Reklama

Wesele było nielegalne i trzymano je w tajemnicy przed postronnymi. Wczesnym wieczorem trzy dziewczynki rozpoczęły przygotowania do złożenia tradycyjnej małżeńskiej przysięgi. Kucały obok siebie na ziemi, a wokół nich kłębił się tłum kobiet z wioski, które osłaniały je rozpostartymi sari i urządzały kąpiel, polewając z metalowego rondla wodą z mydlinami. Dwie panny młode – siostry Radha i Gora – miały 15 i 13 lat, więc rozumiały, co się dzieje. Trzecia dziewczynka to ich siostrzenica, pięcioletnia Rajani. Miała na sobie różowy T-shirt z rysunkiem motyla na ramieniu. Jedna z kobiet musiała jej pomóc zdjąć go do kąpieli.

Reklama

Panowie młodzi byli w drodze z odległej wioski. Zbyt biedni, by pozwolić sobie na słonia lub bogato przystrojonego konia, które byłyby zgodne z wymogami ceremoniału, jechali samochodem. Spodziewano się, że przybędą w szampańskich nastrojach – pijani. Jedynym miejscowym, który poznał ich wcześniej, był ojciec dwóch starszych dziewczynek – szczupły rolnik z sumiastymi wąsami. Pan M. (tak go będę nazywała), jednocześnie dumny i ostrożny. Uważnie lustrował gości zmierzających kamienistą ścieżką w stronę jedwabnych tkanin rozpiętych na kijach wbitych w ziemię w celu zapewnienia odrobiny cienia. Gdyby o ceremonii dowiedział się jakiś nieprzekupny policjant, weselnicy mogliby zostać aresztowani, a rodzina okryłaby się hańbą. Rajani to wnuczka pana M. Miała okrągłe brązowe oczy, szeroki nosek i skórę koloru mlecznej czekolady.

Mieszkała z babcią i dziadkiem. Jej matka przeprowadziła się do wioski męża, jak nakazuje obyczaj. Podobno jej mąż, ojciec Rajani, był pijakiem i kiepskim rolnikiem. Według mieszkańców wioski właśnie dziadek, czyli pan M., kochał dziewczynkę najbardziej. To dlatego zaaranżował jej małżeństwo z członkiem poważanej rodziny, w którą przez męża weszła też jej ciotka Radha. Dzięki temu nie będzie się czuła samotna po gaunie, czyli ceremonii przejścia panny młodej ze swojej rodziny do domu męża. Gdy dziewczynki wychodzą za mąż w bardzo młodym wieku, gauna powinna nastąpić dopiero po tym, jak dojrzeją.

Dlatego Rajani jeszcze kilka lat będzie mieszkała z dziadkiem i babcią. Takich rzeczy dowiedzieliśmy się w radżastańskiej wiosce podczas święta Akha Teej. Odbywa się ono w najgorętszych miesiącach wiosny, tuż przed nadejściem monsunów, i jest uznawane za najlepszą porę na ślub. Z przera- żeniem patrzyłyśmy na pięcioletnią Rajani, kiedy już do nas dotarło, że to biegające na bosaka dziecko w różowym T-shircie miało dziś wieczorem wyjść za mąż. Mężczyzna, który nas tu przyprowadził – kuzyn pana M. – uprzedzał o ślubie tylko dwóch nastoletnich sióstr. Otwarta rozmowa na ten temat była ryzykowna, bo indyjskie prawo zabrania dziewczętom wychodzić za mąż przed ukończeniem 18. roku życia. Zmowa z sąsiadami i powoływanie się na honor rodziny są skuteczniejsze, gdy dziewczyna przynajmniej osiągnęła dojrzałość płciową. Najmłodsze panny młode są włączane w ceremonię dyskretnie, ich imiona nie trafiają na zaproszenia. Rajani zasnęła jeszcze przed rozpoczęciem zaślubin. Wuj podniósł ją delikatnie z łóżka, przerzucił sobie przez ramię i zaniósł w świetle księżyca do kapłana hindu, świętego ognia, gości siedzących na plastikowych krzesłach i jej przyszłego męża, dziesięciolatka w złotym turbanie.


