Reklama

Bargiel w sobotę wspiął się i zjechał na nartach z Broad Peak (8051 m), a następnie razem z Dariuszem Załuskim przedostali się pod Gasherbrum II (8035 m) w Karakorum, gdzie trwały poszukiwania zaginionego Olka Ostrowskiego.
Bargiel powiedział m.in., jak wyglądał wypadek Ostrowskiego. "Z Piotrem Śnigórskim wycofywali się z ataku szczytowego, zjeżdżali z obozu trzeciego w kierunku drugiego. Olek jechał pierwszy, trawersował nad serakami i niestety urwała się deska [śnieżna - przyp. red], która go zabrała i wpadł razem z tą lawiną do szczeliny. Tak to wyglądało. Piotr to widział, próbował tam pomóc, też był w szoku. Ten teren był na tyle trudny, że nie był w stanie sam nic zrobić. Krzyczał i zrobił, co mógł, później zjechał do obozu pierwszego i tam czekał - później pomoc była organizowana już na poziomie bazy".
Sam Bargiel chciał zaangażować się w pomoc, niestety uniemożliwiły mu to lokalne władze: "Porucznik łącznikowy pakistańskiej armii nie zgodził się na moje wyjście z Szerpami do góry. Zamknęli sezon pod Gaszerbrumami, musieliśmy zejść, jesteśmy w Concordii. Nie udało nam się nigdzie wyjść i nie jestem z tego powodu zadowolony, zawsze zostaje jakiś niesmak" – powiedział rozgłośni RMF FM.
W tej chwili na Gasherbrumach nie ma już nikogo, akcja ratunkowa została przerwana – tłumaczy Bargiel. "Napatrzyliśmy się też, jak to wszystko wygląda i szczerze mówiąc, trochę mi wstyd za tych wszystkich wspinaczy, którzy byli tam w tej bazie, bo nikt się w te poszukiwania nie zaangażował. Te standardy, które panują teraz w górach, są bardzo przykre. Przez komercjalizację ludzie zrzucają całą odpowiedzialność na Szerpów i nikt nie ma poczucia, że można komuś pomóc - mimo że są w obozie pierwszym, drugim, w bazie. Zupełnie nikt ze wspinaczy się w to nie zaangażował. To jest bardzo przykre i mam nadzieję, że w końcu ktoś się za to weźmie i to się zmieni, bo tak to nie powinno działać".
Przeczytaj cały wywiad.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama