Reklama

O akcji ratowania „górskich morsów” poinformowała w sobotę wieczorem Grupa Podhalańska GOPR: „W dniu dzisiejszym około godziny 13 ratownik dyżurny naszej Grupy otrzymał zgłoszenie, że w rejonie Gówniaka w Masywie Babiej Góry znajduje się 5 osób, które - pomimo skrajnie trudnych warunków pogodowych - postanowiły zdobyć szczyt niemal bez ubioru. Jest to nowa moda polegająca na chodzeniu po górach zimą wyłącznie w butach i szortach, bez bielizny termicznej, długich spodni, swetra, czy kurtki”.

Reklama

Turyści byli ubrani jedynie w bieliznę. Nie mieli też przy sobie żadnej dodatkowej odzieży, najwidoczniej wierząc w powodzenie swojej wyprawy. Pomoc dla „górskich morsów” wezwali inni turyści idący tym samym szlakiem. W miarę możliwości podzielili się ubraniami z poszkodowanymi, w oczekiwaniu na przybycie pomocy.

W związku z dużą liczbą osób mogących potrzebować pomocy, na szlak wysłano 20 ratowników z Grupy Podhalańskiej, Sekcji Babiogórskiej i GOPR Beskidy.

„Kobieta w stanie głębokiej hipotermii, z widocznymi odmrożeniami, przytomna, ale bez logicznego kontaktu, ubrana przez turystów w ich prywatną odzież, została dodatkowo zabezpieczona termicznie wyposażeniem ratowników: rękawiczkami, goglami, czapkami, kurtką puchową oraz techniczną. Ratownicy w bardzo trudnych warunkach (wiatr 85 km/h, temperatura odczuwalna -20 stopni) rozpoczęli sprowadzanie poszkodowanej w głębokim śniegu zapadając się po pas, z pomocą turystów, którzy w pierwszej kolejności zajęli się poszkodowaną i zawiadomili ratowników GOPR” - podaje GOPR Beskidy w komunikacie.

Kobieta została bezpiecznie sprowadzona, a później zniesiona na dół i przekazana Zespołowi Ratownictwa Medycznego, który przetransportował ją na OIOM Szpitala w Suchej Beskidzkiej. Temperatura głęboka jej ciała wynosiła 25,9 stopni Celsjusza. Turystka przeżyła, znajduje się w szpitalu w ciężkim stanie z odmrożeniami wszystkich kończyn.

GOPR Bieszczady podaje też, że w czasie tej dramatycznej akcji ratownicy natknęli się na innych turystów, chcących wejść na Babią Górę. Odradzali im wspinaczkę w trudnych warunkach. „Po 30 minutach nie byli w stanie poradzić sobie na trasie, dlatego zdecydowali się wezwać pomoc. Dotarli do nich ratownicy Sekcji Babiogórskiej zadysponowani do poprzedniej wyprawy, którzy bezpiecznie sprowadzili ich na Przełęcz Krowiarki. Grupa nie była jedyną, które tego dnia zbagatelizowała nasze ostrzeżenia” - podkreśla GOPR.

W górach panują obecnie bardzo trudne warunki pogodowe - intensywne opady śniegu powodują, że wiele szlaków jest nieprzetartych i wymaga torowania. Dodatkowo niskie temperatury wymagają posiadania właściwego ubioru oraz dodatkowego wyposażenia.

Górskie morsowanie – zdrowa moda czy głupota?

O turystce w Babiej Góry zrobiło się głośno w całej Polsce, ale jej przypadek nie jest ani odosobniony, ani nowy. Już w grudniu 2018 roku media obiegła wiadomość i polskich „Icemanach”. Tak nazywali siebie turyści, którzy postanowili w samej bieliźnie wejść na Śnieżkę. Grupę siedmiorga „śmiałków” w stanie bliskim hipotermii ratownicy górscy musieli znosić na własnych plecach.

Modę na „górskie morsowanie” w Polsce – i na świecie – rozpoczął Holender Wim Hof, który w 2017 roku zorganizował pierwsze wspólne wejście „Icemanów” na Śnieżkę. Sam Hof ma na koncie półnagą wspinaczkę na Kilimandżaro i Mount Everest, gdzie jednak udało mu się dotrzeć jedynie na wysokość nieco ponad 7000 metrów z powodu kontuzji stopy.

Wim Hof urodził się w holenderskim mieście Sittard. Mając siedem lat, chciał zbudować igloo, zasnął jednak w śniegu podczas budowy i trafił do szpitala w stanie hipotermii. Lekarzom udało się uratować Wima, który w przyszłości miał zasłynąć jako „Człowiek Lodu”. Wim przyznaje, że już jako nastolatek praktykował „dyscypliny ezoteryczne” w celu poznawania i kontrolowania zdolności swojego umysłu.

„Mając 17 lat, przechodziłem obok bardzo zimnej wody pokrytej cienką warstwą lodu, która wydała mi się bardzo atrakcyjna. Rozebrałem się i zanurzyłem się w niej. Doznałem uczucia, jakby zapaliło się coś w mojej fizjologii, coś na bardzo głębokim poziomie. Poczułem się tak dobrze, że począłem tu wciąż wracać i wracać” - wspominał po latach.

Hof stał się szerzej znany po tym, jak pobił kilka światowych rekordów, takich jak najdłuższa kąpiel w lodzie (1 godzina 52 minuty i 42 sekundy). Podczas jednego z takich wyczynów zgodził się połknąć mały termometr, który po godzinie i 44 minutach jego obecności w lodzie odnotował spadek temperatury z 37,7 °C do 37,4 °C (badanie pod okiem dr Marii Hopman).

W lutym 2009 Hof wspiął się w ciągu dwóch dni na szczyt Kilimandżaro, ubrany jedynie w szorty i buty. W tym samym roku ukończył maraton za kołem podbiegunowym w Finlandii. Ówcześnie panujące temperatury sięgały −20 °C, a Hof ubrany był jedynie w szorty. Ukończył bieg z czasem 5 godzin i 25 minut.

16 marca 2000 r. Hof ustanowił rekord świata Guinnessa w pływaniu pod lodem, pokonując dystans 57,5 metra. Ostatnio jednak rekord ten pobiła rosyjska pływaczka, o czym pisaliśmy tutaj.

Hof wydał dwie książki, w których opisuje opracowaną przez siebie technikę oddechową, która – jak twierdzi – ma pozwalać mu na kontrolowanie temperatury swojego ciała. Technika, zwana zresztą Metodą Hofa, oparta jest na buddyjskiej medytacji tummo.

Hof od lat gromadzi wokół siebie wielu fanów, których niektórzy nazywają „wyznawcami”. Naśladowcy Hofa próbują zdobywać zimą szczyty i pokonywać kolejne granice wytrzymałości swoich organizmów. 18-osobowa grupa z Hofem na czele weszła na Kilimandżaro i bezpiecznie zeszła ze szczytu. To może potwierdzać, że tego typu hartowanie i dokonania są możliwe, jednak nie dla wszystkich, a z pewnością wymagają wieloletniego treningu i długich przygotowań.

Reklama

Ci, którzy sami próbują porywać się na podobne wyzwania, muszą liczyć się z ogromnym ryzykiem, co pokazały ostatnie wydarzenia z Babiej Góry.

Reklama
Reklama
Reklama