„To obrzydliwe, aż oczy bolą!” Mount Everest jest zasypany śmieciami i ludzkimi odchodami
Przez Tybetańczyków nazywana jest Boginią Matką Śniegu lub Boginią Matką Ziemią. Jej obecny stan wiele mówi o tym jak ludzkość traktuje Ziemię. Nie zasługujemy na nią.
Najwyższa góra świata w ciągu ostatnich kilku dekad stała się jednocześnie największą hałdą śmieci. Wszystko za sprawą bogatych turystów, którzy chcą zrealizować marzenie o znalezieniu się na Dachu Świata, jednocześnie nie ryzykując zbyt wiele. Zostawiają za sobą szlak, który nie wskazuje na specjalny szacunek do miejsca, które dla wielu ludzi kiedyś było święte.
Problem odpadków na szlaku nie dotyczy tylko papierków czy opakowań. To na przykład problem ciał śmiałków, którym się nie udało jej zdobyć. Warunki zakonserwowały ich ciała, do tego często są one w trudno dostępnych miejscach, skąd trudno sprowadzić je na dół bez ryzyka.
Tam, gdzie znajdują się sprawdzone punkty tworzenia obozowisk, alpiniści pozostawiają za sobą namioty, zepsuty sprzęt, puste kanistry i całe mnóstwo odchodów, które nie rozkładają się z powodu niskich temperatur.
- To obrzydliwe, aż oczy bolą – powiedział Pemba Dorje Szerpa w rozmowie z agencją AFP – Góra nosi tony odpadów.
Zarówno Tybet jak i Nepal wprowadziły rozwiązania, które nakłaniają wspinaczy do sprzątania po sobie. Pierwsze z państw nakłada mandaty w wysokości 100 dolarów USA za każdy kilogram pozostawiony na szlaku. Nepal natomiast pobiera od ekspedycji depozyt 4 tysięcy dolarów i zwraca go dopiero gdy każdy uczestnik wyprawy przyniesie z powrotem 8 kilogramów śmieci.
Program przyniósł efekty: po stronie Nepalu powracający alpiniści znieśli 25 ton śmieci i 15 ton odchodów. To jednak kropla w morzu, a wyprawa na Dach Świata kosztuje nawet do 100 tysięcy dolarów. W takiej sytuacji depozyt po prostu jest wliczany w koszta i nikt nie stara się odzyskać tych pieniędzy.
Według raportu z 2016 roku Szerpowie usuwają z góry 11793 kilogramów ludzkich odchodów – każdego roku! Składują je potem w dołach o okolicach jednej z wiosek u podnóża góry. W czasie monsunów zawartość tych paskudnych „magazynów” trafia do lokalnej rzeki.
Największa ekspedycja czyszcząca z Chin sprowadziła między kwietniem, a czerwcem 2018 aż 8 i pół ton ekskrementów.
W tym samym czasie inżynierowie szukają sposobów na przetwarzanie odpadków na nawóz dla roślin, które mogłyby zapewnić odnawialny biogaz dla lokalnych mieszkańców.
Oczywiście najlepiej by było po prostu nauczyć bogatych turystów odpowiedzialności, ale to okazuje się wyjątkowo trudne.
Źródło: Science Alert