Te kraby zmienią Antarktydę nie do poznania. Właśnie rozpoczęły inwazję
Królewskie kraby są o krok od skolonizowania Antarktydy. Jak wpłynie to na tamtejszą przyrodę?
Kraby te zamieszkują dno oceaniczne wszystkich oceanów świata. Najwięcej jest ich na Alasce. Dopiero ostatnio naukowcy odkryli, że skorupiaki te zawędrowały także daleko na południe. Najnowsze badanie wykazało, że wkrótce mogą znacząco zmienić wrażliwy antarktyczny ekosystem.
Na razie trzymają się zbocza szelfu Antarktydy. Kolejnym etapem będzie zajęcie płaskiego dna samego szelfu. Jak przekonuje Richard Aronson, szef departamentu biologii z Florida Institute of Technology, autor badania opublikowanego właśnie w "Proceedings of the National Academy of Sciences", na razie tamtejsza woda jest dla nich zbyt chłodna.
Ale to się zmieni – temperatura wód wokół Antarktydy wzrasta i w czasie najbliższych dekad będzie już na tyle wysoka (wyższa o ok. 1 st. C), by kraby wdrapały się na szczyt szelfu i zaczęły pożerać zamieszkujące go szkarłupnie i mięczaki.
– I to nas właśnie martwi – mówi Aronson. – Jeśli wdrapią się na kontynentalny szelf, zmniejszą zamieszkujące go populacje gatunków, które od dziesiątek milionów lat nie widziały tego typu drapieżników.
Ale jest i druga strona medalu – przybycie krabów spowoduje wzrost populacji krabożerców: antarów polarnych czy niektórych gatunków fokowatych. Jak wyjaśnia Anderson, kraby królewskie "zmodernizują" antarktyczne dno oceaniczne, które dziś nie przypomina żadnego innego na świecie – a raczej przypomina je wszystkie, ale około 40 mln lat temu, zanim pojawiły się duże drapieżniki. Stanie się ono nie tylko "nowocześniejsze", ale i mniej wyjątkowe – zacznie przypominać oceaniczne dna z niższych szerokości geograficznych.
I choć nie brzmi to jak wizja katastroficzna, biolodzy z całego świata są zaniepokojeni. – Praktycznie rzecz biorąc, jednym z zagrożeń takiego obrotu spraw jest utrata potencjalnych śródków medycznych pochodzących z dna morza, o których jeszcze nie wiemy. Podobnie mówi się zresztą o lasach równikowych. Okazuje się, że w Antarktyce żyje mnóstwo zwierząt o potencjale medycznym – mówi Aronson.
Weźmy na przykład osłonice – morskie strunowce, które mogą mieć w przyszłości zastosowanie w leczeniu czerniaka.
Naukowcy – z autorami cytowanego badania włącznie – mówią też o odpowiedzialności etycznej i estetycznych zaletach bioróżnorodności. – Myślę, że wielu z nas chce być odpowiedzialnym za planetę – mówi Aronson. – Antarktyka jest miejscem wyjątkowym, które rozbudza wyobraźnię. Rezygnacja z tego byłaby czymś strasznym.