Osobie z zewnątrz trudno opanować impuls do działania. Wystarczy złapać dziecko, znokautować stojących najbliżej dorosłych i uciec. Przerwać to szaleństwo! Nad swoim biurkiem przykleiłam do ściany zdjęcia Rajani z wieczoru jej wesela. Zmierzcha, za sześć godzin rozpocznie się ceremonia zaślubin. Twarz dziewczynki jest zwrócona do aparatu, ma szeroko otwarte oczy bez cienia troski, lekko się uśmiecha. Przypominam sobie scenariusze akcji ratunkowej, które kłębiły się w mojej głowie tamtej nocy. Nie tylko dla Rajani, ale też dla sióstr, 13- i 15-letniej, które traktowano jak towar zmieniający właściciela – z jednej rodziny do drugiej. Tylko dlatego, że mężczyźni tak zaplanowali im przyszłość.

Przymusowe małżeństwo w młodym wieku do dziś znakomicie się ma w wielu rejonach świata. Aranżują je sami rodzice, często wbrew prawu, ale za przyzwoleniem lokalnej społeczności, jako odpowiedni sposób dorastania młodej kobiety. W indiach dziewczynki zazwyczaj wydaje się za chłopców starszych o kilka lat. W Jemenie, Afganistanie i innych krajach o wysokiej liczbie dziecięcych małżeństw mężami mogą być młodzi mężczyźni, wdowcy w średnim wieku lub porywacze. Ci ostatni najpierw gwałcą dziewczynkę, a potem biorą ofiarę za żonę, jak to jest w zwyczaju w niektórych rejonach etiopii. Wiele małżeństw to biznesowe transakcje ledwie zawoalowane przywiązaniem do tradycji. Pozwalają np. umorzyć dług w zamian za ośmioletnią pannę młodą.

Czasem kończą wieloletnią waśń rodzinną pod warunkiem wydania za mąż 12-letniej kuzynki dziewicy. Kiedy wyjdą na jaw, stają się pretekstem do oburzonych głosów w mediach z całego świata. Jednak społecznościom, w których wczesne małżeństwa aranżowane przez rodziców są na porządku dziennym, nie tak łatwo jednoznacznie osądzić, co jest dla tych dziewczynek gorsze. ich edukacja jest ograniczana nie tylko przez zamążpójście, ale też przez system szkolnictwa, który zapewnia naukę w okolicy tylko do kilku klas.

Później pozostaje dojazd do miasta autobusem, w którym pełno mężczyzn „drapieżców”. W szkole średniej niczym nadzwyczajnym nie jest brak zamykanej łazienki pod dachem, w której dorastająca dziewczyna może załatwić swoje potrzeby higieniczne. Poza tym nauka kosztuje, a każda rodzina oszczędza pieniądze dla synów. W indiach od dawien dawna młode żony opuszczają rodzinny dom i wprowadzają się do męża. hinduskie określenie paraya dhan odnosi się do córek wciąż mieszkających z rodzicami i w dosłownym tłumaczeniu znaczy „cudza własność”. Nie zapominajmy też, że w niektórych rejonach świata pomysł, by młoda kobieta sama wybierała sobie partnera, nadal uważa się za niedorzeczność. Niemal w całych indiach większość małżeństw wciąż jest aranżowana przez rodziców.

Dobry związek jest uważany za unię dwóch rodzin, a nie dwojga ludzi. Dlatego niezbędne są długotrwałe negocjacje familijnych starszyzn, a nie układy młodych kierujących się porywami serca. W ubogich społecznościach kobiety, które utraciły dziewictwo, często są uważane za nienadające się do małżeństwa. Nawet osoby najbardziej zaangażowane w walkę z dziecięcymi małżeństwami nie wiedzą, od czego zacząć. Tradycja sięga wielu pokoleń wstecz, a babki nalegają, żeby wszystko odbyło się po staremu, jak za ich czasów. – Jeden z naszych pracowników opowiadał o spotkaniu ze wzburzonym ojcem pewnej dziewczynki – mówi Sreela Das Grupya z international Center for Research on Women (iCRW) organizacji zaangażowanej w kampanię przeciw dziecięcym małżeństwom. – Zapytał, czy – jeśli zgodzi się, by córka wyszła za mąż w starszym wieku – weźmiemy odpowiedzialność za jej ochronę. Mój pracownik nie wiedział, co odpowiedzieć. Co jeśli zostanie zgwałcona w wieku 14 lat? To są pytania, na które nie mamy odpowiedzi.


