Reklama

Śnieżna pogoda w górach. Do schroniska wchodzi mężczyzna. Trzęsie się z zimna, siada na ławce i zaczyna płakać. Pytam, czy wszystko w porządku. - Nie, nie jest dobrze - mężczyzna z trudem wypowiada słowa. - Na szlaku zostały dwie osoby. Źle z nimi. Chyba już tam zostaną - dodaje cicho. Słysząc to, razem z innymi turystami wybiegamy ze schroniska, dość szybko odnajdujemy poszkodowanych. Dziewczyna leży na śniegu, nie może się ruszyć, ale jest przytomna. Leżący obok niej chłopak nie oddycha. Co robić? Jest -17 stopni Celsjusza, GOPR-owcy z Rabki dojadą najwcześniej za pół godziny. Udzielamy poszkodowanym pierwszej pomocy. Musimy użyć defibrylatora, a ja widzę to urządzenie pierwszy raz w życiu. Oddycham z ulgą - ktoś z turystów wie, co robić; mówi mi, gdzie mam przykleić elektrody. Działamy w skupieniu, tłumimy emocje. Jakie szczęście, że to jest tylko szkolenie.
Fot. Materiały prasowe Winter Camp
Poszkodowanych - mężczyznę i dziewczynę udają prowadzący szkolenie ratownicy medyczni, a nieprzytomnego chłopaka imituje plastikowy fantom. Turystami udzielającymi pomocy są uczestnicy Winter Camp, zimowego obozu szkoleniowego w Gorcach na Turbaczu. Po zakończonej akcji ratunkowej omawiamy, jakie popełniliśmy błędy. I dowiadujemy się, m.in. jak zachowywać się w innych sytuacjach krytycznych spowodowanych wyziębieniem organizmu, odmrożeniami.
- Wychłodzonego człowieka, który nie jest w stanie się podnieść, nie wolno szarpać i zmuszać do wykonywania gwałtownych ruchów - mówi Marek Brzostowicz, szef krakowskiego Inspektoratu Ratowniczego ZHP. Mogłoby to spowodować u niego zatrzymanie akcji serca. Należy delikatnie przenieść poszkodowanego w ciepłe miejsce i jak najszybciej ogrzać. - Pierwszą czynnością powinno być zdjęcie wyziębionych i przemoczonych ubrań i opatulenie go kocem czy śpiworem - dodaje Brzostowicz. - Warto rozgrzać go, wkładając mu pod pachy i na pachwiny ciepłe okłady, np. z ogrzewaczy chemicznych. Jeśli jest przytomny, należy podać do picia ciepłą osłodzoną herbatę. - Absolutnie nie wolno rozcierać odmrożonej skóry, bo grozi to dodatkowymi uszkodzeniami tkanek - instruuje Kamila Rudyk z IR ZHP. - Odmrożenia należy ogrzewać bardzo powoli, np. przemarznięte palce można włożyć do letniej wody i czekać, aż wróci krążenie.
To tylko fragment jednego z pięciu szkoleń na trzydniowym zimowym obozie szkoleniowym Winter Camp na Turbaczu. Przyjechali tu miłośnicy zimowej turystyki. Pod okiem organizatorów i doświadczonych alpinistów wokół schroniska rozstawili w śniegu namioty lub kopali sobie jamy śnieżne. - Na taki nocleg poza schroniskiem zdecydowało się 86 osób - mówi Maciej Przywecki z Polish Outdoor Group, organizator imprezy. Jest to sytuacja idealna dla początkujących zimowych biwakowiczów, bo mają zapewnioną fachową pomoc i bezpieczeństwo. Gdyby zrobiło się im bardzo zimno, zawsze mogą przyjść do schroniska. - I chociaż dzisiejsza noc była naprawdę mroźna, temperatura dochodziła do -25 stopni Celsjusza, w środku nocy tylko kilka osób zrezygnowało ze spania w namiocie - dodaje organizator.
Fot. Materiały prasowe Winter Camp
Na Winter Camp uczestnicy próbowali też chodzenia w rakach, rakietach śnieżnych i posługiwania się czekanem. Na szkoleniu sprzętowym podawane były szczegółowe informacje na temat ubrań technicznych, kiedy założyć softshell a kiedy lepiej przyda się hardshell, jakie są rodzaje polarów oraz co oznaczają parametry deklarowane przez producentów. Szkolenie z topografii terenu miało zapoznać chętnych z wykorzystaniem map, urządzeń GPS oraz tradycyjnego kompasa. Podczas teoretycznego i praktycznego szkolenia lawinowego biwakowicze sprawdzali m.in., jak za pomocą tyczki wbijanej w śnieg odnajduje się zasypanego lawiną pozoranta i mogli podglądać psy lawinowe GOPR-u podczas pozorowanej akcji. (PS)
Fot. Materiały prasowe Winter Camp
Więcej na www.wintercamp.org.pl

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama