Londyńskie City
Ta dzielnica Londynu to prawdziwe finansowe miasteczko, posiadające własnego burmistrza i policję. To tutaj prawo do głosu wyborczego mają firmy, co zresztą stanowi pozostałość po średniowiecznych bractwach.
Wysokie opłaty za wjazd do centrum Londynu oraz zaostrzone przepisy antyterrorystyczne powodują, że na luksus jeżdżenia do pracy samochodem mogą sobie pozwolić tylko najlepiej sytuowani. I dlatego właśnie na stacji Liverpool Street każdego ranka z wagonów wysypuje się tysiące elegancko ubranych ludzi. Zdecydowaną większość stanowią mężczyźni, co zresztą nie świadczy o ich lepszych kompetencjach czy dyskryminacji płciowej. Panie na ogół nie radzą sobie z 12-godzinnym, morderczym trybem pracy, daleko posuniętym cynizmem charakteryzującym stosunki międzyludzkie i towarzyszącym temu stresom. Społeczność pracownicza City, której istnienie zależy od pieniądza, jest bezwzględna. Jeden z jej przedstawicieli tłumaczy – Finanse to niezwykle trudny biznes. To normalne, że próbuje się maksymalizować zyski w czasach koniunktury, nawet jeśli prowadzi to do powstania inwestycyjnej bańki, która wcześniej lub później musi pęknąć. Kiedy już do tego dojdzie, ludzie tracą pracę. City nie jest piękną dzielnicą. W pożarach 1212 i 1666 roku spłonęły niemal wszystkie średniowieczne budynki, reszty dokonały niemieckie bombardowania a powojenna odbudowa nie poprawiła jej wizerunku. Uwagę przyciągnąć może nowoczesna architektura siedziby Swiss Re czy firmy ubezpieczeniowej Lloyds.
Tekst: Agnieszka Budo