Historię myszy i słonia usłyszałam na tylnym siedzeniu samochodu na zachodzie Jemenu. Podróżowaliśmy z Mohammedem, który zaoferował, że podwiezie nas do pewnej wioski. – To, co się tam wydarzyło, w głowie się nie mieści – opowiadał. Był naprawdę poruszony. – Mieszka tam dziewczynka o imieniu Aisza. Ma 10 lat i jest drobna, a jej mąż to 50-latek z taaakim brzuchem – powiedział, wyciągając ręce przed siebie, by pokazać obwód w pasie pana młodego. – Zupełnie jakby mysz poślubiła słonia.

Mohammed opisał właśnie zwyczaj zwany shighar, w którym dwóch mężczyzn „załatwia” sobie wzajemnie żony, wymieniając się kobietami ze swoich rodzin. – Każdy poślubił córkę drugiego – opowiadał dalej Mohammed. – Myślę, że nikt by tego nie zgłaszał, gdyby różnica wieku między żoną a mężem była odpowiednia. Moim zdaniem dziewczynki nie powinny wychodzić za mąż w wieku 10 lat. No, może jak skończą 15, 16 lat. W kamienno-betonowych domach wioski, do której dotarliśmy, mieszka 50 rodzin. Suchą ziemię wokół porastają kaktusy. Miejscowy szejk to niski rudobrody mężczyzna z komórką wciśniętą za pas obok tradycyjnego jemeńskiego sztyletu. Zaprowadził nas do domu o niskim stropie, pełnego kobiet, niemowląt i dziewczynek. Jedne siedziały na dywanie i na łóżkach, inne przemykały przez drzwi, wciskając się do środka. Szejk kucnął na środku pomieszczenia, ze złością strofując wszystkich naokoło. Spojrzał na mnie podejrzliwie i zapytał: – Masz dzieci?

Odpowiedziałam, że tak, dwójkę. – Tylko tyle? – wykrzyknął zdumiony. Ruchem głowy wskazał młodą kobietę trzymającą na rękach niemowlę i zajmującą się jednocześnie dwójką innych maluchów. – Suad ma 26 lat, a urodziła już dziesięcioro dzieci – powiedział.

Była córką szejka. W wieku 14 lat wyszła za mąż za kuzyna, którego wybrał jej ojciec. – lubiłam go – powiedziała Suad cicho, bo szejk bacznie ją obserwował. – Byłam szczęśliwa.


Szejk wygłosił kilka mądrości. Jego zdaniem żaden ojciec nie zmusza córki do wyjścia za mąż wbrew jej woli. Przekonywał, że powikłania zdrowotne po porodach w bardzo młodym wieku są przesadzone. Powiedział, że początki w małżeństwie nie są może dla panny młodej najłatwiejsze, ale nie ma się czym przejmować. – To oczywiste, że każda dziewczyna boi się pierwszej nocy, ale w końcu się przyzwyczaja. Życie toczy się dalej.

Gdy zadzwonił telefon, mężczyzna wyciągnął go zza pasa i wyszedł na zewnątrz. Zdjęłam chustkę z głowy, odsłaniając włosy. Zauważyłam, że tak robiła moja tłumaczka, kiedy wychodzili mężczyźni i rozpoczynała się intymna rozmowa kobiet. W pośpiechu zasypałyśmy je pytaniami: – Jak jesteście przygotowywane do nocy poślubnej? Czy wiecie, czego się spodziewać?

Kobiety spojrzały w kierunku wyjścia – szejk był zajęty rozmową. Zaczęły mówić: – Dziewczynki nic nie wiedzą, za to mężczyźni są w pełni świadomi, do czego je zmuszają.

Zapytałyśmy o młodziutką Aiszę i jej 50-letniego męża słonia. Kobiety zaczęły mówić jedna przez drugą: – To okropne, co się stało! Powinno się tego zabronić. Młoda Fatima powiedziała, że Aisza krzyknęła ze strachu na widok przyszłego męża. Fatima to starsza siostra Aiszy. Ktoś zawiadomił policję, ale ojciec dziewczynki kazał jej włożyć buty na obcasach, by wyglądała na wyższą, i zasłonić twarz hidżabem. Zagroził, że jeśli pójdzie do więzienia, zabije Aiszę zaraz po wyjściu. Policja dała im spokój i dziewczynka mieszka teraz z mężem w wiosce oddalonej o dwie godziny drogi. Kobiety mówiły coraz szybciej i ciszej, bo wydawało się, że szejk kończy rozmowę. – Aisza ma telefon komórkowy – powiedziała Fatima. – Dzwoni codziennie i szlocha do słuchawki.


