Wychowanie dziecka przez zwierzęta jest możliwe. Jednak nie kończy się to dobrze dla człowieka
Historie o ludziach wychowanych przez zwierzęta są znane z literatury i filmów, ale czy mają one odzwierciedlenie w rzeczywistości? Niestety, takie przypadki zdarzają się, ale zwykle kończą się tragicznie.
- Redakcja
W tym artykule:
Tarzan i Mowgli to fikcyjne przykłady ludzi wychowanych przez zwierzęta, którzy ostatecznie powrócili do cywilizacji i żyli długo i szczęśliwie. Jednak dzisiaj takie historie dotyczą głównie dzieci, które są skrajnie zaniedbane i często mieszkają w miastach lub wioskach, a nie w lasach.
Wychowany przez kury
W dokumencie „Dzikie dzieci” emitowanym na kanale Discovery World, mieszkaniec wioski Nausori na wyspie Fidżi opowiada o chłopcu, którego zostawiono w domu zamkniętego z kurami. Po roku chłopiec zaczął zachowywać się jak kura, gdakał, machał rękami jak skrzydłami i grzebał w piasku. W 1982 roku został znaleziony na ruchliwej drodze i trafił do domu opieki na obrzeżach Suvy, stolicy Fidżi. Okazało się, że nazywa się Sujit Kumar i został zamknięty w kurniku, gdy miał dwa–trzy lata. Prawdopodobnie miał napady padaczkowe, a jego rodzice uważali, że jest opętany przez demony, więc pozbyli się go z domu. Matka popełniła samobójstwo, a ojciec został zamordowany.
W domu opieki Sujita przywiązywano do słupa lub gwoździa w ścianie i nazywano Kurczakiem. Przez ponad 20 lat miał swobodę poruszania się tylko po swoim pokoju. W 2004 roku Elizabeth Clayton z Nowej Zelandii, psycholog i prezes klubu Rotary w Suvie, usłyszała o jego historii i postanowiła go przygarnąć. Sujit trafił do ośrodka dla upośledzonych dzieci, a potem zamieszkał w domu Clayton. Tam rozpoczęto rehabilitację, która pozwoliła mu pozbyć się ptasich zachowań. Ma teraz ponad 50 lat, ale wciąż gdacze, kiedy widzi jedzenie lub czuje strach. Nadal nie potrafi mówić, ale znalazł spokój.
Jak twierdzi brytyjska antropolog Mary-Ann Ochota, dzikie dzieci są w stanie otrząsnąć się z wczesnej traumy, jeśli trafią w przyjazne miejsce i pod fachową opiekę. Można je również nauczyć mówić, jeśli nastąpi to na odpowiednio wczesnym etapie rozwoju. Niestety, dla Sujita było na to za późno.
Surykatki, orki i motyle. Jak zwierzęta uczą swoje młode?
Zwierzęta robią wiele niesamowitych rzeczy. I właśnie to jak się uczą tych rzeczy, najbardziej intryguje naukowców. Część umiejętności jest dziedziczona. Choćby motyl danaid wędrowny,...Emocjonalne zatarcie da się odpracować
Podobny los spotkał Oksanę Malaję, urodzoną w 1983 roku w wielodzietnej rodzinie na Ukrainie. Dziewczynka cierpiała na zaburzenia rozwoju i została odrzucona przez swoich rodziców alkoholików. Przez pięć lat mieszkała w zagrodzie z półdzikimi psami, które przygarnęły ją i dały jej względne poczucie bezpieczeństwa. Kiedy ją odnaleziono w 1991 roku, miała osiem lat, ale wyglądała na dużo młodszą. Była brudna, zaniedbana i agresywna, nie potrafiła chodzić na dwóch nogach.
Po przewiezieniu do kliniki psychiatrycznej pod Odessą poddano ją wieloletniej terapii, podczas której nadrabiała braki w edukacji, socjalizacji i nauce języka. Wiele zaległości udało się odpracować, choć niemożliwe okazało się zatarcie emocjonalnego nieprzystosowania, które m.in. nie pozwala dziewczynie wytrwać w długich, harmonijnych relacjach z innymi ludźmi. Wielkim sukcesem było natomiast to, że Oksana nauczyła się płynnie mówić.
