Globalizacja rynku podróbek
80 procent podróbek sprzedawanych na świecie sprowadza się z różnych części Chin: z Kantonu, Shenzhen, z okolic Szanghaju. Daleko w tyle pozostają Indie, Tajlandia, Pakistan, Turcja, a więc inne kraje Azji, tradycyjnie znane z wytwarzania podrabianych towarów.
Dlaczego? W Chinach jest wciąż najtańsza siła robocza i dlatego masowo przenosi się tam fabryki z całego świata. I to także te, produkujące towary luksusowe, ba nawet firmowe. Procedura jest taka, że gdy wypełniony zostanie oficjalny kontrakt z np. takim Hugo Bossem, podwykonawca wytwarza jeszcze jedną czy dwie linie produktów na własny rachunek i potrzeby tzw. ”szarego rynku”. Właściciel marki dość szybko zdaje sobie sprawę, że wyłapany ładunek fałszywek pochodzi z zakładów jego własnego dostawcy. Ale wytwórcy wyrobów luksusowych, choć ze względów wizerunkowych i z uwagi na specyficzny model działalności nie przyznają się do tego, to jednak w większości przypadków już od dawna składają zamówienia w chińskich fabrykach. A jak twierdzi Marc-Antoine Jamet, prezes Związku Producentów (UNIFAB), organizacji zwalczającej podróbki – największym na świecie supermarketem z fałszywkami jest Internet. Na np. francuskich granicach przechwycona ich ilość wzrosła z 706 tysięcy w 1997 r. do 4,5 miliona 10 lat później. Rynek podróbek przeszedł z fazy rzemiosła do epoki przemysłowej i oceniany jest na 200 milionów euro. „Branża” ta zaistniała w jak najbardziej oficjalnych sklepach internetowych i np. serwis aukcyjny eBay, światowy lider w dziedzinie e-handlu musiał już kilkakrotnie wypłacać wysokie odszkodowania pokrzywdzonym firmom. W Internecie można znaleźć wszystko: nawet leki, których jeszcze nie dopuszczono do sprzedaży czy luksusowe zegarki, których premierę dopiero zapowiadano.
Tekst: Małgorzata Sienkiewicz