Chile po trzęsieniu ziemi
Trzęsienie ziemi, które nawiedziło Chile nad ranem 27 lutego, było piątym pod względem siły od 1900 roku. Pochłonęło 400 ofiar, wyrządzając znaczne szkody. Jak poinformował urząd prezydenta kraju liczbę rannych, zaginionych lub pozbawionych dachu nad głową ocenia się na 2 miliony.
W mieście Concepcion, położonym najbliżej epicentrum, zanotowano największe straty, ale nawet w stolicy kraju, Santiago, zawaliła się estakada drogi szybkiego ruchu, z której spadały samochody, niczym dziecięce zabawki. Uszkodzone są linie telefoniczne i energetyczne. Około pół miliona domów zostało poważnie uszkodzonych, ale wg. amerykańskich sejsmologów to i tak mało w porównaniu z siłą kataklizmu, a stan taki jest zasługą solidnych standardów budowlanych, obowiązujących w Chile. Według amerykańskiego Instytutu Geofizycznego, epicentrum trzęsienia znajdowało się w odległości 115 km na północny wschód od Concepcion, na głębokości 35 km i miało natężenie 8,8 st. w skali Richtera. Na szczęście wstrząsy wystąpiły na znacznej głębokości, co zmniejszyło tragedię i nie doprowadziło do takich strat w ludziach, jak miało to miejsce na Haiti w styczniu. Władze Chile potwierdziły, że trzęsienie wywołało fale tsunami, które zaatakowały m.in. portowe miasto Talcahuano, na południu kraju. Woda wdarła się na ulice, uszkadzając urządzenia portowe i porywając łodzie rybackie i kontenery. Natomiast tsunami oczekiwane na Hawajach i w Australii nie było już tak niebezpieczne, jak oczekiwano. Jednak Japonia i Rosja ogłosiły stan pogotowia.
Tekst: Agnieszka Budo