Ludzie zarażają się, zanim pojawią się objawy. Wirus z Chin pochodzi z laboratorium?
Oficjalna liczba przypadków infekcji wirusem z chińskiego Wuhan coraz szybciej zbliża się do 3 tys., choć szacunki ekspertów wskazują na wartość bliżej 100 tys. Wywołujący zapalenie płuc szczep koronawirusa 2019-nCoV zabił przynajmniej 80 osób. Dostrzeżono, że przenosi się on między ludźmi, także na wczesnym etapie, przed pojawieniem się objawów.
- Jan Sochaczewski
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) nie zmienia swojego stanowiska i traktuje chorobę jako bardzo poważny problem dla Chin, ale już mniej dla świata. Epidemiolodzy zwracają uwagę, że liczba zarażonych i przypadków śmiertelnych jest obecnie dużo niższa niż w przypadku sezonowych zachorowań na grypę.
Center for Systems Science and Engineering przygotowało internetowy serwis gromadzący dane o wirusie przygotowywane przez WHO oraz pochodzące z amerykańskich, europejskich i chińskich centrów kontroli chorób. Na bieżąco są tam aktualizowane informacje o przypadkach infekcji, liczbie zmarłych i tych, którzy pokonali chorobę.
Zaraża bez objawów
Chiński minister zdrowia Ma Xiaowei powiedział mediom, że rośnie zdolność wirusa do roznoszenia się między ludźmi. Odkryto, że okres inkubacji tego szczepu koronawirusa – okresu, gdy człowiek już choruje, ale objawy jeszcze nie wystąpiły – trwa od doby do dwóch tygodni.
Problem w tym, że właśnie w tym okresie nosiciel może zarażać innych. Brak objawów może zachęcać do mniejszej ostrożności. To bardzo istotne, bo zmienia podejście służb epidemiologicznych i wymusza inne metody powstrzymywania wirusa.
Dla porównania, ludzie z SARS czy Ebolą zarażają dopiero w chwili, gdy pojawiają się widoczne oznaki choroby. Takie epidemie są relatywnie łatwe do zatrzymania: identyfikować i izolować chorych, monitorować wszystkich, z którymi weszli w kontakt. Grypa jest dobrym przykładem wirusa, którym człowiek zaraża innych zanim dowie się, że sam jest chory.
Postawa władz
Sytuacja władz chińskich stała się teraz dużo trudniejsza. Ich dotychczasową postawę, z jednej strony chwali się za większą przejrzystość niż przy epidemii SARS przed blisko 20 laty. Z drugiej strony, nadal zdarzają się rażące uchybienia w tym samym zakresie. Budzą też wątpliwości metody którymi rząd Chin posługuje się w celu zatrzymania rozprzestrzeniania wirusa.
Burmistrz Wuhan, metropolii uważanej za ognisko 2019-nCoV, z dużym opóźnieniem wyjawił, że przed wprowadzeniem obostrzeń w podróżowaniu z jego miasta wyjechało 5 milionów ludzi. Pozostałe w jego granicach 9 mln osób otoczono kordonem wojska i policji.
W prowincji Hubei zatrzymano ruch pociągów i ograniczono do minimum ilość aut na drodze, także w miastach, bo zakazano zgromadzeń publicznych i imprez masowych. W sumie ”pod kluczem” znalazło się ponad 20 milionów Chińczyków.
Bomba atomowa
Howard Markel, badacz z University of Michigan zajmujący się historią medycyny, a epidemiami w szczególności, boi się, że takie drakońskie środki mogą przynieść więcej złego, niż poprawić sytuację. W rozmowie z CBC News stwierdził, że ”sam by miast nie zamykał, bo samo słowo –kwarantanna- wywołuje panikę”.
- Ogranicza przewożenie towarów z tych i do tych miejsc: wody, jedzenia, leków i środków mających pomagać ludziom. Koniec końców może się okazać, że liczba zgonów wywołanych przez koronawirusa nie jest większa od tej, jaką powoduje sezonowa grypa. A nie stosuje się kwarantanny by powstrzymać grypę, bo to tak drakońskie i destrukcyjne. Z punktu widzenia pomocy medycznej daje to efekt bomby atomowej – stwierdził Markel.
Podobnego zdania jest Tom Inglesby, dyrektor Centrum Bezpieczeństwa Zdrowotnego w szkole Zdrowia Publicznego Bloomberga na Uniwersytecie Johnsa Hopkinsa. – Mam poważne obawy, że zastosowana wobec nCoV kwarantanna w tak dużej skali będzie nieskuteczna a może nieść ze sobą duże skutki ujemne – napisał na Twitterze.
Źródła wirusa
Oficjalnie nadal nie są znane dokładne okoliczności zarażenia się pierwszych osób wirusem 2019-nCoV. Wiadomo, że chińskie władze jako ognisko choroby wskazały targ z owocami morza w mieście Wuhan. Odbywał się tam nielegalny handel dzikimi zwierzętami i z tym, bez podawania szczegółów, wiąże się pierwsze przypadki.
W czasopiśmie ”Journal of Medical Virology” opisano badania wskazujące, że szczep koronawirusa z Wuhan najpewniej przeskoczył na ludzi z węży. Pod uwagę bierze się także, podobnie jak z SARS, zarażenie od dzikich nietoperzy. W ludowych chińskich wierzeniach poleca się gotować zupę z tych zwierząt.
Jest też druga możliwość. W 2017 roku w Wuhan zaczęło działać Narodowe Laboratorium Biobezpieczeństwa. W jego magazynach zgromadzono jedne z najgroźniejszych wirusów i patogenów znanych ludzkości. Wśród ówcześnie komentujących to wydarzenie panowało przekonanie, że stworzenie tej instytucji może mieć dramatyczne konsekwencje.
Richard Bright , biolog molekularny z Rutgers University, przekonywał, że w takich laboratoriach łatwo o wypadek. Testowanie patogenów na zwierzętach jak małpy łączy się z ryzykiem wyjścia wirusa poza mury gmachu. Szczególnie, że poddawane takim badaniom małpy podatne są na ataki agresji: mogą biegać, mogą drapać, mogą gryźć.
Jan Sochaczewski