Allach zakazałby małżeństw w młodym wieku, gdyby były niebezpieczne – przekonywał mnie pewnego kilka lat temu w Sanie, stolicy Jemenu, poseł Mohammed Al-hamzi. – Nie możemy zakazać czegoś, czego nie zakazał Allach.

Al-hamzi przekonywał, że islam nie pozwala na stosunki małżeńskie, zanim dziewczyna nie będzie na nie fizycznie gotowa, ale w Koranie nie znajdziemy określenia wieku granicznego. Dlatego te sprawy są regulowane przez religię i poglądy rodziny, a nie prawo cywilne. No i jest jeszcze kwestia Aiszy – ukochanej proroka Mahometa. Według powszechnego przekonania w momencie skonsumowania małżeństwa miała dziewięć lat.

inni wspominali o uczonych przekonujących, że Aisza tak naprawdę była starsza, kiedy rozpoczęła stosunki małżeńskie – była nastolatką, a może nawet skończyła 20 lat. Tak czy inaczej, jej dokładny wiek nie ma znaczenia, podkreślano. Każdy współczesny mężczyzna domagający się młodej dziewczynki za żonę okrywa religię hańbą. – islam bardzo ceni ludzkie ciało – mówi Najeeb Saeed Ghanem, przewodniczący Komisji ds. Zdrowia i Populacji w jemeńskim parlamencie. – Traktuje je jak klejnot.


Następnie wymienia medyczne konsekwencje zmuszania dziewczynek do seksu i rodzenia dzieci, nim osiągną fizyczną dojrzałość. A są to: rozerwane ściany pochwy, przetoki, czyli uszkodzenia wewnętrzne prowadzące do utworzenia kanałów łączących oddzielne normalnie narządy, co skutkuje m.in. nieodwracalnym nietrzymaniem moczu. Niektórym rodzącym dziewczynkom położne muszą wyjaśniać, jak człowiek się rozmnaża. – Zaczynają od pytania, czy dziewczynka wie, co się z nią dzieje – wyjaśnił mi pediatra z Sany. – Czy rozumiesz, że rodzisz właśnie dziecko, które się w tobie rozwijało?

W Jemenie nie zwykło się rozmawiać otwarcie o seksie, nawet między wykształconymi matkami i córkami. Temat rodziców, którzy są gotowi wydać swoje córki w bardzo młodym wieku za dorosłych mężczyzn, rzadko pojawiał się w mediach. Sytuacja zmieniła się trochę trzy lata temu, gdy dziesięcioletnia Nujood Ali nagle stała się najsłynniejszą na świecie buntowniczką walczącą z dziecięcymi małżeństwami. W Jemenie nikt nie dziwił się, że ojciec Nujood wymógł na niej poślubienie mężczyzny trzykrotnie starszego. Że mąż zmusił ją do współżycia już pierwszej nocy, choć obiecywał poczekać, aż dziewczynka dorośnie. Teściowa i szwagierka musiały podnieść ją rano z łóżka i zanieść do kąpieli, bo dziewczyna nie miała siły zrobić tego sama. Prześcieradło było całe zakrwawione – dowód na to, że małżeństwo zostało skonsumowane. Nie było w tym nic nadzwyczajnego. Wszystkich zaskoczyło to, że Nujood postanowiła się bronić.


– Jej przypadek okazał się kamieniem, który zmącił lustro wody – opowiada jeden z jemeńskich dziennikarzy. Uciekła od męża i wróciła do rodzinnego domu. Przeciwstawiła się ojcu, kiedy ten krzyczał, że honor rodziny zależy od tego, czy wypełni małżeńskie zobowiązanie. Matka była zbyt zastraszona, by pomóc. Dopiero druga żona ojca dała Nujood błogosławieństwo i pieniądze na taksówkę. To ona powiedziała dziewczynce, dokąd ma pojechać. Gdy zdziwiony sędzia zapytał, po co Nujood przyjechała do sądu w wielkim mieście, ta odparła, że chce rozwodu. Wpływowa prawniczka zgodziła się przyjąć jej sprawę. Zaczęły się ukazywać anglojęzyczne artykuły opisujące jej losy – najpierw w prasie jemeńskiej, później za granicą. Nagłówki w mediach w połączeniu z urokiem i siłą Nujood sprawiły, że gdy w końcu otrzymała rozwód, sala sądowa rozbrzmiała brawami tłumnie zgromadzonej publiczności. Zaproszono ją do USA, gdzie spotkała się z podobnym przyjęciem.

