- To był moment dumy. Wszystkie nasze góry najpierw zdobywali obcokrajowcy. To dlatego byliśmy tak zdesperowani, by tej zimy wejść na K2 – mówił po udanym ataku na szczyt Mingma G, Szerpa który 5 razy wchodził na Everest i dwa razy latem na K2, a wszystkie 8-tysięczniki świata zdobył przed 30-ką.

Reklama

Kami Rita Sherpa, człowiek który wspiął się na Everest 24 razy, sukces swoich krajan skomentował dla AFP następująco: „Przez dekady, Nepalczycy pomagali obcokrajowcom zdobywać szczyty w Himalajach, ale nie dostawali w zamian należnego im uznania. To coś wspaniałego, że 10 Nepalczyków przeszło do historii pokazując brawurę i siłę”. A do porażki mało brakowało.

Według słów Nirmala Purji, jedynego Magara a nie Szerpy w 10-tce zimowych zdobywców K2, niewiele brakowało, a wszyscy zawróciliby jeszcze przed pokonaniem groźnego żlebu na wysokości 8200 metrów, wąskiego gardła (ang. bottleneck), z którego odrywające się okruchy lodowe (seraki) zabiły już wielu innych śmiałków. By tam dojść pokonali wcześniej dwie inne trudne technicznie sekcje najpopularniejszej trasy na K2 zwanej Żebrem Abruzziego, czyli Komin House’a i Czarną Piramidę.

– Gdyby udało się im przedostać przez zabójczy żleb na K2, 10 nepalskich wspinaczy dowodzonych przez 37-letniego Purję (zwanego Nimsdaiem) byłoby pierwszymi zimowymi zdobywcami K2. Purja wiedział, że choć strach przed serakami podpowiadał pośpiech, tuż przed szczytem musieli zwolnić – zauważa „New York Times”.

Rozmawiający z gazetą dwa dni po zdobyciu szczytu, Nimsdai wyjaśnił, że pod sam koniec czuł, „to był ten dzień”. – Modliłem się do góry. Tym razem potrzebowaliśmy zgody na przejście i góra nam ją dała – stwierdził.

K2 nie dla wszystkich była wówczas łaskawa. Chwilę po sukcesie Nepalczyków, znajdujący się sporo poniżej szczytu Hiszpan Sergi Mingote zginął podczas zejścia. Nie posługiwał się tlenem, chciał tej zimy zdobyć K2 bez „wspomagania”, na co często zwracają uwagę puryści himalaizmu.

Naturalnie tlen pomaga, ale – co zauważa w „New York Times” turecko-amerykański alpinista i filmowiec Renan Ozturk, nawet korzystający z tlenu są narażeni na śmierć. – Jak wyczerpie się butla, możesz zamknąć oczy na sekundę i nigdy się już nie obudzić.

Trochę jakby na przekór owym purystom, w dziesiątce Nepalczyków znalazł się jeden wspinający bez tlenu. Nimsdai dokonał swojego wyczynu ryzykując wysokościowy obrzęk płuc, często prowadzący do zabójczego obrzęku mózgu. Tym bardziej, co przyznał na Instagramie, był źle zaaklimatyzowany. Ale chciał zaryzykować. Jego koledzy Szerpowie tak jak on Magar, genetycznie przystosowani do oddychania ubogim w tlen powietrzem, wzięli ze sobą butle.

W ostatecznym rozrachunku zdobywcom K2 było to obojętne, bo zrobili to tylko dla siebie, ale dla chwały kraju. Bardzo mocno podkreślają to wszyscy uczestnicy wyprawy, która w przeciwieństwie do wielu wcześniejszych zakończyła się bez ofiar w ludziach. Średnio na czterech wchodzących na szczyt K2 latem jeden nie wraca.

Szerpowie służą zwykle, niestety, za anonimowych pomocników. To oni noszą sprzęt i montują liny z pomocą których obcokrajowcy wchodzą na nepalskie szczyty. Gdy Tenzing Norgay i Edmund Hillary jako pierwsi zdobyli w 1953 roku Everest, międzynarodowe uznanie i tytuł rycerski Królowej Brytyjskiej otrzymał tylko ten drugi.

Co podkreśla amerykańska gazeta, dziesiątka Nepalczyków należąca do kilku różnych zespołów, pewnie nigdy nie dotarłaby w tym samym składzie pod K2, gdyby nie pandemia. Ograniczenia w podróżowaniu zmniejszyły liczbę zagranicznych turystów. Tym razem to oni musieli sami wyjść z inicjatywą.

