Rozpusta Augusta, Drezno pachnie kawą, sernikiem i leniuchowaniem
Największa w Europie beczka wina, wspaniała porcelana i pałace. Ale warto też tu przyjechać, by się dobrze najeść.
- Joanna Lamparska
Z Andreasem, moim przewodnikiem po Saksonii, siedzę w Grand Café i kłócimy się o rozpustne życie Augusta Mocnego. Za oknem bryła kościoła Marii Panny, jednego z dwóch najpotężniejszych na świecie obiektów wzniesionych z piaskowca. Tłumy turystów jak leniwa rzeka płyną wzdłuż zabytkowych budowli, gdzieś przejeżdża złota kareta, aktor w białej peruce udaje króla Augusta i robi sobie zdjęcia z przechodniami.
– Król miał podobno trzysta kochanek! – przekonuję.
– Nieprawda. Nie miał – denerwuje się Andreas. – Miał za to zaawansowaną cukrzycę i problem ze spłodzeniem potomstwa.
– Łamał podkowy?
– Legenda.
– Ale sernik lubił, prawda? – wyciągam rękę na zgodę.
– On kochał życie i Drezno jest na to doskonałym przykładem – przyznaje mój rozmówca. – Serce władcy spoczywa w podziemiach katedry. Podobno zawsze bije mocniej, kiedy w okolicy pojawi się piękna kobieta.
No to nasłuchuję.
A już całkiem poważnie – w Dreźnie nie uciekniesz przed historią, Augustem Mocnym i dobrym jedzeniem. To miasto, podobnie jak cała Saksonia, tętni rozpustnym kawiarnianym życiem. To przecież mieszkanka Drezna wymyśliła w 1908 r. filtr do kawy, ten genialnie prosty papierowy lejek, którego używamy do dzisiaj. Tutaj również powstał „Jezusek w pieluszkach” – drożdżowa strucla nasączona tonami masła, wypchana setkami bakalii i posypana cukrem pudrem. Nie potrafię sobie wyobrazić Saksonii bez słodkości: czekoladowych deserów oraz quarkkäulchen – płaskich placuszków z twarogowego sera quark i gotowanych ziemniaków. Mój towarzysz podróży ma rację, tradycja celebrowania życia ma nad Łabą długie korzenie.
PIESZO W KARECIE
Kiedy jestem w Saksonii, zawsze mam wrażenie, że powinno się ją zwiedzać w karecie. Malowniczy krajobraz upstrzony zamkami aż się o to prosi. Wszystko jest eleganckie, czasem zbyt ułożone, ale równocześnie uwodzicielskie. Drezno, choć spore, to jego zabytkowe centrum ma charakter niewielkiego miasteczka. Łapię stylizowany powozik w stylu vintage i objeżdżam najważniejsze zakątki. Drezno zwą Florencją nad Łabą. To raj dla miłośników sztuki i barokowej architektury. To dla niej głównie przyjeżdżają tu turyści.
Wieczorem siadam na trawie po drugiej stronie Łaby, żeby wzorem Canaletta, którego obrazy znajdują się w tutejszej Galerii Dawnych Mistrzów, podziwiać panoramę miasta. Jego perłą jest barokowy pałac Zwinger ozdobiony polską koroną. August Mocny nosił ją od 1697 r. A tu zależało mu, żeby rezydencja miała charakter reprezentacyjny, była miejscem przyjęć oraz wielkich wydarzeń. I doskonale czuć tutaj ów słynny Augustowski rozmach. Pałac jest przestronny, pełen światła i zdobień. W jego wnętrzach spaceruję pomiędzy Tycjanami, Rubensami, Rembrandtami, Rafaelami… Tak że po dwóch godzinach mam już dość. Zatrzymuję się jeszcze przy Madonnie Sykstyńskiej i jej obraz zostaje mi przed oczami na dłużej.