Gdy zobaczyłam ją po raz pierwszy w redakcji gazety w Sanie, miała na sobie abaję, szatę zakrywającą całe ciało, którą noszą Jemenki po osiągnięciu dojrzałości. Wyglądała na nie więcej niż 8–10 lat. Mimo że miała za sobą podróż za Atlantyk i z powrotem i odpowiedziała na setki intymnych pytań, zachowała dziecięcą otwartość, urok i bezpośredniość. Zupełnie jakby słyszała moje pytania po raz pierwszy. Gdy jadłyśmy lunch, siedząc na matach modlitewnych, uczyła mnie, jak należy zanurzać chleb we wspólnym kociołku z wywarem. Powiedziała, że znów mieszka z rodzicami i że chodzi do szkoły. Jej ojciec – potępiony przez opinię publiczną – niechętnie zgodził się ją przyjąć.


Uczeni zajmujący się teoriami zmiany i rozwoju społecznego nazywają takie osoby jak Nujood Ali „pozytywnymi dewiantami”. To ludzie, którzy w wyniku sprzyjających okoliczności i wrodzonych predyspozycji (np. odwagi) potrafią zakwestionować tradycję danej społeczności i spróbować czegoś nowego. Międzynarodowe kampanie walki z dziecięcymi małżeństwami posiłkują się przykładami wielu takich postaci: matek, ojców, babć, nauczycieli, pracowników służb socjalnych. Jednak największe wrażenie robią dziewczynki, które się zbuntowały – losy każdej z nich prowadzą do kolejnych rebelii. W Jemenie spotkałam 12-letnią Reem, która dostała rozwód kilka miesięcy po Nujood.

Musiała przekonać wrogo nastawionego sędziego, który utrzymywał – o ironio! – że jest za młoda, by świadomie podjąć decyzję o rozwodzie. W indiach poznałam 13-letnią Sunil, która w wieku 11 lat przysięgła rodzicom, że nie wyjdzie za mężczyznę, którego jej wybrali. Zagroziła, że jeśli ją zmuszą, zadenuncjuje ich na policji i rozwali ojcu głowę. – Zwróciła się do nas o pomoc – opowiadał z podziwem jej sąsiad. Ludzie uwielbiają historie, w których nie ma wątpliwości, po czyjej stronie leży racja – mówi Saranga Jain, specjalistka ds. zdrowia nieletnich. Jednak większość dziewcząt wychodzi za mąż w wieku od 13 do 17 lat. Chcemy zmienić postrzeganie problemu i zwrócić uwagę społeczeństwa, że nie dotyczy on tylko najmłodszych dziewczynek.

Z punktu widzenia iCRW każde małżeństwo, w którym jedno z małżonków ma poniżej 18 lat, to małżeństwo dziecięce. Badacze oceniają, że co roku od 10 do 12 mln dziewczynek z krajów rozwijających się wychodzi za mąż w zbyt młodym wieku. Starając się zatrzymać to zjawisko, musimy pamiętać o tym, jak wiele różnych powodów pcha nastolatkę do małżeństwa i rodzenia dzieci, niszcząc jej szanse na dobrą edukację. Przymuszenie nie zawsze wychodzi od dominujących rodziców. Czasami dziewczynki rezygnują z dzieciństwa, bo takie są wobec nich oczekiwania lub ponieważ społeczność nie oferuje im nic innego. Okazuje się, że programy opóźniania małżeństw są najskuteczniejsze, kiedy działają na zasadzie zachęty, a nie piętnowania, np. pomagając rodzinom, które decydują się na kontynuowanie edukacji dziewczynek, lub poszerzając sieć szkół. W indiach szkoli się wiejskich specjalistów ds. zdrowia nazywanych sathinami, którzy monitorują jakość życia miejscowych rodzin. Starają się oni przypominać mieszkańcom, że przedwczesne małżeństwa to wielka krzywda wyrządzana ich córkom.


