Reklama

Projekt blokowany przez prezydenta Baracka Obamę (”cud natury nie będzie przehandlowany najlepszemu oferentowi”) jest ”na siłę” przepychany przez kolejne agencje rządowe pod kierownictwem Donalda Trumpa. Zielone światło dał właśnie Korpus Inżynieryjny Armii Stanów Zjednoczonych (USACE), odpowiedzialny za wskazanie ”najbardziej praktycznego” sposobu zbudowania kopalni.

Reklama

Warte 300 mld dolarów złoża (szacunki z 2010 roku) miałyby być wydobywane przynajmniej 45 lat (plany z 2010 roku zakładały wydobycie do 42 proc. złoża) przynosząc inwestorom już na początku 2 mld dolarów zysku rocznie (z każdym rokiem więcej). Koszt inwestycji szacowanych na niecałe 5 mld miałby zwrócić się w 3 lata. Problem w tym, że miejscowi jej nie chcą, a amerykańska Agencja Ochrony Środowiska (EPA) dopiero pod naciskiem Trumpa wycofała swoją absolutnie krytyczną ocenę projektu budowy kopalni dokonaną jeszcze w 2014 roku.

Niechęć administracji Obamy, niemożność otrzymania praw do ziemi od miejscowych oraz masowy sprzeciw organizacji ekologicznych sprawiły, że w ostatnich 10 latach z największej niegdyś kooperatywy górniczej na świecie, Pebble Limited Partnership, kolejno wycofwali się niemal wszyscy parnterzy (Mitsubishi Corporation w 2011, Anglo American w 2013 i Rio Tinto Group w 2014) pozostawiając na placu boju jedynie firmę Northern Dynasty, w pełni kontrolowaną przez kanadyjską korporację górniczą Hunter Dickinson.

Gdy sąd w 2019 roku uznał prawo EPA do wycofania swojej negatywnej opinii wobec kopalni odkrywkowej rudy miedzi (ale też złota i molibdenu), zgodnie z amerykańską praktyką do pracy nad projektem wydobywczym przystąpili inżynierowie w mundurach. Zmienili oni pierwotną koncepcję wożenia rudy promem przez jezioro Iliamna i budowy tam całorocznego terminala. Lepiej, zdecydowali w swoim raporcie, wozić rudę miedzi wokół jeziora.

Sęk w tym, że grunty, po których miałaby biec ta droga niemal w pełni są własnością ludzi szczerze nienawidzących koncepcji kopalni – członków miejscowych plemion indiańskich, rybaków i ludzi żyjących z wartego 1,5 mld przemysłu zatrudniającego 14 tys. osób i źródła połowy dostępnego na rynku łososia czerwonego. Dali temu jasny wyraz wykupując w 2019 roku całostronicowe ogłoszenie w dzienniku ”New York Times” przekonując potencjalnych inwestorów, że ludzie dążący do stworzenia kopalni chcą popełnić ekologiczną zbrodnię.

Teraz, gdy korpus inżynierów ogłosił swój raport a za 30 dni, zgodnie z procedurami, zgodę na kontynuowanie projektu wskazaną ścieżką, Pebble Limited Partnership ma prawo ubiegać się o stanowe pozwolenia, m.in. na wydobycie. Ocenia się, że może to potrwać do 3 lat. Amerykańskie prawo zezwala przyznawać inwestorom, deweloperom prawa do działania, na gruntach których nie są jeszcze właścicielami. Oczywiście nie mogą rozpocząć wydobycia czy budowy domów zanim właściciele nie sprzedadzą im praw do gruntu.

Raport USACE wskazuje, że olbrzymia kopalnia odkrywkowa miedzi w środku alaskańskiej dziczy nie zaszkodzi miejscowemu ekosystemowi. Eksperci przeciwni koncepcji rozkopywania Alaski wytykają armii błędy oraz ignorowanie krytyki państwowych naukowców wskazujących na problemy z koncepcją kopalni już 6 lat temu.

Pebble Mine to katastrofa, która tylko czeka na swój moment – przekonuje szef National Wildlife Federation Collin O’Mara. Według USACE negatywny wpływ kopalni będzie ograniczał się jedynie do ”zniszczenia 160 km habitatu ryb i 18 km kwadratowych strumieni i mokradeł”. Pisząc o obszarze 110 tys. km przeplatanym gęstą siecią rzek i jezior przekonują, że ”kopalnia nie wpłynie na wartość tego terenu czy życie mieszkających tam ludzi”.

Raport korpusu inżynierów Armii USA wskazuje, że lepszą opcją byłoby zmniejszyć skalę pierwotnego projekt (kopalnia działałaby też tylko 20 lat zamiast 45). Dopuszcza jednak możliwość późniejszego rozbudowania do wcześniej planowanych rozmiarów. W tym czasie z dziury w ziemi głębokiej na ponad pół kilometra miano by wydobyć 1,4 mld ton skały. Odpad po ekstrakcji rudy z którego wycieka szczególnie kwaśna woda, byłby trzymany za specjalnie zbudowaną tamą przez czas istnienia kopalni a potem przeniesiony w miejsce odkrywki.

To, czego krytykom analizy inżynierów brakuje najbardziej, to brak informacji o potencjalnych długofalowych skutkach dopuszczanego rozszerzania kopalni. Zwraca się uwagę, że w podejrzany sposób w planach opracowanych przez mundurowych najcenniejsze fragmenty złoża znajdują się poza terenem wskazanej przez nich pomniejszonej wersji kopalni.

Według Daniela Schindlera z University of Washington w Seattle, inżynierowie bagatelizują też znaczenie wzajemnych powiązań bogatej sieci strumieni pozwalających przetrwać dużej populacji łososia. Jego zdaniem, zniszczenie nawet części tej sieci miałoby dramatyczny efekt dla całego systemu wodnego, a w konsekwencji dla ryb.

– To nad czym tutaj debatujemy, to czy zmienić całe dorzecze Zatoki Bristolskiej w teren wydobycia miedzi, bo do tego prowadzą te plany – zwraca uwagę Joel Reynolds, prawnik Natural Resources Defense Council, jednej z organizacji próbujących zablokować Pebble Mine.
EPA w 2014 roku oceniała skutki wydobycia całego złoża miedzi wokół planowanej kopalni.

Reklama

Jego wydobycie potrwałoby 80 lat i stworzyłoby w ziemi dziurę 2/3 wielkości Wielkiego Kanionu. Jezioro toksycznych ścieków byłoby wystarczająco duże, by utopić tam cały Manhattan. Jedyne, co miałoby uchronić Alaskę przed katastrofę ekologiczną to mająca wytrzymać tysiące lat i częste w tym rejonie trzęsienia ziemi tama.

Reklama
Reklama
Reklama