„Dzielnicowa” waluta
Tego jeszcze nie było! Wyobraźcie sobie mokotowską lub podkowiańska złotówkę, jako lokalną walutę, funkcjonującą wyłącznie na rynku danej dzielnicy Warszawy.
Władze naszej stolicy jeszcze na ten pomysł nie wpadły, natomiast projekt taki, dotyczący Londynu, odbił się szerokim echem w całej Anglii. Władze Brixton proponują mianowicie swoim mieszkańcom brixtońskiego funta, jako antidotum na lepsze współżycie społeczności, zamieszkujących podupadłe śródmiejskie dzielnice wielkich miast. Chodzi o zatrzymanie pieniędzy w danym miejscu i dla jego mieszkańców. Pomysłodawcy tłumaczą, że pomoże to zintegrować ludzi mieszkających w Brixton oraz zwiąże ich z miejscem zamieszkania, a często i pracy. Funt brixtoński ma również poprawić częstotliwość lokalnego obiegu pieniądza. Krótko i łopatologicznie miałoby wyglądać to tak: żyjemy w danej dzielnicy, pracujemy w niej, a więc na ogół robimy tu zakupy, chodzimy do lokalnych knajp, kin i teatrów, leczymy się u lokalnych dentystów, korzystamy z usług lokalnych zakładów fryzjerskich, kosmetycznych itp. Zarabiając więc „lokalne” pieniądze wydajemy je także w tym samym miejscu i wszyscy są zadowoleni. Budujemy podstawy ekonomiczne i kapitał społeczny lokalnej społeczności. Pozostaje jedynie zasadnicze pytanie. Po co nam wobec tego narodowa waluta, a tym bardziej ujednolicona, europejska? Pomysłodawcy kontrargumentują: spójność społeczna polega na tworzeniu wspólnych przestrzeni i wartości , choć na małą skalę, a banknoty z Brixton będą równie bezpieczne, co te emitowane przez Bank Anglii. I co o tym sądzicie? Czy aby nie pachnie to zaściankowością?
Tekst: Małgorzata Sienkiewicz