Reklama

- Występujące w Nowej Zelandii endemiczne gatunki zwierząt i roślin są kluczowe dla naszej tożsamości narodowej – powiedziała nowozelandzka minister ochrony środowiska Maggie Barry. – Ewoluowały przez miliony lat w pozbawionym ssaków świecie i w rezultacie są bezbronne przed atakami przybyłych tutaj drapieżników, które rocznie zabijają około 25 milionów rodzimych ptaków.

Reklama

Do 2025 roku rząd Nowej Zelandii ma nadzieję usunąć inwazyjne drapieżniki z dodatkowego miliona hektarów ziemi – i całkowicie wyeliminować je w krajowych parkach narodowych. Rząd planuje zakończyć działania do 2050 roku – głównie poprzez szerokie zastosowanie pułapek i zatrutych przynęt, choć Nowa Zelandia jest też gotowa na innowacje: to światowy lider w rozwijaniu nowych sposobów na wytępienie przybyłych na teren kraju inwazyjnych ssaków.

- Nadszedł czas na wspólny, długotrwały wysiłek całego narodu, by pozbyć się wprowadzonych niegdyś tu ssaków, które tak bardzo zagrażają naszemu dziedzictwu naturalnemu – podkreśliła Barry.

- To naprawdę odważna polityka na dużą skalę – podkreśla Holly Jones, biolog ochrony gatunków z Northern Illinois University. – Jeśli Nowa Zelandia poczyni chociażby postępy w tym kierunku, gatunki będą w znacznie lepszym stanie.

Małe ssaki, duże wyzwanie

Plan ma być wybawieniem dla symbolicznych ptaków kraju, w tym kiwi, którego dzika populacja liczy dziś mniej niż 70 tysięcy, a kakapo, szczególnie zagrożony gatunek papugi nielota, w 2014 roku liczył 126 osobników.

Przez wieki inwazyjne ssaki bezkarnie pożerały nowozelandzkie ptaki i znane z poruszania się po leśnym podłożu wąsonosy mniejsze. Jeden szczególnie znany przypadek z lat 90. XIX wieku dotyczy ciężarnej kotki latarnika, która praktycznie w pojedynkę doprowadziła do wyginięcia łazika południowego w parę lat po jego odkryciu.

- Te stworzenia, które człowiek umieścił tam, gdzie nie jest ich miejsce, mogą wyrządzić olbrzymie szkody w rodzimej faunie i florze – twierdzi Michael Brooke, kustosz zajmujący się ptactwem w University Museum of Zoology Uniwersytetu Cambridge oraz ekspert ochrony ptaków wyspiarskich przed rozprzestrzeniającymi się szczurami. – Jesteśmy odpowiedzialni za naprawienie stanu rzeczy najlepiej jak się da.

Jednak wyeliminowanie z całego kraju inwazyjnych gatunków ssaków nie będzie łatwym zadaniem. Przede wszystkim, prawie całkowita eliminacja ssaków nie wystarczy, gdyż niektóre – zwłaszcza szczury – mogą na nowo rozmnożyć się w niewyobrażalnym tempie. W jednym miejscu na Wyspach Pitcairn na Pacyfiku Południowym Brooke’owi i innym naukowcom udało się już raz zredukować populację szczurów do ostatnich 80 osobników – jednak ocalałe szczury szybko rozmnożyły się na nowo i ostatecznie było ich ponad 100 tysięcy.

Co więcej, rząd Nowej Zelandii przyznaje, że nie wymyślono jeszcze całej technologii potrzebnej do realizacji planu – jednak rząd wyraził zainteresowanie sfinansowaniem odpowiednich badań, a Brooke uważa, że taki postęp jest możliwy.

- Na dzień dzisiejszy cel nie jest możliwy do osiągnięcia, ponieważ nie dysponujemy odpowiednią wiedzą specjalistyczną, by dokonać tego, co zaplanowano do 2050 roku – twierdzi Brooke. – Jednak umiejętności specjalistyczne rozwijają się tak niesamowicie szybko, że z pewnością nie jest wykluczone, że za 20, 30 lat będziemy w stanie wypełnić założenia planu. Jeśli to ruszy, będzie naprawdę fantastycznie.

Źródło: National Geographic News, pełna wersja artykułu znajduje się tutaj.

Tekst: Michael Greshko

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama