Histeria – wymysł czy choroba?
Przez całe wieki nie traktowano jej poważnie jako choroby, a dotknięte nią kobiety uważano za obłąkane lub za czarownice. W starożytności lekarze rozpoznawali ją u pacjentek z napadami konwulsji, uważając je za rezultat „wędrowania” macicy po organizmie. Stąd jej nazwa wywodząca się od
greckiego słowa macica – hestera.
Do czasów epoki wiktoriańskiej pojęcie histerii odnoszono do kobiet z zaburzeniami umysłowymi, a Zygmunt Freud z kolei, po wysłuchaniu licznych opowieści dotkniętych histerią kobiet zasugerował, że odczuwane przez nie bóle czy porażenia kończyn wynikają z traumatycznych doświadczeń seksualnych. W ciągu ostatniego półwiecza stała się pojęciem niemodnym, choć wrzeszczące, płaczące, mdlejące i wierzgające fanki Beatlesów nazywano rozhisteryzowanymi.
Dziś wiadomo, że u pacjentów cierpiących na porażenie histeryczne nerwy i mięśnie nie są uszkodzone, a mimo to mają oni problemy z poruszaniem się. Peter Halligan z wydziału psychologii Uniwersytetu w Cardiff, pracując w zakładzie rehabilitacji w Oksfordzie, zainteresował się pacjentami, mającymi objawy jak po udarze mózgu, ale bez niedokrwienia układu nerwowego. Wtedy zajął się osobami zdradzającymi zaburzenia histeryczne. Wykorzystując tomografię komputerową obserwował zmiany aktywności ich mózgów. Wyniki badań, choć kontrowersyjne, pozwalają przypuszczać, że schorzenie to wiąże się z zaburzeniami funkcji lewej półkuli mózgu, odpowiedzialnej za kontrolowanie zarówno ruchów ciała, jak i emocji. Tak więc histeria jest chorobą uwarunkowaną neurologicznie ale co ciekawsze nie dotyka wyłącznie kobiet – również mężczyźni są na nią narażeni i to niemal w takim samym stopniu.
Tekst: Agnieszka Budo