacja aborcji nieskuteczna

Jak zauważa Amnesty International delegalizacja aborcji nie sprawi, że liczba przeprowadzanych zabiegów zmaleje, a jedynie że zostaną one „wyrzucone z oficjalnego obiegu” i staną się mniej bezpieczne dla kobiet decydujących się na przerwanie ciąży. Nielegalne zabiegi często przeprowadzane są przez niewykwalifikowane osoby, w niesanitarnych warunkach, a kobiety doświadczające powikłań po nielegalnych zabiegach boją się zgłosić po pomoc do lekarza bądź szpitala, co może prowadzić do tragicznych skutków - w tym zakażenia i śmierci kobiety.

Kobiety lepiej sytuowane, które są w stanie zapłacić za zabieg przeprowadzenia ciąży, niejednokrotnie decydują się na wizytę w zagranicznych klinikach, gdzie mogą poddać się zabiegowi pozostając pod opieką lekarzy i personelu medycznego. Zjawisko to nazywane jest aborcyjną emigracją. Istnieje też tzw. emigracja sterylizacyjna – Polki wyjeżdżają za granicę, aby poddać się zabiegowi sterylizacji (podwiązania lub przecięcia jajowodów), który w Polsce także jest niezgodny z prawem.

Średnio aborcją kończy się jedna na cztery ciąże – podaje Amnesty International. W świetle tych doniesień oficjalne dane Ministerstwa Zdrowia wypadają mało wiarygodnie. W opublikowanym w 2000 roku przez Federę raporcie „Ustawa antyaborcyjna w Polsce - funkcjonowanie, skutki społeczne, postawy i zachowania” wyliczono, że w polskim podziemiu aborcyjnym przeprowadzanych jest rocznie nawet 200 tys. nielegalnych zabiegów.

W odpowiedzi na raport grupa naukowców na łamach katolickiego tygodnika "Niedziela" podała swoje wyliczenia. „Szacujemy liczbę nielegalnych aborcji w przedziale 7-13 tys. rocznie” - napisali autorzy. Za podstawę do tych szacunków przyjęli dane z roku 1997, kiedy to przez rok w Polsce obowiązywała nowelizacja ustawy antyaborcyjnej, zezwalająca na tzw. aborcję na życzenie. W 1997 liczba legalnych zabiegów przerwania ciąży wyniosła 3047.

„Nie ulega dyskusji, że oficjalne dane dotyczące liczby aborcji (nawet w warunkach jej legalności) odbiegają od stanu faktycznego. Nie wszystkie dokonane aborcje są rejestrowane (z pobudek osobistych kobiet bądź w celu uniknięcia uiszczenia podatku przez lekarza)” - zauważają autorzy.

Z kolei w 2018 roku środowiska pro-choice przeprowadziły w Polsce kampanię społeczną pod hasłem „jedna na trzy” - oznaczającym, że co trzecia kobieta przeszła zabieg aborcji. Kampania miała na celu przełamanie tabu związanego z tematem przerywania ciąży.

Faktyczna liczba przeprowadzanych w Polsce lub przez Polki, jednak za granicą, aborcji jest niemal niemożliwa do oszacowania. Światowa Organizacja Zdrowia wylicza, że co roku na całym świecie wykonuje się 22 mln nielegalnych aborcji, a zabiegi przeprowadzane w niewłaściwych warunkach są trzecią najczęstszą przyczyną zgonów kobiet w ciąży na całym świecie.

Reklama

W kwestii zmniejszenia liczby wykonywanych aborcji najskuteczniejszym działaniem prewencyjnym okazuje się dostęp do edukacji seksualnej oraz łatwy dostęp do antykoncepcji, w tym także częściowo refundowana lub bezpłatna antykoncepcja.

Reklama
Reklama
Reklama