NASA pokazała niezwykłe zdjęcie wulkanu znajdującego się na Saharze. Wygląda jak złowieszcza ludzka twarz
Amerykańska agencja kosmiczna pokazała zdjęcie przedstawiające kalderę na Saharze. Przypomina czaszkę wpatrującą się w niebo.
W tym artykule:
Uwielbiamy doszukiwać się w otoczeniu twarzy. Widzimy je w oknach, w maskach samochodów, w płytach chodnikowych. Ale również na zdjęciach, które nie mają nic wspólnego z człowiekiem. Na przykład na fotografiach kosmosu wykonywanych przez astronomów albo przez sondy wysyłane poza Ziemię.
Co to jest pareidolia?
W zeszłym roku NASA pokazała np. niesamowite zdjęcie uśmiechniętego Słońca. Widać było na nim dwie plamy odpowiadające oczom i szeroki łuk przypominający uśmiech. Na Marsie kilkakrotnie już znajdowano „ludzkie twarze” – formacje skalne wyglądające jak oblicze człowieka. Najczęściej wydawały się tajemnicze lub groźne.
Dla odmiany w styczniu tego roku amerykańska agencja kosmiczna pokazała dzieło sondy Mars Reconnaissance Orbiter. Z pomocą kamery wysokiej rozdzielczości udało się sfotografować fragment powierzchni marsjańskiej. Wygląda dokładnie jak pocieszny niedźwiedź.
Dlaczego te zdjęcia robią na nas silne wrażenie? Zawdzięczamy to opisanej wyżej pareidolii, czyli skłonności do widzenia znanych kształtów w zupełnie przypadkowych obrazach. Najczęstszym efektem pareidolii jest dostrzeganie w różnych miejscach twarzy.
Pustynna czaszka na Halloween
Tym razem NASA pokazała zdjęcie Ziemi sfotografowanej z kosmosu. Widać na nim szeroki szczyt wulkanu – czyli kalderę. Przypomina wpatrującą się w niebo czaszkę. To zdjęcie zostało opublikowane przez Obserwatorium Ziemi NASA (NASA Earth Observatory) dokładnie w Halloween. Czyli 31 października tego roku. Zostało jednak zrobione znacznie wcześniej, bo w lutym tego roku. Zachowano je specjalnie po to, by pokazać je w wieczór duchów, strachów i potworów.
Jak można się domyślić, kalderę uwiecznił jeden z astronautów znajdujących się na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS). Zdjęcie powstało, gdy ISS przelatywała nad łańcuchem górskim Tibesti na Saharze, wchodzącym w skład Czadu i Libii. Najwyższy szczyt Tibesti to wygasły wulkan Emi Kussi.
W skład tego pasma wchodzą również inne wygasłe wulkany. Po jednym z nich pozostała kaldera zwana Trou au Natron albo Doon Orei. Pierwsza nazwa pochodzi z francuskiego, druga z Teda, języka miejscowej ludności należącej do saharyjskiego ludu Tubu. Kaldera – czyli okrągły szczyt wulkaniczny – jest szerokości kilometra. To pozostałość erupcji wulkanicznej, do której doszło przed tysiącami lat.
Groźny jak wulkan
Sfotografowana z orbity kaldera Doon Orei – czyli „wielka dziura” w Teda – przypomina ludzką czaszkę. Jej oczodoły skierowane są w kosmos. Biały kolor ust, nosa i lewego policzka „twarz” zawdzięcza natronowi. Natron albo natryn to rzadki minerał węglanu sodu, który powstaje podczas parowania jezior sodowych. W starożytnym Egipcie używano go do mumifikacji zwłok.
Z kolei oczy i dziura w nosie to stożki żużlowe. Czyli strome wzgórza, które utworzyły się wokół kominów wulkanicznych wznoszących się nad dnem kaldery. Ciemniejszy obszar po lewej stronie „twarzy” to cień rzucany przez krawędź krateru. To on nadaje kalderze charakterystyczny kształt czaszki.
Dzisiaj kaldera Doon Orei to miejsce kompletnie wymarłe. Jednak nie zawsze tak było. Jeszcze 14 tys. lat temu znajdowało się tam jezioro polodowcowe. W latach 60. XX wieku pod natronem pokrywającym dno kaldery naukowcy znaleźli skamieniałości ślimaków morskich i planktonu. Z kolei w 2015 roku inna ekspedycja natrafiła w Doon Orei na skamieniałości glonów, pochodzące sprzed aż 120 tys. lat.