Reklama

Całą załogę zakładu Tönnies, w tym pracowników firm podwykonawczych i ich rodziny skierowano na kwarantannę a działalność zakładu została zawieszona na 14 dni. Widząc skalę zjawiska, premier Nadrenii Północnej-Westfalii Armin Laschet pośpiesznie wprowadził ograniczenia w poruszaniu się wszystkich 370 tys. mieszkańców powiatu Gütersloh oraz powiatu Warendorf, z 277 tys. mieszkańców, gdzie pracujący w Tönnies mieszkają.

Reklama

Niemiecka prasa m.in. Deutsche Welle na polityku z Nadrenii szykującym się przejąć stery w partii CDU nie zostawia suchej nitki. Choć ”Frankfurter Allgemiene Zeitung” przyznaje, że ”obiektywnie Laschet nie miał żadnego wyboru” (odnośnie ”lockdownu” – red.), ale i tak wychodzi jego słabość jako ”zawodnika wagi piórkowej” (w porównaniu np. do premiera Bawarii czy Angeli Merkel – red.).

Według ”Münchner Merkur” premier Nadrenii ”zareagował z opóźnieniem i bez przekonania”. Zdaniem dziennika, motywowany swoimi ambicjami politycznymi a nie zagrożeniem ze strony koronawirusa Laschet zbyt późno wprowadził obostrzenia i istnieje ryzyko, że wirus wyniesie się poza powiaty Gütersloh i Warendorf.

O samej sytuacji w bardzo ludnym powiecie, teraz mającym pozostać odciętym od świata ”Badische Zeitung" z Fryburga pisze, że ”całkiem możliwe, że Laschet będzie potrzebował pomocy policji, by wyegzekwować zasady kwarantanny”. Ograniczenia dotyczące kontaktów będą takie jak w marcu, czyli mieszkańcy powiatów będą mogli widywać jedynie innych domowników lub jedna osobę spoza gospodarstwa domowego.

Ponownie zamknięte będą kina, kluby fitness i bary. Odwołano też wydarzenia kulturalne. Mieszkańców Gütersloh, Warendorf i okolic poproszono, aby nie opuszczali granice powiatów. Nie ma jednak całkowitego zakazu wyjazdów. Najpewniej ma to związek z faktem, że w ten najbliższy weekend zaczynają się w Nadrenii Północnej – Westfalii letnie wakacje - czytam w Die Zeit.

Decyzje polityków nie spotkały się ze zrozumieniem mieszkających w powiecie obcokrajowców, szczególnie tych zatrzymanych przez koronawirusa w domowej kwarantannie. Sytuację w regionie pokazuje w swoim materiale Spiegel TV.

Dostało się też premierowi landu ze strony ”Straubinger Tagblatt/Landshuter Zeitung", której autorzy wypominają mu ”katastrofalne warunki w nadreńskich ubojniach” i polityczną indolencję przywódców niechętnych, by coś zmienić. Chodzi m.in. o odejście od powszechnych w tej branży umów o dzieło, ”otwierających drzwi do wyzysku pracowników”.

Wiadomo, że poza setkami Polaków w zakładach Tönnies pracuje wielu Rumunów i Bułgarów. Niedawno ambasador Rumunii w Niemczech Emil Hurezeanu poskarży się na fatalne warunki w jakich żyć muszą obywatele jego kraju pracujący w niemieckich rzeźniach. Według Hurezeanu stanowią oni połowę załogi zakładów w Rheda-Wiedenbrueck.

Teraz, na skutek zamknięcia tego miejsca wstrzymano też ubój bydła w Bamberg i Kempten w Bawarii. Nie chodzi nawet o to, że wykryto tam skażone mięso – tak nie było – po prostu tam bydło się zabija, a jego rozbiór przeprowadza właśnie w Rheda-Wiedenbrück. Teraz jednak łańcuch produkcji został przerwany. Rolnicy w regionie zostali ze zwierzętami, które albo mogą przytrzymać u siebie albo szukać innych rzeźni.

Politycy niemieccy wykorzystują nowe ognisko pandemii jako przyczynek do dyskusji o reformie produkcji zwierzęcej (myśli się o podatku od mięsa, poprawę warunków pracy, ograniczenie centralizacji i podwyżce cen). - System nie może nadal istnieć w tej formie – skomentowała w rozmowie z Passauer Neue Presse niemiecka minister rolnictwa i polityki żywnościowej Julia Klöckner.

Politycy mogą obiecywać swoim wyborcom co chcą, ale jak donoszą Wiadomości Handlowe, skandal w Tönnies wpłynął na działania sieci Lidl i Kaufland względem ich dostawców. I jedną kluczową – z punktu widzenia pracownika – zmianę dało się wprowadzić ”od zaraz”.

- Obydwie spółki zdecydowały, że do stycznia 2021 r. wszyscy pracownicy, którzy będą brali udział w podstawowych procesach uboju, rozbioru i pakowania mięsa – niezależnie od tego, czy są pracownikami sieci handlowych, czy pracownikami firm dostarczających mięso do tych sieci – muszą być zatrudnieni na umowę o pracę – czytamy.

Na zmianę warunków pracy zatrudnionych (eliminację tzw. pracowników zewnętrznych z łańcucha przetwarzania mięsa) zgodziły się m.in. firmy Westfleisch, Tönnies Group, Willms Fleisch, Landgeflügel, Heidemark GmbH, Hubers Landhendl, Plukon Food Group Germany, Baumann, Schiller Fleisch oraz Wiesenhof.

Jan Sochaczewski

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama