Reklama

Zdrowie bitych i biednych kobiet wciąż na marginesie

U części kobiet, które trafiają na szpitalne oddziały ratunkowe, lekarze stwierdzają kłopoty zdrowotne, które można leczyć. Jo była ofiarą przemocy domowej, wielokrotnie lądowała w szpitalu i bała się o życie. Lekarze na izbach przyjęć często widują takie kobiety; z siniakami, połamanymi kośćmi albo z niewidocznymi bliznami. Tyle że Jo nie jest pacjentką, lecz lekarką tego szpitala. W rzeczywistości na świecie ten rodzaj przemocy to najczęstsza przyczyna kobiecych uszczerbków na zdrowiu, częstsza niż wypadki, rozboje czy napaści przez nieznajomych.

Reklama

Nadia to dziesięciolatka. Stoi przed SOR-em sama i najwyraźniej cierpi, gdy jakaś nieznajoma informuje o niej lekarzy. Badanie zdrowotne dziewczyny wskazuje, że ma w brzuchu duży guz i wymaga pilnej operacji. Władze szpitala już chcą wzywać odpowiednie służby opieki nad dziećmi, gdy „nieznajoma” przyznaje się, że jest matką dziewczynki, a bała się ujawnić, bo jest w USA nielegalnie.

To lęk przed deportacją sprawił, że czekała aż tak długo, zanim zdecydowała, że córkę trzeba zbadać. Przez to opóźnienie leczenie kosztowało o wiele więcej niż zwyczajne profilaktyka zdrowotna. Nieubezpieczeni chorzy nie mają dostępu do opieki zdrowotnej, a w przypadku kobiety ryzyko braku ubezpieczenia rośnie wraz ze spadkiem dochodów. Kobiety żyjące w wiejskich społecznościach częściej niż inne mają kłopoty ze zdrowiem. Utrudniony jest dostęp do mammografii i innych badań przesiewowych oraz do opieki położniczej. Także inne czynniki zniechęcają kobiety do dbania o zdrowie.

Choć w USA Affordable Care Act (Obamacare) miał obniżyć obywatelom barierę finansową dla ubezpieczania, korzystanie z opieki medycznej nadal pochłania pieniądze. Często panie zarabiają przecież mniej niż panowie. Kobieta jest też statystycznie częściej niż mężczyzna objęta ubezpieczeniem jako osoba zależna. Z tych i innych względów w USA niemal jedna kobieta na cztery, musiała zaniedbać kobiece zdrowie ze względu na finanse.

Zdrowie kobiety: czym jest ochrona płodności?

Kobiety muszą się zmagać z jeszcze jedną kwestią zdrowia intymnego. Układ rozrodczy kobiety jest zaprojektowany do wydawania na świat potomstwa. Niezależnie od tego, czy kiedykolwiek urodzą, większość kobiet przez dużą część swojego życia jest do tego zdolna. Zależnie od okoliczności może to być dla nich błogosławieństwem, ciężarem, kwestią społeczną. W każdym jednak wypadku jest to najbardziej osobista kwestia zdrowia kobiet.

Z danych CDC (Centrów Kontroli i Prewencji Chorób) wynika, że niepłodność, czyli niezdolność do zajścia w ciążę lub jej utrzymania, dotyka ok. 10 proc. Amerykanek w wieku 15–44 lata (w Polsce szacunki są podobne). Dobra wiadomość jest taka, że współcześnie jest dużo badań płodności u kobiet. Większość przypadków można dziś skutecznie leczyć konwencjonalnymi metodami. W porównaniu z przeszłością jest więcej nadziei. A co z tymi, które nie chcą mieć dzieci? Nie teraz albo w ogóle?

Illustration by Bianca Bagnarelli

Cristina jest kobietą stanowczą, w typie „nie biorę jeńców”, i sama mówi o sobie, że jest „bezdzietna z wyboru”. Nawet gdy była w związku z człowiekiem, którego bardzo kochała, pozostała wierna sobie (za cenę małżeństwa). Należy do wciąż rosnącej rzeszy kobiet, które z takich czy innych względów świadomie wybrały bezdzietność – ich decyzja jest równie słuszna jak przeciwny wybór.

Są i takie kobiety, które odkładają posiadanie dzieci z powodów zawodowych, osobistych albo ze względu na kobiece zdrowie. Niestety jeśli kobiety czekają zbyt długo, to wiele trudniej jest zajść w ciążę przez wzgląd na kwestie zdrowia u kobiet. Jest to też bardzo kosztowne: jedna procedura in vitro to jakieś 12 tys. dol. (w Polsce 10–12 tys. zł). Prawda jest jednak taka, że dla kobiety i jej zdrowia najlepiej jest zajść w ciążę w wieku ok. 20 lat. Po przekroczeniu trzydziestki płodność stopniowo spada, zmniejsza się bowiem zarówno liczba, jak i jakość jajeczek. Gdy zdrowa, płodna 30-latka chce zajść w ciążę, w każdym miesiącu ma na to 20 proc. szans. Po czterdziestce te szanse spadają do mniej niż 5 proc. na cykl. Dlatego stanowczo zalecam tzw. ochronę płodności, czy to poprzez zamrożenie jajeczek, czy zarodków. To pomaga uniknąć „panicznego rodzicielstwa”, czyli wchodzenia w niesprawdzone związki tylko po to, by mieć dziecko.

Statystyki matczynej śmiertelności ukazują, jaki odsetek zgonów wśród kobiet w przedziale wiekowym 15–49 lat jest związany z ciążą i porodem. W latach 2000–2017 w skali świata obniżył się on znacząco, ale w USA wzrósł. Na ten wzrost składa się wiele czynników, w tym zdrowie kobiet, uwarunkowania socjoekonomiczne, dostęp do opieki zdrowotnej czy posiadanie dzieci w późniejszym wieku. Nawet w tych okolicznościach, zdaniem CDC, ok. 60 proc. tych zgonów można by zapobiec.

Zdrowie kobiet po 60. roku życia

Bez kobiet nie byłoby nowego życia, ale są one też kotwicami i strażniczkami tego, które zbliża się do końca. Wiele kobiet jest podwójnie narażona na problemy zdrowotne, bo z jednej strony zajmują się potomstwem, a z drugiej starszym pokoleniem. Muszą przecież jeszcze dbać o siebie. Ellis jest chirurgiem z powołania, u szczytu zawodowego rozwoju, gdy uderza w nią diagnoza: alzheimer. Choroba niszczy jej karierę i prowadzi do śmierci. Ale alzheimer atakuje kobiety nieproporcjonalnie bardziej niż mężczyzn, i to z dwóch powodów.

Zdrowie kobiet po 60. roku życia się pogarsza i znaczna większość zaczyna chorować na alzheimera. Stanowią one też 66 proc. spośród ponad 16 mln Amerykanów, którzy nieodpłatnie zajmują się pacjentami z alzheimerem lub innymi postaciami otępienia. W miarę wzrostu liczby osób powyżej 65. roku życia przybędzie kobiet, których zdrowie ucierpi przez alzheimera, a ubywać będzie młodszych kobiet, które mogłyby się nimi opiekować.

W roku 2015 państwa członkowskie ONZ uzgodniły, że spróbują do 2030 r. zapewnić podstawowe świadczenia zdrowotne każdemu mężczyźnie, kobiecie i dziecku. Dziś, gdy setki milionów ludzi nie mogą znaleźć albo pozwolić sobie na opiekę zdrowotną, jesteśmy bardzo daleko od tego celu. Ale jest to coś, o co warto walczyć. Każda z nas może zacząć od wyartykułowania, czego jej osobiście potrzeba i czego będzie potrzebować jej rodzina, społeczność i kraj, by żyć w zdrowiu i dobrostanie.

Jak kobiety powinny walczyć o swoje zdrowie?

Jako lekarka medycyny urazowej od połowy lat 90. miałam do czynienia z najrozmaitszymi pacjentami: młodymi i starymi, bogatymi i biednymi, kobietami i mężczyznami. Obserwowałam też bliskich, którzy im towarzyszyli jak próbowali opanować zdrowotny kryzys w rodzinie. A jednocześnie sprostać obowiązkom w pracy, wyzwaniom rodzinnym i finansowym. To brzemię często spada głównie na barki zdrowych kobiet. Zdaniem Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju w skali świata kobiety poświęcają ponad 1,1 bln godzin na nieodpłatną opiekę nad dziećmi i osobami starszymi.

Jako producent wykonawczy serialu telewizyjnego Grey’s Anatomy – Chirurdzy wpisuję te kobiety do scenariusza. To matki, partnerki, żony, siostry, córki, dyrektorki i sekretarki. Kobieta, która dopiero co urodziła, sądzi, że ma zablokowany przewód mleczny, i zbyt późno orientuje się, że to rak piersi. Inna, która nie chce przyznać, że padła ofiarą gwałtu, obawiając się, że to ona zostanie obwiniona, bo poszła tam, gdzie poszła, albo była tak, a nie inaczej ubrana.

Są kobiety w ostatnim stadium choroby albo takie, które wymagają przeszczepu i muszą o tym powiedzieć swoim córkom. Inne, mierzące się z własną seksualnością; zachodzące w ciążę w późnym wieku, wybierające niestandardową drogę do macierzyństwa albo bezdzietne z wyboru. Kobiety z guzem mózgu, chorobą psychiczną, depresją; nieubezpieczone i takie, które mogłyby kupić cały świat.

Opisuję te kobiety i ich zdrowie, bo je dostrzegam, bo jestem nimi. Sama utknęłam w „generacji kanapkowej”; opiekuję się starzejącą się matką i trójką małych dzieci. Pracuję na pełen etat. Codziennie muszę ekwilibrystycznie żonglować czasem: szkoły, rozkłady zajęć, opiekunki, zajęcia dodatkowe, terminy i cele zawodowe, a przy tym wszystkim próbuję jeszcze zachowywać pozory życia towarzyskiego. Jestem tymi wszystkimi kobietami, każda z nas jest, i często, choć po cichu, jesteśmy tym wszystkim przytłoczone. Jeśli tak wygląda scenariusz życia, jak mamy znaleźć sposób na to, by zatroszczyć się o zdrowie kobiet?

Nadzieja rośnie we mnie, gdy widzę, kobiety zaczynają przemawiać w swoim imieniu, co przyczynia się do poprawy dbania o zdrowie kobiet. I musi to robić coraz więcej kobiet. Muszą opowiadać o swoich poronieniach, o tym, że nie mogą mieć dzieci, albo o tym, czego boją się w antykoncepcji. O raku, chorobach serca, depresji, lęku. O tym, że mają nadwagę, zaburzenia odżywiania, że nadużywają alkoholu albo leków. O przemocy domowej. Związane z takimi problemami społeczne piętno sprawia, że wiele pań boi się przełamać milczenie.

Jednak bez naszego głosu nie będzie finansowania badań zdrowotnych kobiet ani zmiany polityk. Tylko słysząc nawzajem swoje głosy, wzmacniamy siebie i razem rośniemy w siłę, która jest w stanie wymóc zdrowe zmiany.

Illustration by Bianca Bagnarelli

Jak i dlaczego zdrowie kobiety jest lekceważone?

Jako pisarka oczywiście opowiadam historie. Wzięte z życia przetwarzam na ekranowe. Moje postaci o których opowiadam w niniejszym tekście, są uosobieniem zdrowia przeciętnej kobiety. Naprawdę uważam, że dobre lekarki muszą też być dobrymi mówczyniami. Uprawiam medycynę narracyjną, czyli w skrócie: uważnie słucham tego, co mówi mi pacjent. Jednocześnie obserwuję, co mówi mi jego ciało i wykorzystuję te dwie opowieści w procesie leczenia.

Na przykład – Miranda – odnosząca sukcesy ordynator oddziału chirurgii. Ponownie wyszła za mąż, bo jej pierwszy partner nie potrafił zaakceptować wyzwań związanych z jej pracą. Pewnego dnia przychodzi do szpitala, skarżąc się na nieswoiste objawy, mówiące, że zdrowie tej kobiety jest zagrożone, bo sygnalizują zawał serca. Objawy bardziej dyskretne niż u mężczyzn, takie jak ból w nadbrzuszu, zawroty głowy czy niezwykłe w danej sytuacji zmęczenie. Miranda jest pewna, że to zawał (spoiler: ma rację). Ale gdy kobiety skarżą się na swoje zdrowie i żądają diagnostyki, pracownicy służby zdrowia częściej niż w wypadku mężczyzn bagatelizują ich dolegliwości. Taki lekceważący stosunek ma znaczenie nie tylko dla leczenia kobiet tu i teraz, ale też dla badań, które mają stworzyć leki przyszłości.

Historycznie rzecz biorąc, w zdominowanej przez mężczyzn medycynie badania kliniczne prowadzono z udziałem tylko męskich ochotników; uznawano ich za „normę”, a ich reakcje na nowy lek – za reprezentatywne dla obu płci. Kobiety w wieku rozrodczym wykluczano „ze względów bezpieczeństwa zdrowia kobiet”. Chciano bowiem wyeliminować różnice w poziomie hormonów jako niechciany czynnik w badaniach.

W roku 1993 amerykańskie Narodowe Instytuty Zdrowia zażądały, by kobiety uwzględniano w większej liczbie badań klinicznych. W 2016 r. analiza czasopism medycznych wykazała, że badania kliniczne uwzględniały więcej kobiet, ale nie zawsze był to reprezentatywny odsetek żeńskiej populacji. Potrzeba nam badań swoistych dla kobiet, by zmierzyć się z różnicami w biologii i prognozach. Kobiety częściej są diagnozowane i żyją z chorobami przewlekłymi zagrażającymi ich zdrowiu. U płci żeńskiej choroba wieńcowa wywołuje poważniejsze upośledzenie sprawności i więcej zgonów niż u mężczyzn, a mimo tego więcej funduszy zyskują badania nad tą chorobą u panów. Na rynku pojawiają się coraz to nowe leki i inne produkty, które mają przynosić zdrowiu kobiet korzyści, ale w rzeczywistości niektóre wręcz im szkodzą. Wypadałoby więc zaprojektować więcej badań i testów, w których tak uczestniczkami, jak i głównie decydującymi, byłyby właśnie kobiety.

Reklama

Źródło: NationalGeographic.com: Women’s health concerns are dismissed more, studied less

Reklama
Reklama
Reklama