Eric Lenneberg, lingwista i neurolog, stworzył teorię lingwistyczną, która mówi o zdolności człowieka do przyswojenia języka. Według niej istnieje określony czas, w którym można się nauczyć mówić. Jeśli nie nastąpi to przed zakończeniem okresu dojrzewania, dana osoba nigdy nie będzie posługiwała się płynnie językiem. Oksana trafiła pod fachową opiekę w wieku ośmiu lat.
Według językoznawcy Danuty Mikulskiej, autorki metody porozumiewania się językiem migowym z niemowlętami, krytycznym okresem jest czas do około 12. roku życia, kiedy to czynny pozostaje tzw. mechanizm przyswajania języka, wrodzony i uniwersalny dla wszystkich języków i kultur. Po tym czasie mechanizm ten zanika. Jednak aby język został przyswojony, konieczne jest też wsparcie społeczne, a tego z reguły brakuje „dzikim dzieciom”.
Traian Caldarar, romski chłopiec, uciekł od bijącego go ojca i przez trzy lata mieszkał z psami w lasach Transylwanii. Po odnalezieniu w 2002 roku poszedł do normalnej szkoły, gdzie szybko dostosował się do rówieśników, a jego ulubionym przedmiotem stała się matematyka.
Według profesora lingwistyki Wayne'a O'Neila z Massachusetts Institute of Technology, dzieci rozwijają kompetencję fonologiczną do nauki swojego pierwszego języka pod koniec pierwszego roku życia, a pomiędzy rokiem czwartym a siódmym otwiera się „okienko” nauki. Jednakże, jeśli dziecko jest w tym czasie wyizolowane, nauka nie przebiega już prosto ani instynktownie.
Odizolowanie i ratunek
Mikulska dodaje, że dzieci, które wychowywały się wśród zwierząt, zdołały nauczyć się od nich pewnych technik komunikacji. W najgorszej sytuacji są ludzie, którzy w dzieciństwie zostali całkowicie odizolowani od otoczenia. Przykładem jest Genie, dziewczynka urodzona w 1957 r. w Kalifornii, którą psychopatyczny ojciec przez 13 lat przetrzymywał związaną w ciemnym pokoju. Nigdy się do niej nie odzywał, nie pozwalał też na to bratu Genie i jej niewidomej matce. W 1970 r. matce udało się wynieść dziewczynkę z domu. Trafiła do opieki społecznej. Przez kolejne lata terapeuci i rodziny zastępcze starali się ją socjalizować, w tym nauczyć mówić. Udało jej się z trudem przyswoić zaledwie kilkadziesiąt podstawowych słów, ale znacznie większe postępy poczyniła w języku migowym, którego nauczyła ją jedna z opiekunek.
David Rigler, terapeuta Genie, uważał, że nauka przyniosłaby o wiele lepsze rezultaty, gdyby od początku postawiono na język migowy. Język migowy jest pod wieloma względami dużo bardziej naturalny dla osób, które nie zetknęły się wcześniej z mową. Mikulska uważa, że można tu znaleźć analogię do wielu żyjących w Polsce głuchych dzieci, z którymi pracowała. Dzieci takie, wychowywane przez słyszących rodziców, często od małego są uczone mowy i czytania z ruchu warg, a nie naturalnego dla nich migania. Taką metodę wciąż szeroko stosuje się w naszym kraju, a nieświadomi jej szkodliwości rodzice utrwalają tę patologię.
Mikulska twierdzi, że nie da się nauczyć języka przez obserwację ust. Dzieci, którym serwuje się taką naukę, zamykają się w świecie ciszy, nie rozumiejąc, co się do nich mówi w obcym dla nich języku. Rezultaty są zatrważające: takie dzieci trafiają w wieku siedmiu lat do szkół dla głuchych jako osoby nieznające żadnego języka. Dopiero tam uczą się porozumiewać z rówieśnikami, używając języka migowego. Pomiędzy nami żyją więc ludzie, którzy są współczesną odmianą dzikich dzieci!