Inwazja gryzoni na Mazurach
Sceny jak z legendy o królu Popielu. Mazurskie wyspy toną w myszach
Szeroki Ostrów, Czarcia i Pajęcza - wyspy na jeziorze Śniardwy - opanowane zostały przez myszy i nornice. Nadmiernie rozrośnięta populacja gryzoni wyruszyła teraz na poszukiwania pokarmu, utrudniając w ten sposób cumowanie przy wyspach. Żeglarze skarżą się, że zwierzęta nie boją się ludzi i bez trudu potrafią wejść na pokład po cumach.
Czy można uchronić się przed niechcianą wizytą? W grę wchodzą jedynie metody nieinwazyjne. Zgodnie z rozporządzeniem wojewody z 30 lipca 2009 r. wyspy należą do tzw. użytków ekologicznych. Oznacza to szczególną ochronę ich ekosystemów. W życie gryzoni na wyspach nie można więc ingerować.
Pomóc może pozostawianie żaglówek nie przy brzegu, ale nieco dalej w wodzie na kotwicy. Innym rozwiązaniem jest stosowanie na cumach, jeśli się ich używa, nakładek uniemożliwiających gryzoniom wejście po linie.
Dlaczego zwierząt jest tak dużo? Najprawdopodobniej mogli do tego doprowadzić sami żeglarze, turyści. Pozostawianie resztek jedzenia i śmieci na brzegach wysp, dokarmianie dzikich zwierząt mogło zakłócić ich naturalne warunki.
Mazurskie służby ratownicze uspokajają, że przyroda sama reguluje liczebność danego gatunku. Osobniki pochodzące ze zbyt licznych populacji są zazwyczaj słabsze, mniej odporne, bardziej narażone na drapieżniki.