BIAŁE ZŁOTO
Pociąg z Drezna dojeżdża do Miśni zaledwie w pół godziny. Cały świat przybywa tu do najstarszej w Europie manufaktury białego złota, czyli porcelany. Założył ją oczywiście August Mocny, który oparł pierwsze eksperymenty na pracy alchemika. „Z porcelaną jak z pomarańczami. Jeśli się zachoruje na jedno albo drugie, nigdy już nie ma się dosyć” – zwykł mawiać władca. Dzisiaj porcelana z symbolem skrzyżowanych kobaltowych mieczy rozsławia miasto w najdalszych zakątkach Ziemi. Fabryka powstała w najstarszym niemieckim zamku Albrechtsburg. Ogromna budowla góruje nad Miśnią. Dookoła murów biegnie ścieżka, z której widać Łabę. Tuż przy niej stoi symbol miasta – katedra w stylu najbardziej czystego gotyku w całych Niemczech. Na małych straganach z godnością dyndają maskotki: figurki Augusta Mocnego i jego słynnej metresy – hrabiny Cosel.
Za oknem jednej z kamienic ktoś wystawił sznurek z wielgaśnymi kalesonami – nie, nikt w nich nie chodzi, to rodzaj rekwizytu, który ubarwia ulicę. Japońska wycieczka zawzięcie fotografuje „gacie”, turyści chichoczą uszczęśliwieni – No co, królewski rozmiar – śmieje się Andreas. – My tu lubimy się bawić. Taka tradycja.
WINDĄ NA SZCZYT
To, co August Mocny uważał za wielkie przyjemności, Saksończycy doprowadzili dzisiaj do rozpustnych rozmiarów. W twierdzy Königstein, 40 km od Drezna, władca kazał zbudować największą w Europie beczkę do wina, na niej zaś postawił salę balową. Po beczce nie ma już śladu, ale rozmach budowniczych wciąż robi wrażenie. Twierdza wisi 247 m nad poziomem Łaby, składa się na nią ponad 50 budynków. W części z nich znajdują się miejsca hotelowe, restauracja, sale muzealne oraz najgłębsza w Saksonii studnia. Dodatkową atrakcją jest winda. Przeszklona i szybka, pędzi wzdłuż pionowej ściany na szczyt wzniesienia. Daje przedsmak oszałamiających widoków z góry. Ze skalnej platformy o powierzchni 13 boisk piłkarskich widać zalesione góry, zakole Łaby, pojedyncze domy. Ten krajobraz jest dla mnie kwintesencją Saksonii, krainy zabytków, tradycji przemieszanej z nowoczesnością i przyjemności stołu. Nawet tutaj, tuż przy koszarach, August o tym pamiętał
Andreas pokazuje niepozorny pawilon: – Jest tu jadalnia z niespodzianką. Kiedy gospodarz wymawiał tajemnicze: „Stoliczku, nakryj się!”, nieoczekiwanie wyjeżdżał z podłogi zastawiony bogato stół i biesiada mogła się zacząć. Wino lało się hektolitrami. A musisz wiedzieć, że saksońskie wina są świeże i mineralne, świetnie pasują do naszej ciężkiej kuchni, do mięs i klusek – śmieje się Andreas. Nie do końca jest to prawda. Golonki, sznycle i kotlety to oczywiście podstawa, ale równie popularny jest w Saksonii pstrąg, najlepiej grillowy i z towarzystwem kieliszka wina. Winorośle uprawiane były tu już ponad 850 lat temu, okolice Drezna przez wieki były najdalej wysuniętym na północ rejonem winiarskim. Miśnia, mimo że słynie głównie z porcelany, wciąż jest w Saksonii centrum winiarskiego życia.
