Reklama

Tanie linie lotnicze pozwoliły Europejczykom na częste i krótkie odpoczywanie w różnych miejscach kontynentu. Fakt, że wielu turystów w tym samym czasie wybiera te same miejsca prowadzi do zjawiska turystyfikacji, czy może bardziej ”nadturystyki”. To drugie to kalka z angielskiego, bo też język polski nie doczekał się (jeszcze?) dobrego słowa na oddanie pojęcia jakim jest ”overtourism” – moment, gdy turystów w jakimś miejscu jest po prostu zbyt wielu. Charakterystyczne, że mają je Holendrzy, którzy z ”overtoerisme” zmagają się od lat, szczególnie w Amsterdamie.

Reklama

W 2020 roku władze miasta kanałów, czerwonych latarni i ”kawiarni” z marihuaną postanowiły sięgnąć głęboko do kieszeni odwiedzających Amsterdam. Liczą, że uda się ograniczyć liczbę przybywających osób, szczególnie tego niechcianego sortu – ściąganych popularyzowaną w mediach i popkulturze obietnicą łatwego seksu i narkotyków. Od 1 kwietnia 2020 roku zakazane będą zorganizowane wycieczki po dzielnicy domów publicznych, a grupy przemierzające inne okolice będą ograniczone do 15 osób.

Władze krajowe pomagają swemu najbardziej znanemu miastu poprzez wstrzymanie działań promocyjnych. Uznano, że i tak wszyscy znają Amsterdam, więc płacenie za jego popularyzację jest pozbawione sensu. Lepiej wypromować inne miejsca w kraju. Tym bardziej, że rada miejska znalazła sposób na wypełnienie amsterdamskich kufrów. Od 1 stycznia dzienna taksa turystyczna została podniesiona do 7 proc. ceny pokoju plus 3 euro stałej opłaty od każdej osoby. Podniesiony został też ”podatek za rozrywkę” płacony przez osoby zwiedzające miasto łodziami (z 0,66 do 1,5 euro).

Większe podatki od turystów ściągają od nowego roku władze Dubrownika. Osoby oferujące mieszkania w systemie Airbnb będą musiały płacić dwa razy większą roczną opłatę za pobyt gości. Od 2020 roku wynosi ona 1500 kun, ok. 870 zł. Można śmiało założyć, że właściciele będą rekompensować to sobie wyższymi stawkami najmu.

Burmistrz Mato Franković w zeszłym roku ogłosił ”krucjatę przeciwko turystom”, doprowadzając m.in. do zamknięcia 80 proc. ulicznych straganów oraz ograniczając wpływanie statków wycieczkowych do dwóch dziennie. CNN sprawdziła, że zasada przestrzegana była z 70 proc. skutecznością.Reguła pozostanie w mocy w tym roku, a dodatkowo pojawią się ograniczenia na przewoźników miejskich.

Zostaje wprowadzona stała liczba autokarów które będą mogły każdego dnia poruszać się ulicami Dubrownika. Dodatkowo każdy podróżujący nimi turysta będzie musiał zapłacić dzienny podatek w wysokości ok. 22 zł. W 2020 roku zniknąć też mają prywatne minibusy a w ich miejsce pojawić się ma transport publiczny.

Od listopada 2019 roku w mocy pozostaje też zakaz otwierania się nowych lokali gastronomicznych. Był to ruch wymierzony głównie w restauratorów planujących rozstawiać się ze stolikami na ulicach. Zakaz ten, podobnie jak likwidacja straganów, ma ograniczyć ”korki pieszych”. Problem kolejek turystów próbujących przejść z jednej części miasta do drugiej nie jest niczym obcym dla mieszkańców Santorini. W 2017 roku, ta zamieszkała przez 15 tys. osób ta grecka wysepka przyjęła 5 mln turystów.

Powstała na skutek wybuchu wulkanu, wyspa zmaga się dzisiaj ze skutkami eksplozji internetowej popularności jej miasteczek z wąskimi uliczkami bielonych domów, stromych klifów i widoków z tychże. Niestety, coraz trudniej o piękne pejzaże pozbawione parkujących u brzegów wyspy statków wycieczkowych. W 2019 roku władze wyspy wprowadziły limit liczby pasażerów mogących zejść na ląd każdego dnia. Gdy jednak CNN zweryfikowała zaplanowane na 2020 rok rejsy, w 4 na 5 przypadkowo wybranych dniach limit 8000 osób został znacznie przekroczony. Można więc założyć, że przepisów nikt nie przestrzega i tłum ludzi nadal będzie wylewał się na brzegi greckiej wysepki.

Niemal wszyscy będą chcieli dostać się wyżej, co możliwe jest obecnie na trzy sposoby: piesza wędrówka, wagonik kolejki wciąganej na górę lub taksówka. Na Santorini taksówki mają długie uszy, kopyta i generalnie dość ciężkie życie. Wszystko przez grubych turystów. W tym roku miało się to zmienić, bo te same władze odpowiedzialne za limitowanie liczby odwiedzających zakazały właścicielom osiołków wożenia na ich grzbietach ciężarów przekraczających 100 kg. Problem w tym, że na stronach firm oferujących takie przejażdżki nie ma słowa o ograniczeniach wagowych. Być może to też martwy przepis.

