Stanisław Marusarz w historii zapisał się skokami. Nie tylko tymi na ukochanych nartach
Stanisław Marusarz startował na arenach narciarskich konkurencji przez ponad 30 lat, i to z wielkimi sukcesami. Brał udział w pięciu olimpiadach. A prócz tego zasłużył na krzyż Virtuti Militari i pamięć potomnych jako bohaterski uczestnik ruchu oporu. Tatrzański kurier wsławiony brawurową ucieczką z rąk hitlerowców. Tak przeszedł do historii.

Spis treści:
- Stanisław Marusarz – dominator
- Sukcesy za granicą
- Na szlakach tatrzańskich kurierów
- Skoki życia
- Powojenne uznanie
Znając historię życia Stanisława Marusarza, można by zażartować, że musiał urodzić się z nartami na nogach. W jego góralskim domu nart jednak nie było. Na świat przyszedł 18 czerwca 1913 r. w niezamożnej rodzinie Heleny i Jana, z zawodu gajowego. Pociąg do dwóch desek odkrył w sobie jako dziesięciolatek. Ponieważ w domu się nie przelewało, odpowiedzią na rodzącą się pasję musiała być własna pomysłowość.
Pierwsze narty Stanisław Marusarz zrobił własnoręcznie, z pomocą brata Jana. Powstały z jesionowych desek, a do butów przywiązywane były rzemykami. Małe skocznie Staś też urządzał sobie sam. Miał jednak naturalne predyspozycje, talent, upór i góralską zadziorność, szybko zaczął się więc w świecie sportowym wyróżniać. Pierwsze prawdziwe narty też zawdzięczał własnym wysiłkom – dostał je w nagrodę za trzecie miejsce w zawodach juniorów w Zakopanem.
Był bardzo wszechstronny i uprawiał wszystkie rodzaje narciarstwa: biegowe, alpejskie i skoki. Zdecydowanie preferował jednak te ostatnie. Na prawdziwej zakopiańskiej skoczni, Jaworzynce, pierwszy skok oddał jako 13-latek. „Przed oczami stanęły mi chyba wszystkie kaleki, jakie widziałem w życiu. Strach zabił całą emocję skoku” – wspominał. Ale pokonał strach, zarówno w tej, jak i wielu jeszcze sytuacjach, w jakich postawił go los. Bo jak wspominał, skoki dawały mu przede wszystkim pozytywne emocje.
Stanisław Marusarz – dominator
W 1931 r. po raz pierwszy został wicemistrzem Polski w skokach. Był to wstęp do długiego okresu dominacji, bo rok później został już mistrzem kraju, a potem powtarzał ten sukces w latach 1933, 1935, 1936, 1937, 1939, 1946, 1948, 1949, 1951, 1952. To same tylko skoki narciarskie. A przecież były jeszcze tytuły w innych dyscyplinach: zjeździe (1931, 1933, 1936, 1939), kombinacjach: norweskiej (1932, 1935, 1936, 1946) i alpejskiej (1933) oraz sztafecie 5x10 km (1933 rok). W sumie 21 tytułów. W 1938 r. został najlepszym sportowcem Polski w plebiscycie „Przeglądu Sportowego”.
W lutym 1939 r. w na mistrzostwach świata w narciarstwie klasycznym Zakopane zobaczyło międzywojenną odsłonę skokomanii. Coś, co kolejny raz Polska mogła obserwować dopiero w trakcie kariery Adama Małysza. Na widownię ściągnęło wtedy ponad 25 tys. ludzi. Maksymalnie zapełnione były wszystkie kwatery nie tylko w Zakopanem, ale i całej okolicy. Kibice byli przekonani, że pod Tatrami, na rodzinnej ziemi, Marusarz zatriumfuje.
Niestety, Stanisław nie osiągnął tam wyniku, jakiego powszechnie oczekiwano. Skakał bowiem kilka tygodni po złamaniu obojczyka i zerwaniu przyczepu mięśnia barkowego, o czym publiczność nie wiedziała. Kontuzji nabawił się w trakcie treningu. Mimo to zajął piąte miejsce w skokach i siódme w kombinacji norweskiej. Biorąc pod uwagę okoliczności trzeba to uznać za wielkim wyczynem, ale oczywiście nikogo on nie usatysfakcjonował.
Sukcesy za granicą
Na krajowym podwórku Marusarz bezapelacyjnie królował, ale sukcesy odnosił też za granicą. W 1935 r. w Planicy pobił rekord świata, oddając skok na odległość 87,5 m. A zaraz potem go poprawił. I to jak – skacząc na 97 m (był to zarazem rekord Polski, który utrzymał się przez 20 lat). Został także międzynarodowym mistrzem Jugosławii, Niemiec i Czechosłowacji.
W 1938 r. podczas mistrzostw świata w fińskim Lahti skakał najdalej (66 i 67 m), ustanawiając rekord skoczni. Jego norweski rywal skoczył 63,5 i 64, ale sędziowie, ku zdumieniu konkurentów, uznali, że to właśnie Norweg wygrał, dając mu… 0,2 punktu więcej. Ewidentnie skrzywdzony tym werdyktem Marusarz został więc formalnym wicemistrzem, ale moralnym mistrzem świata. I pierwszym polskim medalistą imprezy tej rangi.