Od Pirny do Diesbar-Seußlitz, wzdłuż Łaby, wiedzie Saksoński Szlak Winiarski. Winorośle porastają południowe stoki, uprawia się tu głównie szczepy białe. Króluje müller-thurgau, delikatny i wykwintny, o kwiatowym bukiecie. Cieszę się, że nie muszę tu jeździć samochodem. Szlak winiarski najlepiej zwiedzać leniwie, tak jak całą Saksonię. Wybieram parostatek. Kompania Saxon Steamship ma najstarszą na świecie i największą flotę tych wehikułów. Maszyna zatrzymuje się w 14 portach rzecznych, bez stresu więc sunę Łabą wśród malowniczych wiosek. Kelner co chwilę donosi wino, które nazywa po prostu „lokalnym” – Nasze wina są unikatem, bo często można je dostać tylko w miejscu, w którym powstały. Mamy wiele małych, rodzinnych firm, które produkują niewiele, nie ma więc sensu handlować poza własnym rejonem – mówi Andreas i podsuwa kolejne „lokalne”.
BASZTY DO NIEBA
Sama Łaba to osobny temat. Dla mnie najważniejsze jest to, że w jej wodach przeglądają się fantastyczne pałace. Rezydencja Pillnitz, którą August Mocny podarował kochance, tonie latem w kwiatach. Przy pałacu w Radebeul mieści się Muzeum Karola Maya. Autor przygód wodza Winnetou nigdy w Ameryce nie był, a barwny świat Dzikiego Zachodu stworzył, siedząc przy saksońskim biurku. Do Radebeul najlepiej pojechać z dziećmi, do dyspozycji są kowbojskie kapelusze i plastikowe spluwy.
Nieco bliżej polskiej granicy, nad Nysą Łużycką, szalony książę Hermann von Pückler, pisarz, podróżnik i kobieciarz, stworzył od podstaw park w Bad Muskau. Książę miał pewne ekstrawaganckie marzenie, chciał każdego ranka jeździć po swoim parku konno, koniecznie nago.
Przyroda zaś miała dostarczać mu nie tylko fantastycznych doznań wizualnych, ale i chronić jego prywatność. Żeby postawić kropkę na „i”, książę nadał alejom imiona licznych kochanek, kucharz zaś wymyślił dla niego słynne lody złożone z trzech warstw: truskawkowej, kawowej i śmietankowej. Bad Muskau jest wielkim ogrodem z zamkiem i pałacem w centrum, dlatego można tu zostać na wiele godzin, żeby odkrywać wszystkie zakamarki okolicy.
Książę Pückler ożenił się i rozwiódł dla swojego parku, ciągle potrzebował pieniędzy, tymczasem natura stworzyła w Saksonii swoje własne dzieło, nie przejmując się pomysłami ludzi. To miejsce nazywane jest Szwajcarią Saksońską. Jadąc tam, już z daleka widzę wystawione na erozję piaskowce, które przybrały niezwykłe kształty. Pionowe ściany świetnie nadają się do wspinaczki. Choć najwyższe wzniesienie ma raptem 556 m n.p.m., to od zawsze było to ulubione miejsce malarzy. Tu powstał m.in. słynny Wędrowiec nad morzem mgły Caspara Davida Friedricha. Teraz, prawie 200 lat później, prowadzi tu Malerweg (Ścieżka Malarzy). To szlak o długości 112 km, na który składają się skalne labirynty czy kamienne półki, z których dojrzeć można pół świata. To chyba najpiękniejsze obrazki w Saksonii.
Są tu dwa miejsca, które uwielbiam szczególnie: platforma widokowa Schrammsteine, na którą wdrapać się trzeba po stalowych drabinkach, i Affensteine, do której wiedzie skalna dziura. Zaś sztandarową atrakcją tych gór są Bastei: formacje skalne, pomiędzy którymi rozpięty został kamienny most. Ten ostatni to prawdziwa ikona Saksonii. Dobrze, że obok niego można zjeść sernik; inaczej by się nie liczyło.
1 z 5
Niemcy Saksonia
2 z 5
Niemcy Saksonia
3 z 5
Niemcy Saksonia
4 z 5
Niemcy Saksonia
5 z 5
Niemcy Saksonia