Atlantyckie szlaki. Którędy przez ocean?
Wikingowie, którzy na początku drugiego tysiąclecia jako pierwsi dotarli z Europy do Ameryki Północnej, płynęli z Islandii wzdłuż Grenlandii, Ziemi Baffina i Labradoru, Atlantyk przemierzając na jego północy.
To część oceanu najbardziej narażona na sztormy i silne, zmienne wiatry. – Jest to związane z wędrówką w kierunku wschodnim niżów powstających u wybrzeży USA i Kanady – mówi kpt. Wojciech Jacobson, w latach 80. uczestnik historycznego rejsu przez Przejście Północno-Zachodnie. – Układ wiatrów w niżach jest zmienny, z przewagą zachodnich – od południowo-zachodnich do północno-zachodnich.
Dziś większość przeprawiających się przez ocean ze wschodu na zachód wybiera najłatwiejszą trasę pasatową z pomyślnymi wiatrami.
– W przypadku kajaków i łodzi wiosłowych do tego optymalnego obszaru można zaliczyć też strefę cisz morskich, tzw. końskich szerokości. Występuje ona około równoleżnika 30 stopni szerokości północnej, między rejonem oddziaływania pasatu a rejonem przeważających wiatrów zachodnich – wyjaśnia kpt. Jacobson.
Według niego największym zagrożeniem dla małych jednostek takich jak kajak czy szalupa są fale, zwłaszcza te nieregularne, związane ze zmieniającymi się kierunkami wiatru. Doba na swojej trasie spotkał nawet dziewięciometrowe, ponton Arkadiusza Pawełka wywróciła 15-metrowa.
– Zagrożeniem pośrednim dla takich małych jednostek są też same wiatry i prądy morskie, które spychają je z obranej drogi – mówi kpt. Jacobson. Potwierdzają to zresztą notatki i SMS-y Doby ze środka Atlantyku, pełne skarg na cofający kajak żywioł.
Więcej o podróży Aleksandra Doby w kwietniowym wydaniu "National Geographic Polska", już dostępnym w kioskach.