Nasz słynny skoczek startował na czterech zimowych olimpiadach – w 1932, 1936, 1948 i 1952 (miał wtedy 39 lat!). Na piątej, w 1956 r., był przedskoczkiem. Gdyby nie wojna, z pewnością dołożyłby do tej listy kolejne dwie.
Ciekawym i wartym wspomnienia epizodem w jego karierze był występ podczas Turnieju Czterech Skoczni w bawarskim Garmisch-Partenkirchen w 1966 r. Organizatorzy poprosili wówczas polskiego mistrza o oddanie pokazowego skoku, a Marusarz nie odmówił. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że miał wówczas 53 lata, a od dziewięciu nie był czynnym zawodnikiem. Mimo to – w garniturze i pod krawatem – skoczył 66 m nienagannym stylem, wywołując aplauz publiczności. Jak potem wspominał, najbardziej starał się skoczyć elegancko. A skoczył, żeby pokazać Niemcom, którzy skazali go na śmierć, że żyje i jest w dobrej formie.

Na szlakach tatrzańskich kurierów
Wybuch II wojny światowej zepchnął sport w cień. Cała rodzina Marusarzów zaangażowała się w działania konspiracyjne. I zapłaciła za to wysoką cenę. Jedna siostra Stanisława, Zofia, po aresztowaniu trafiła do obozu koncentracyjnego Ravensbruck, gdzie spędziła 5 lat, do końca wojny. Druga, 23-letnia Helena, po wpadce została rozstrzelana.
Stanisław, który tak jak Jan i Helena został tatrzańskim kurierem, bliski był podzielenia losu sióstr. Kurierzy szlakami wytyczonymi przez podziemie przemycali dokumenty, pieniądze i ludzi pomiędzy okupowanym krajem a polskimi siłami zbrojnymi i rządem emigracyjnym na Zachodzie. Droga wiodła przez Słowację na Węgry, skąd przez Jugosławię przedostawali się na Zachód.
Kurierzy musieli się charakteryzować odpornością psychiczną, byli bowiem tropieni zarówno przez gestapo, jak i słowacką żandarmerię. Marusarza do tej roli predysponowała tężyzna fizyczna, mistrzowskie umiejętności jazdy na nartach, znajomość gór i siła charakteru. Ta ostatnia okazała się kluczowa.
Skoki życia
Stanisław Marusarz został w Szczyrbskim Plesie schwytany przez słowackich żandarmów, którzy zawiadomili Niemców, chcąc im pojmanego przekazać. Ten zdołał jednak uciec, wyskakując przez znajdujące się na pierwszym piętrze okno strażnicy. Wiedział już, że nie jest bezpieczny i może zostać aresztowany, dlatego postanowił uciekać z żoną Ireną (pobrali się w listopadzie 1939 r.) na Węgry. Niestety, tuż przed madziarską granicą oboje zostali aresztowani.
Stanisława przewieziono do katowni gestapo w Zakopanem, gdzie był torturowany. Potem do więzienia na Montelupich w Krakowie, gdzie wylądował w celi śmierci. Tam znowu oddał skok życia, i to dosłownie. Przecisnął się przez wygięte kraty, wskoczył z drugiego piętra, a potem sforsował czterometrowy więzienny mur zwieńczony drutem kolczastym.
W ucieczce brali udział także inni towarzysze z jego celi, ale zostali zastrzeleni. Ujść z życiem udało się tylko Marusarzowi i Aleksandrowi Bugajskiemu. Stanisław w czasie ucieczki został ranny w udo. Mimo to zdołał pieszo dotrzeć do Zakopanego. Stamtąd po raz drugi spróbował przedostać się na Węgry. Tym razem z sukcesem.
Powojenne uznanie
W 1947 r. kolega sportowiec żartobliwie nazwał Stanisława Marusarza „Dziadkiem” – i ten pseudonim doskonale się przyjął. Zwłaszcza, że Marusarz był sportowym fenomenem, zawodnikiem, który skakał przez 30 lat. Trudno o przykład równie długiej kariery sportowej na wysokim poziomie.
Po wojnie stał się osobą publiczną. Znanym działaczem sportowym, trenerem i kierownikiem zakopiańskich skoczni. Postacią uhonorowaną licznymi orderami, w tym Virtuti Militari, za bohaterską postawę w czasie okupacji. W 1969 r. został narciarzem 50-lecia Polskiego Związku Narciarskiego. W 1989 r. jego imieniem nazwano zakopiańską skocznię Wielka Krokiew.
Jak powiedział nasz bohater, sam talent nie wystarczy. „Trzeba się uczyć i ustawicznie pracować nad sobą. Nie wolno się zrażać początkowymi niepowodzeniami. Sukcesy nie przychodzą łatwo”. Stanisław Marusarz zmarł 29 października 1993 r. w trakcie przemowy na pogrzebie Wacława Felczaka, jego dowódcy z konspiracji, na Pęksowym Brzyzku. Sam spoczął na tym samym zakopiańskim cmentarzu.
Źródło: olimpijscy.pl