4/2008
Docieramy do ostatniego dużego miasta na naszej trasie. Dalej jest już tylko „prawdziwy busz”. Mogaba zarządza godzinny postój. Miasto to, jak na mój gust, za dużo powiedziane. Określenie „większa wieś” zdecydowanie lepiej pasuje do tych kilku piaszczystych uliczek i malutkiego placu, na którym odbywa się właśnie targ. Na ziemi w workach i na płachtach rozłożone są towary: pomidory, zielona fasolka, proso, sorgo, teff (rosnąca tylko w Etiopii i Erytrei trawa abisyńska, z której nasion robi się mąkę), ozdobne tykwy na wodę, mleko lub krew, koraliki, stołeczko podgłówki, które służą zarówno do siedzenia, jak i do spania, oraz żywy inwentarz. Zatrzymuję się przy „stoisku” z przyprawami. W kilkunastu szmacianych woreczkach pyszni się: mielona papryka, imbir, gałka muszkatołowa i sporych rozmiarów bryłki soli. Handluje nimi młoda dziewczyna z małym chłopcem na rękach, który łapczywie pije mleko z jej piersi. Główkę dziecka pokrywają brzydkie blizny, a w oczach matki widzę tak ogromny smutek i pustkę, że długo nie mogę o tym zapomnieć.
Spis treści sierpień / wrzesień 2008
Z życia naczelnej - Martyna na Evereście
10 naj... dziwniejszych miejsc na świecie
Zamki i warownie
7 wycieczek z dala od przetartych szlaków
Co cię gryzie? Komary, kleszcze, osy – jak się chronić?
Podróż życia Etiopia
Wywiad z Jurkiem Błaszczykiem
Wyspy Morza Śródziemnego
48 godzin - Londyn
Vademecum nurkowania
Szlaki winne
Stopem do Japonii
Raport specjalny - Raymond Maufrais
Dziwne owoce
Felieton Wojciecha Cejrowskiego