Bez fanfar ale perfekcyjnie
Gdy do Warszawy zjeżdża z Krakowa światowej sławy kompozytor, Krzysztof Penderecki, to cały światek muzyczny wie, gdzie go szukać. W grę wchodzą
dwie największe sale stolicy: Filharmonii Narodowej lub Teatru Wielkiego
Opery i Baletu. Gdy maestro dyryguje, to na scenie spodziewać się można
pełnej obsady orkiestry symfonicznej, a oprócz solistów także chóru, a może nawet kilku.
Gdy zaszczyca np. Festiwal Beethovenowski, to na ogół jest równie potężnie i monumentalnie. Tymczasem ostatnio odbył się koncert Polskiego Chóru Kameralnego z Gdańska, na którym zjawił się maestro z małżonką, a rzecz cała miała miejsce w pięknej, ale dość kameralnej Sali Balowej Zamku Królewskiego. Odbyła się wzruszająca choć skromna uroczystość z okazji wydania pierwszej, i jak do tej pory jedynej płyty z kompozycjami Krzysztofa Pendereckiego na chór a capella. Trudu jej nagrania podjął się właśnie Polski Chór Kameralny, który, jako jedyny na świecie, ma w swoim repertuarze wszystkie utwory a capella mistrza. Koncert, na którym chór zaprezentował te utwory był rewelacyjny. Trudne, a częstokroć napisane przez mistrza na trzy duże chóry kompozycje, z pełną finezją i wszelkimi niuansami wykonał zespół, liczący 24 osoby. Pięknym, czystym brzmieniem, a w fortach głębokimi, nośnymi tonami i odpowiednią mocą zachwycił samego mistrza, który był wzruszony i miał łezkę w oku. Aż dziw, że tak duże wydarzenie dla polskiego świata muzycznego odbyło się bez fanfar i wielkiego, medialnego szumu.
Tekst: Małgorzata Sienkiewicz