Stojąca w obliczu katastrofy klimatycznej (miasto tonie) Wenecja nie może sobie pozwolić na ustanawianie przepisów, których potem nie będzie się przestrzegać. Rajcy miejscy zdają się rozumieć, że masowy turysta w niczym nie pomaga, a raczej szkodzi. Narzucono więc obostrzenia zarówno bezpośrednio na przybywających (podatek dla odwiedzających miasto bez noclegu, w zależności od obłożenia turystami 3, 6 lub 8 euro) jak i firmy obsługujące ruch turystyczny.

Właścicielom mieszkań i domów wynajmowanych w systemie Airbnb nakazano (podobnie jak właścicielom hoteli) montowanie pod budynkami zbiorników septycznych. Ta droga inwestycja ma przede wszystkim zniechęcać do wynajmowania. Jeżeli chodzi o nowe hotele czy lokale gastronomiczne, licencje wydawane są w małej liczbie a promuje się rozwiązania oferujące dodatkowe korzyści dla miejscowych (sale spotkań w hotelach, sale gimnastyczne z których mogą korzystać uczniowie etc.).

Władze Wenecji podkreślają, że ich celem jest przede wszystkim zapewnienie komfortu rdzennym mieszkańcom. Turyści są złem koniecznym które można kontrolować, ale ostatecznie liczy się dobre samopoczucie Wenecjan. Z tego powodu w mieście działają strażnicy dobrych obyczajów, opłacana z podatków nakładanych na turystów grupa ludzi służących pomocą zagubionym, ale mogących też karcić niegrzecznych czy wezwać policję. To samo rozwiązanie zastosowano w Barcelonie.

70 ”agentes civicos” to osoby pośredniego kontaktu (przed wezwaniem policji) dla mieszkańców i turystów. Można ich zapytać o drogę, ale i poskarżyć się na zbyt głośną muzykę w ulicznym barze. – Akceptujemy sytuację, turyści nagle nie znikną, ta branża rozwija się na całym świecie. To co możemy zrobić, to możemy modyfikować formułę, uczynić turystykę bardziej zrównoważoną a miasto bardziej przyjemnym do życia – tłumaczy CNN Albert Dalmau Miranda, odpowiadający w radzie miejskiej Barcelony za promocję i rozwój ekonomiczny.

Problem przeładowanego turystami miasta Miranda postanowił rozwiązać na dwa sposoby. Po pierwsze usprawniając komunikację publiczną między głównymi punktami zainteresowania turystów (trasa plaża – centrum - plaża) dokładając tam miejskich autobusów. Każdy pojazd będzie oklejony informacjami, że opłacono go z taksy klimatycznej (którą w 2020 roku planuje się podwyższyć, ale szczegółów miasto nie zdradza). Drugi sposób, to wyciąganie ludzi z plaż i barów w nowe miejsca.

W mniejszej skali działać ma tu mechanizm podobny do tego z Holandii, czy Nowego Jorku, gdzie zachęca się turystów do odwiedzania innych dzielnic poza Manhattanem. I tak pierwotnie przeznaczone dla dużego miasta, środki na marketing wydane zostaną na stworzenie infrastruktury turystycznej i promocję małych, nieznanych obiektów turystycznych wokół Barcelony. Wystarczy zapewnić ludziom dojazd, to będą zwiedzać, przekonuje Albert Dalmau Miranda

Czy tego typu problemy mogą dotyczyć Polski? Serwis Fly4Free zapytał niedawno znawców tematu, czy losu Barcelony nie podzieli wkrótce Kraków, największy turystyczny magnes Polski. - Moim zdaniem już podzielił: ceny w centrum są niedostosowane do mieszkańców: w sklepach i restauracjach, ale też jeśli chodzi o ceny nieruchomości. Człowiek odnosi wrażenie, że absolutnie całe centrum, wszystkie pozostałe kamienice, remontowane są pod apartamenty na wynajem turystyczny czy też na tak popularne aparthotele – mówi Marcin Wesołowski, autor bloga podróżniczego wojazer.co.

Podobnego zdania jest Aleksander Gurgul. Według dziennikarza krakowskiej “Gazety Wyborczej”, pojawiają się głosy, że ”centrum Krakowa staje się bardziej makietą miasta, a nie miastem”, ludzie się wyprowadzają a ”tendencja do wyludniania się rejonu Plant będzie się pogłębiać”. - Po ścisłym centrum Krakowa, kolejną wyludniającą się dzielnicą, w której dokona się ten sam proces, będzie Kazimierz. Dlatego uregulowanie kwestii najmu krótkoterminowego będzie dla władz miasta jednym z najważniejszych wyzwań – wyjaśnia w fly4free.pl Gurgul.

W 2018 roku stolicę Małopolski, w której oficjalnie jest 20 tys. miejsc hotelowych, odwiedziło aż 13,5 mln osób. Jak bumerang wraca pomysł zmuszenia gości do uiszczania opłaty pobytowej. Ostatnio pomysł takiego ”podatku” w wysokości 1 euro pojawił się podczas obrad rady miasta w październiku 2019 roku. Małgorzata Jantos skierowała w tej sprawie petycję do prezydenta Krakowa. - Mamy świadomość, że turystyka jest biznesem dającym znaczne możliwości rozwoju miasta i bogacenia się mieszkańców. Należy jednak podjąć dyskusję, czy to już jest ten poziom, który może zagrażać normalnemu funkcjonowaniu miasta – napisała Jantos.

Reklama

Jan Sochaczewski

Reklama
Reklama
Reklama