Biznes o długiej tradycji
Piraci XXI wieku, podobnie jak ich poprzednicy z dawnych lat, wyruszają „na łowy”, gdy minie okres sztormów i morze uspokaja się. Twierdzą i domem somalijskich kontynuatorów tej profesji jest Bosaso w północnej części tego kraju.
Jak opowiadają sami zainteresowani, byli kiedyś rybakami. Gdy na początku lat 90. XX w. rozpadło się państwo somalijskie i pogrążyło w wojnie domowej, obfite przybrzeżne łowiska wydane zostały na rabunkowe połowy trawlerów z Europy i Azji. Dziesiątkowały one ławice ryb, a słowa te potwierdzili eksperci ONZ, którzy już w 2005 r. udokumentowali fakt, że na wodach tych łowiło nielegalnie aż 700 zagranicznych jednostek. Czyżby więc proceder somalijskich piratów był efektem walki o przetrwanie? Fakt jest faktem, że wszystko zaczęło się od ataków na obce rybackie trawlery. Faktem jest też, że obecnie piractwo kwitnie tu bujniej niż w jakimkolwiek innym miejscu na świecie. I choć wydaje się to całkowicie irracjonalne, gdyż znane nam jedynie z filmów i książek przygodowych, to współcześni piraci uprowadzają statki, jachty, tankowce, biorą zakładników, wymuszają okupy i są równie brutalni i bezwzględni, jak ci, z dawnych stuleci. Uderzają na trasie przebiegającej przez Kanał Sueski i Zatokę Adeńską na Ocean Indyjski, a jest to niestety jedna z głównych arterii światowej gospodarki. Z tego też powodu piractwo stało się palącym problemem wspólnoty międzynarodowej, której zależy na bezpiecznych szlakach morskich. Odbywają się więc konferencje na temat zwalczania piractwa, takie jak np. w Nairobi, Jemenie, Kuala Lumpur, organizowane są coraz liczniejsze i silniejsze patrole morskie. Tymczasem, jak na razie, dzięki piractwu Bosaso dobrze prosperuje, a wzbogaceni „biznesmeni” inwestują w ten proceder, zapewniając kamratom szybkie łodzie, systemy GPS, telefony satelitarne i nowoczesną broń. Interes kwitnie, gdyż rabusie na samych tylko okupach za porwanych zakładników zarabiają rocznie od 50. do 150 mln dolarów. „Inwestorzy” zabierają większość łupu natomiast resztą dzielą się piraci między sobą, kierując się przy tym ustalonymi zasadami. Najwięcej z nich inkasuje tzw. „skoczek”, który wykonuje najtrudniejszą „robotę”, bo jako pierwszy wchodzi na pokład zdobywanego statku. Jeśli przy tym zginie, jego „dolę” otrzymuje rodzina. Zresztą potrzeby bliższych i dalszych krewnych oraz sojuszników są skrupulatnie zaspokajane przez wszystkich piratów, gdyż tylko w ten sposób mogą oni zapewnić sobie pełne poparcie i milczenie.
Tekst: Agnieszka Budo