W czerwcu 2020 roku trzej bracia: organizator wypraw Mingma Sherpa (dyrektor Sevent Summit Treks) oraz Tasha i Chhang Dawa zaplanowali zimowe wejście na K2. Rozpuścili wici w mediach społecznościowych i przekonali do pomysłu kilkudziesięciu zagranicznych wspinaczy. Razem z ekipą SST na K2 pojawiły się dwa inne nepalskie zespoły z doświadczonymi atletami. Jednemu przewodził Nimsdai (6-osobowy), drugiemu Mingma G.

Kilkudziesięcioosobowa „armia” zabrała ze sobą 70 namiotów mieszkalnych, 6 namiotów komunalnych, 30 namiotów do montowania na kolejnych bazach. Mieli ze sobą tysiące metrów liny, osprzętu do ich montowania, butle z tlenem, naftą, 163 kg mięsa i 180 km czekolady, ciastek i batoników energetycznych. W sumie trasę długości 96 km do obozu bazowego na wysokości 5200 pokonali w tydzień.

26 grudnia zespół, którym kierował Purja, wyruszył do obozu I na wysokości 6100 metrów. Kolejnego dnia rozbili obóz II na 6700 metrach. Powoli aklimatyzowali się do warunków panujących na K2. Gdy 28 grudnia Mingma G poprosił przez radio o pomoc dla swojego teamu w montowaniu lin aż do obozu III, Purja i Mingma Tenzi zostawili cenny dobytek (sprzęt, jedzenie i ubrania) w obozie II i ruszyli na 7000 metrów. Pozostała czwórka zespołu Nimsdaia była zbyt zmęczona i zeszli do obozu bazowego.

Połączone nepalskie siły w obozie III dopadło załamanie pogody. Wiatr o prędkości 100 km/h wiał kilka dni. Purja do obozu II, a właściwie w miejsce, w którym się znajdował, wrócił dopiero 10 stycznia. Zniknęło wszystko co tak skrzętnie pochowali w nadziei, że przyda się w ataku na szczyt.

Jak skomentował w rozmowie z „New York Times”, człowiek szykuje się do wejścia na górę jak do wojskowi do akcji. – Trzeba mieć plan awaryjny dla planu awaryjnego dla planu awaryjnego. A człowiek szykuje się na najgorsze i liczy na najlepsze – zauważył Nimsdai. Wyczekiwane okno pogodowe otworzyło się 13 stycznia. Nepalska Dziesiątka po odpoczynku w obozie bazowym ponownie ruszyła w górę. Każdy niósł 31 kg sprzętu, jedzenia, tlenu i paliwa.

Noc z 13 na 14 stycznia spędzili w obozie II, następnego dnia pokonali Czarną Piramidę i Komin House’a. Potem był obóz III na 7315 metrach i zamontowanie lin do IV na wysokości 7620 m n.p.m. Na noc wrócili do „trójki”. Atak na szczyt zaczęli w sobotę 16 stycznia o godz. 2.30 w nocy lokalnego czasu.

Jak opisuje to „New York Times”, była rozgwieżdżona noc i minus 60 stopni. Temperatura najbardziej dała się im we znaki i jak przyznawał potem Mingma G, właściwie wszyscy poza Nimsdaiem mieli już ochotę zawrócić. Purja chciał przeć do góry.

- Łączyło nas wspólne poczucie dumy, wspólny cel. Robiliśmy to dla Nepalu – wyznał w wywiadzie dla gazety. Mężczyźni doczekali wschodu słońca w obozie IV. Wraz z pierwszymi promieniami słońca wróciła nadzieja i nowe siły.

– Przekroczyliśmy barierę bólu, a słońce dodało nam energii – skomentował tamten moment nieformalny szef nepalskiego zespołu. O godz. 15 pokonali zabójczy żleb, a tuż przed godz. 17 i 9 metrów od szczytu stanęli ramię w ramię i weszli tam, gdzie nikt przed nimi nie dotarł zimą.

Na szczyt weszli: Nimsdai Purja, Mingma David Sherpa, Mingma Tenzi Sherpa, Geljen Sherpa, Pem Chiri Sherpa, Dawa Temba Sherpa, Mingma G, Dawa Tenjin Sherpa, Kilu Pemba Sherpa oraz Sona Sherpa.​

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama