W tym artykule:

  1. Kiedy podróżowanie było twórcze
  2. Zderzenie z Orientem
  3. Wesele w Pakistanie
  4. Skradzione dokumenty
  5. Łatwo, tanio i nieautentycznie
Reklama

Podróż do Azji Piotra Trybalskiego, jednego z dziennikarzy magazynu „National Geographic Traveler”, odbyła się w końcówce lat 90. Jej celem były Himalaje. Dlaczego ta wyprawa w gronie przyjaciół zmieniła jego życie? Jak się wtedy do niej przygotowywał, i jak od tamtego czasu zmieniło się podróżowanie? Czy komercjalizacja zabija przygodę i autentyczność?

– To był ostatni rok studiów na geografii. Pamiętam ten jeden moment, kiedy wróciłem z mojej pierwszej poważnej wyprawy do Azji. Siedziałem w akademiku w Krakowie i myślałem, o tym, co przeżyłem i co chcę robić w życiu. Moje wcześniejsze plany, które dotyczyły uczelni, gdzie chciałem pracować i zajmować się górami oraz lodowcami, nagle prysły. Zapragnąłem żyć dla podróżowania i fotografowania – wspomina Piotr Trybalski.

Kiedy podróżowanie było twórcze

Była ich piątka: Jarek, pomysłodawca wyjazdu, Piotr i trzy koleżanki ze studiów: Ewelina, Ewa i Ania. Każde z nich zabrało ze sobą marzenie. Piotra było banalne – dotrzeć szlakiem lądowym do stóp najwyższych gór, Himalajów, a potem wspiąć się jak najwyżej się da.

Indie różnorodne. Święto Dzbana, katolicy i angielski zamiast języka hindi

Indie to marzenie niejednego podróżnika. Wiele osób decyduje się odkrywać ten ogromny kraj solo z plecakiem. Czego spodziewać się na miejscu? Miejscami Indie potrafią bardzo zaskoczyć.

Wprawdzie po słynnym Hippie Trailu – eksplorowanym 20 lat wcześniej szlaku hipisów – pozostały już wyłącznie literackie opowieści, ale dla Piotra ta podróż miała podobny wymiar. Też chciał tanio, czym się da, bez rezerwacji, adresów hotelów – po prostu puścić się na Wschód, dotknąć Orientu, egzotyki. Bez biletu z powrotem.

W latach 90. podróżowanie nie było takie łatwe jak teraz. Wiedzieliśmy jedynie, że musimy złapać jakiś pociąg lub autobus, gdzieś kupić bilety. To wszystko było twórcze. Dziś się tak nie da, bo siadamy do komputera i w pół godziny taką podróż zaplanujemy ze szczegółami – opowiada Trybalski.

Zderzenie z Orientem

Do Turcji jadą pociągiem przez Ukrainę, Rumunię, potem autobusem do Stambułu. Tu Piotr zderzył swoje wyobrażenia Orientu z jego namacalnym wymiarem. Poczuł zapachy korzennych bazarów, głowę wypełniały mu obrazy uliczek i bogactwo odwiedzanych zabytków, gdy w wesołym autobusie wspólnie z przyjaciółmi mknął w kierunku wschodnich rubieży Turcji. – Niestety, w meczecie ukradziono mi buty – śmieje się podróżnik.

Potem blask Orientu zaczął blednąć coraz bardziej, właściwie z każdą godziną zbliżającą ich do irańskiej granicy. – Na trasie do Teheranu handlarki i handlarze, bo wiózł nas autobus dedykowany irańskiemu małemu biznesowi, zmienili się w karawan smutnych, wystraszonych ludzi. Był regularnie zatrzymywany i kontrolowany – wspomina Trybalski.

Wesele w Pakistanie

W Taftanie, po drugiej stronie granicy, przywitali ich młodzi mężczyźni w tradycyjnych strojach salwar kamiz, w klapkach, z reklamówką dolarów trzymaną w dłoni. – Prawdopodobnie chcieli z nami pohandlować, myśmy jednak nie zwrócili na nich szczególnej uwagi i pojechaliśmy dalej – wspomina Trybalski.

– Chyba wtedy nie zdawałem sobie sprawy z niebezpieczeństw, prowadziła mnie tylko ciekawość. Zresztą całą naszą grupę przede wszystkim ciekawili ludzie, a my ich. Nieco później, w Pakistanie zostaliśmy nawet zaproszeni na wesele pewnego zapaśnika, którego spotkaliśmy w pociągu. Byliśmy dla niego atrakcją – opowiada.

Skradzione dokumenty

Od Nepalu, finału ich marzeń i upragnionego poczucia spełnienia, dzielił ich jedynie pas niczyjej ziemi na przejściu granicznym w Sonauli i parę godzin w autobusie do Pokhary. Minęło już kilka tygodni, odkąd ruszyli z Krakowa, pokonali blisko 9 tys. km. Prawdziwi podróżnicy! Jak się okazało, to nie zrobiło żadnego wrażenia na przygranicznych kieszonkowcach, którzy połasili się na „nerkę” Ani, zabierając i wszystkie pieniądze, i dwa paszporty.

Sytuacja była trudna, a los wystawił ich na kolejną próbę. Ania i Jarek – byli parą – musieli wracać do Delhi załatwić nowe paszporty i pożyczkę konsularną. Umówili się, że spotkają się znów za kilka tygodni w Indiach, w Waranasi, w pewnym znanym i popularnym hostelu. Piotr z resztą grupy ruszył dalej w Himalaje. Czy rzeczywiście te parę tygodni później udało im się spotkać i co działo się potem?

Łatwo, tanio i nieautentycznie

Dziś taka podróż byłaby niemożliwa – mówi Trybalski – Zmieniło się wszystko, m.in. bariera wejścia, czyli podróżujemy masowo, bo możemy wyjeżdżać taniej i prawie wszędzie. Łatwo dziś taką wyprawę zorganizować samemu lub skorzystać z usług biura podróży, które podaje nam wszystko na tacy. I, niestety, przez to coraz trudniej znaleźć miejsca, w których życie jest autentyczne i nie jest przystosowane do potrzeb turystów.

Po resztę tej opowieści odsyłamy was do podcastu. Przypominamy, że kolejne odcinki naszych wideopodcastów są również dostępne na kanałach National Geographic Polska na YouTube i na Spotify.

Reklama

Źródło: National Geographic Traveler.

Reklama
Reklama
Reklama