Katastrofa klimatyczna już trwa. Raport ONZ: "powodzie stulecia to nasza nowa norma"
Głośna ostatnio groźba katastrofy klimatycznej nie jest już czymś na co możemy się przygotować. Ona już tu jest, co mają potwierdzać podnoszące się poziomy oceanów. Zmiany mają wpływ na około 80% Ziemi pokryte wodą i topniejącymi lodowcami.
Efekty ocieplania klimatu widać już od pewnego czasu. Rosnąca temperatura zabija rafy koralowe, jest paliwem dla coraz potężniejszych huraganów i cyklonów, rekordowo ciepłe fronty morskie roztapiają lodowe pokrywy na lądach. Opublikowany wczoraj (25.09.2019) raport Organizacji Narodów Zjednoczonych na temat lodowców i stanu oceanów pokazuje, że problem już jest, a jeśli nie weźmiemy w karby emisji gazów cieplarnianych, będzie jeszcze gorzej.
Oczywiście część z was po przeczytaniu takiego wstępu pomyśli: „Ileż można straszyć? Przecież świat się kręci dalej, jakoś żyjemy, a upały w lato są normalne?”
Fakt, że częste ostrzeganie przed konsekwencjami tego co ludzkość robi z klimatem może być nużące nie zmienia tego, że to po prostu prawda. Nawet jeśli niewygodna, bo trzeba się przyznać do błędu i coś bardzo poważnie zmienić, niekoniecznie na swoją korzyść. Raport ONZ mówi, że nie mamy już czasu malować trawy na zielono i się oszukiwać. Za chwilkę nie będzie czego malować.
To, co do tej pory bywało nazywane „powodzią stulecia” stanie się coroczną normą mniej więcej od 2050 w części miast świata.
- Ile jeszcze dowodów potrzebujecie? - pyta burmistrz LA Eric Garcetti, komentując raport – Są zalewane nasze ulice, nasze domy się palą, a w miastach chodzi już nie o odporność, a o przystosowanie się się.
Jest to między innymi Los Angeles, choć niedawno pisaliśmy także o tonącej Dżakarcie. Tak jak to pierwsze z pewnością przebije się ze swoim problemem do opinii publicznej, szczególnie, że ostatni szczyt klimatyczny miał miejsce właśnie w USA, w Nowym Jorku. Miasta Azji, Ameryki Południowej czy Afryki nie mogą się pochwalić taką łatwością dostępu do czasu antenowego – białego sytego człowieka z USA i Starej Ziemi mało obchodzi kilkaset tysięcy ludzi, którzy stracą dach nad głową.
No, co najwyżej przesiądą się z diesla lub benzyniaka na hybrydę, która wcale nie jest idealnym rozwiązaniem z punktu widzenia ekologii. Elektryczne samochody indywidualne też nie. Zakaz plastikowych słomek do picia też nas nie uratuje.
Dalsze podnoszenie się poziomu oceanów oznacza zagrożenie dla źródeł wody pitnej, a wzrastająca temperatura odbije się katastrofalnie na morskiej florze i faunie. Zaraz potem przyjdzie kolej na nas, którzy gospodarczo tak obficie czerpiemy z bogactw mórz.
- Z powodu gazów cieplarnianych oceany dzisiaj są cieplejsze, mają wyższy poziom, są bardziej zakwaszone i utrzymują mniej tlenu – dodaje Jane Lubchenco, była zarządzająca National Oceanic and Atmospheric Administration (NOAA) – Wniosek jest nieunikniony: wpływ zmian na oceany już zachodzi. Jeśli zaraz czegoś nie zrobimy, wpływ ten będzie znacznie, znacznie gorszy.
Pod najnowszym raportem Szczytu Klimatycznego ONZ (IPCC) podpisało się ponad 100 naukowców z różnych krajów i dziedzin.
Niestety, podczas gdy wiele mniejszych państw ONZ ogłasza i wprowadza kolejne plany redukcji emisji, najwięksi truciciele świata nie zamierzają zwalniać tempa kosztem swojej gospodarki.
- Klimatyczne zagrożenie do wyścig, który przegrywamy, jednak możemy go wygrać jeśli zmienimy swój sposób postępowania już dziś – mówił do światowych przywódców przy Sekretarz Generalny ONZ Antonio Guterres – Nawet nasz język musi się przystosować: „zmiany klimatyczne” to tak naprawdę „kryzys klimatyczny”.
Jedna z najbardziej uderzających informacji z raportu to dane dotyczące wzrostu poziomu mórz w związku z topnieniem lodowców Grenlandii i Antarktyki. Przy scenariuszu wysokoemisyjnym do 2100 poziom ten poniesie się o 1,09 metra. Dla takich miast jak Manila, Dżakarta, Bongkok, Lima, Singapur, Barcelona czy Sydney oznacza to praktycznie wyrok. Już od 2050 roku mogą każdego roku występować tam „powodzie stulecia”.
Huragany, o których słyszymy w serwisach informacyjnych oczywiście w Polsce nie robią wielkiego wrażenia, jednak to też może się zmienić. Wyobrażacie sobie burzę, która jest w stanie zniszczyć całe miasto? Michael Oppenheimer, klimatolog z Princeton mówi, że to bardzo prawdopodobne.
- Mówimy o burzach, które będą przynosić ofiary, zniszczenia, a nawet wyłączenie całego miasta – tłumaczy.
Już teraz niektóre samorządy rozważają różne strategie radzenia sobie z tym problemem. Indonezja chce wręcz postawić nową stolicę. Niestety w jej planach jest wiele niepokojących szczegółów, które mogą przełożyć się na dewastacje przyrody.
Najbardziej pesymistyczne prognozy raportu dotyczą czasu około 2100 roku. To daje nam mniej więcej 80 lat, choć tak naprawdę czasu na reakcję, jak przekonują naukowcy, jest znacznie mniej. Problem w tym by ktokolwiek decyzyjny w końcu zaczął ich słuchać. Tymczasem przywódcy świata liczą bilans zysków i strat (w którym wymarcie gatunku widocznie nie jest najwyższą stawką), a coraz więcej „zwykłych” ludzi ogarnia indyferentyzm: „w końcu i tak nic na to nie poradzimy.”