Scenariusz „bierz dziewczynę i w nogi” ma jedną wielką wadę: co potem? – Jak będzie wyglądało życie dziewczynki, jeśli odseparujemy ją od rodziny i społeczności? – pyta Molly Melching, założycielka senegalskiej organizacji Tostan. Pracownicy Tostanu zachęcają miejscową ludność do publicznych deklaracji dotyczących przyszłości swoich dzieci. Dzięki temu żadna dziewczynka nie zostanie napiętnowana jako „inna” tylko dlatego, że jako jedyna w okolicy nie wyszła za mąż w młodym wieku.

szkolny mundurek, czyli ciemna plisowana spódniczka i biała bluzka, a włosy zaczesane gładko do tyłu i związane w kucyk – tak podczas naszego pierwszego spotkania wyglądała 17-latka z Radżastanu Shobha Choudhary. Miała poważny wyraz twarzy, trzymała się prosto. Kończyła właśnie szkołę średnią ze świetnymi stopniami. Kilka lat wcześniej wypatrzyli ją ludzie z projektu Veerni. W jego ramach rozproszeni po całych północnych indiach pracownicy społeczni szukają zdolnych dziewczynek, których rodzice mogą zgodzić się puścić je do darmowej szkoły dla dziewcząt w mieście Jodhpur.

Shobha wyszła za mąż w wieku ośmiu lat. Wyobraźcie sobie taką scenę: zbiorowe zaślubiny tuzina dziewczynek z jednej wioski, odświętna okazja w miejscu ogromnej biedy. – Założyłam piękne szaty – opowiadała mi Shobha ze smutnym uśmiechem. – Nie wiedziałam, czym jest małżeństwo. Byłam bardzo szczęśliwa.

Od ślubu widziała męża tylko raz, i to krótko. Jest od niej o kilka lat starszy. Na razie udawało jej się opóźniać gaunę, czyli moment rozpoczęcia życia małżeńskiego w domu męża. Odwróciła wzrok, kiedy zapytałam, jaki on jest. Odparła, że niewykształcony. Nie, nie ma możliwości, żeby zhańbiła swoich rodziców, opóźniając gaunę w nieskończoność. – Muszę z nim zamieszkać. Namówię go do nauki i zrozumienia wielu ważnych rzeczy. Nie mogę go zostawić.


Chciała pójść na studia. Marzyła o tym, by podjąć pracę w policji i zająć się egzekwowaniem prawa zabraniającego dziecięcych małżeństw.

Zawsze gdy odwiedzałam wioskę Shobhy, jej rodzice częstowali mnie herbatą z przyprawami podaną w najlepszej zastawie. Początkowo byli wobec mnie nieufni. Rozpierała ich duma z córki, ale nie wiedzieli, co mogą mi powiedzieć. Z czasem nabrali zaufania i przyznali, że ich córka jednak wyszła za mąż. Ale to działo się, za zawsze gdy odwiedzałam wioskę Shobhy, jej rodzice częstowali mnie herbatą z przyprawami podaną w najlepszej zastawie. Początkowo byli wobec mnie nieufni. Rozpierała ich duma z córki, ale nie wiedzieli, co mogą mi powiedzieć. Z czasem nabrali zaufania i przyznali, że ich córka jednak wyszła za mąż. Ale to działo się, zasowo. Po powrocie do USA dostałam taki e-mail: Dzień dobry pani. Postanowiłam zdobyć licencjat. Na pierwszym roku chcę też skończyć kurs angielskiego i obsługi komputera. Proszę o szybką odpowiedź, bo zbliża się data składania zgłoszeń do college’u. Wysłaliśmy jej z mężem czek.

– Zobaczymy, co się wydarzy – powiedziała Shobha, kiedy ostatni raz widziałam ją w indiach. – Cokolwiek przyniesie los, dostosuję się. Kobiety muszą się poświęcać.

Siedziałyśmy w kuchni jej rodzinnego domu. – Czemu to kobiety zawsze się poświęcają? – zapytałam wzburzona, podnosząc głos bardziej, niż bym tego chciała. Wyraz twarzy dziewczyny mówił, że tylko jedna z nas zdawała sobie sprawę, jakie prawa obowiązują w jej świecie. – Dlatego, że moim krajem rządzą mężczyźni – odparła.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama