Reklama

Jak wygląda posiłek stada sępów?

Nad równiną Serengeti w Tanzanii zachodzi słońce, a gnu jest skazane na śmierć. Chore lub ranne, oddalone o kilometry od stada, nie może się spodziewać niczego dobrego. Gdy wstaje dzień, nad martwym zwierzęciem kłębią się sępy – ok. 40 ptaków próbuje dobrać się do jego szczątków. Niektóre czekają z boku cierpliwie, zgarbione, z głową wciśniętą w skrzydła i wzrokiem wbitym w zdobycz.

Reklama

Większość jednak zażarcie walczy. Wyciągnięte szpony, szarpanie, ciosy, przeciąganie, groźne gesty. Jeden na grzbiecie drugiego wściekle dziobie, tamten wierzga i wycofuje się. Zgraja sępów rozdziela się i łączy z powrotem czarnobrązową falą wyciągniętych szyj, ostrych dziobów, łopoczących skrzydeł. Z góry nieustannym strumieniem ciągną nowi biesiadnicy, próbując dopchać się do jedzenia.

Po co ta awantura, skoro ścierwa jest wystarczająco dużo? Skąd ta nienasycona żądza? Gnu ma grubą skórę, a ponieważ nie zginęło wskutek ataku drapieżnika, nie ma rozdartych powłok, co dałoby dostęp do mięsa i wnętrzności. Dlatego też ptaki zażarcie konkurują o miejsca, z których można się do obiadu dobrać. Podnosi się rejwach, gdy jeden z padlinożerców, sęp afrykański, zanurza głowę w oczodół gnu i w pośpiechu wychłeptuje żłobkowanym językiem zawartość; po krótkiej chwili odpycha go napierająca gromada.

Drugi ptak szarpie nozdrza ofiary. Za to inny sęp, plamisty, próbuje dobrać się do gnu z przeciwnego końca. Udaje mu się zagłębić 20 cm w odbyt zwierzęcia, ale zostaje odepchnięty przez kolejnego ptaka, który wsuwa szyję w jelito. I tak to trwa – 40 rozgorączkowanych ścierwojadów usiłuje dostać się do pięciu otworów wielkości piłki golfowej.

Opis sępa: jaka jest rozpiętość skrzydeł?

W końcu wkraczają dwa sępy uszate. Te ptaki są naprawdę wielkie: metr wysokości, 3 m rozpiętości skrzydeł (na czubkach drzew budują z patyków gniazda wielkości małżeńskiego łoża). Mają różowe głowy, wielkie, mocno zakrzywione dzioby i wyłaniające się z brązowych piór nagie, mocne szyje o pomarszczonej skórze. Jeden z nich, waląc dziobem jak młotem, wybija dziurę w barku gnu, a drugi rozdziobuje policzek w nadziei na znalezienie soczystych larw gzów. Skóra rozdziera się z trzaskiem.

Jeden z sępów afrykańskich rzuca się głową naprzód do gardła gnu i wyszarpuje 20-centymetrowy odcinek tchawicy, żebrowanej niczym wąż odkurzacza. Ale nie dane mu jest rozkoszować się zdobyczą, bo wysoki na 1,20 m marabut, który tkwił tu sztywno od jakiegoś czasu, wyrywa mu ją, podrzuca w górę i połyka w całości. Dzięki wysiłkom sępów uszatych, które od mięsa wolą skórę i powięzi, w powłokach ciała gnu zieje już jednak szeroka wyrwa. Ptasie głowy rozpryskują krew i śluz, z dziobów zwisają ociekające wnętrzności; dwa osobniki bawią się w przeciąganie liny parometrowym sznurem jelit.

Sęp rości sobie pretensje do martwej zebry w Parku Narodowym Serengeti w Tanzanii, podczas gdy inne sępy wkraczają do akcji. Do bankietu prawdopodobnie dołączy więcej sępów. Potrafią oczyścić tuszę w kilka minut. / PHOTOGRAPHS BY CHARLIE HAMILTON JAMES

Padlina niknie w oczach, rośnie krąg nasyconych, odpoczywających w niskiej trawie ptaków. Sępy siedzą z wypchanymi wolami, głowy poukładane na złożonych skrzydłach, oczy przysłonięte trzecią powieką. Skończyła się awantura. Ptasie kłótnie ustały. Sępy odpoczywają, ciche i pogodzone ze światem niczym kaczki na parkowym stawie.

Postrzeganie sępów: jakie są zalety sępów i czy jest to gatunek zagrożony?

Sępy mają chyba najgorszy pr ze wszystkich ptaków na kuli ziemskiej. Uznaje się je za przykładowe darmozjady i ucieleśnienie pazerności. Starotestamentowe księgi Kapłańska i Powtórzonego Prawa widzą w nich stworzenia nieczyste, które synowie Izraela będą „mieli w obrzydzeniu (…), bo są obrzydliwością” [Ks. Kapłańska 11:13, przekład: Biblia Tysiąclecia].

Sam Karol Darwin w swoich dziennikach z podróży na okręcie Beagle pisze w 1835 r. o sępach: „Obrzydliwe te ptaki o łysej (…) głowie, odpowiedniej do nurzania się w padlinie”. Trudno się dziwić. Jedną z adaptacji, jakie opanowały, jest umiejętność zwracania całej zawartości żołądka w razie zagrożenia; ma to na celu łatwiejsze poderwanie się do lotu. Odrażające? Może. Ale sępy nie są pozbawione zalet, które z nawiązką wynagradzają te obrzydliwości.

Zazwyczaj nie zabijają innych zwierząt; łączą się w pary na całe życie; o młode troszczą się oboje rodzice; spędzają czas i kąpią się w towarzyskich grupach. A co ważniejsze – sępy pełnią ogromnie ważną, acz niedocenianą funkcję w ekosystemie: sprawnie i szybko uprzątają martwe zwierzęta, a materię włączają ponownie do obiegu. Według jednej z ocen sępy stale bytujące na obszarze Serengeti w Tanzanii lub zalatujące podczas dorocznych wędrówek gnu (gdy 3 mln gnu białobrodych przemieszcza się między Kenią a Tanzanią) zjadają więcej mięsa niż wszystkie ssaki drapieżne z Serengeti razem wzięte. I nie ociągają się z tym.

Sęp może połknąć w minutę kilogram mięsa. Spora gromadka jest w stanie w pół godziny uwinąć się z całą zebrą, objadając kości do czysta. Gdyby nie było sępów, rozkładające się ścierwa zalegałyby znacznie dłużej, roiłyby się w nich owady i rozprzestrzeniały choroby – groźne dla ludzi, bydła i dzikich zwierząt. Ale ten rewelacyjny, wypracowany przez tysiąclecia układ nie jest, niestety, niezniszczalny. Prawdę mówiąc, na niektórych, bardzo ważnych obszarach grozi mu załamanie. W Afryce już wyginął sęp kasztanowaty, jeden z 11 tutejszych gatunków. Siedem innych trafiło na czerwona listę jako zagrożone wyginięciem, w tym cześć jako skrajnie zagrożone.

Niektóre, jak sęp uszaty, występują już niemal tylko na obszarach objętych ochroną, a afrykańskie populacje ścierwnika i orłosępa wyginęły niemal doszczętnie. Zdaniem Darcy Ogady z Fundacji Peregrine zajmującej się ochrona ptaków – sępy i inne padlinojady należą do ptaków najsilniej zagrożonych wyginięciem.

Jakie są zagrożenia dla sępów?

W pewien słoneczny marcowy dzień Ogada wraz ze współpracownikiem Munirem Viranim objeżdża region Masai Mara w Kenii. Virani tym razem nie przyjechał tu badać ptaków, co jest jego ulubionym zajęciem, ale rozmawiać z pasterzami o krowach. Hodowla bydła ma – jak się okazało – zasadniczy wpływ na przyszłe losy sępów.

Nasza ciężarówka lawiruje wśród stad owiec i kóz. Virani tymczasem wyjaśnia mi, że Masajowie swoje ziemie w otulinie Narodowego Rezerwatu Masai Mara wydzierżawili niedawno organizacjom na rzecz ochrony przyrody i zgodzili się wyrugować z tych obszarów gospodarkę pasterską. Niektórzy Masajowie twierdzą jednak, że obszary chronione zwabiają na ich ziemie lwy i inne drapieżniki (obszary chronione przylegają do pastwisk i nie są otaczane ogrodzeniem).

Tymczasem stada gnu i innych miejscowych kopytnych w ekosystemie Mara stoją w obliczu zagrożeń związanych z kłusownictwem, długotrwałą suszą i zajmowaniem sawanny pod gospodarkę rolna i zabudowę. Już to byłoby złą wieścią dla sępów; są jednak gorsze.

Virani każdemu napotkanemu Masajowi zadaje pytanie: „Czy miałeś ostatnio jakieś straty w bydle z powodu ataków drapieżników?”. Odpowiedz niezmiennie brzmi: „Tak. I moich sąsiadów też to spotkało”. Lwy atakują na ogół nocą, gdy bydło jest spędzone do zagród boma, chronionych płotem wykonanym z ciernistych krzewów. Lwy ryczą, przerażone bydło rzuca się do ucieczki, forsuje bramę bomy i rozbiega się po sawannie. Psy szczekają, właściciele się budzą, ale zwykle jest już za późno. Jedna zabita sztuka bydła to strata 30 tys. szylingów kenijskich (ok. 1150 zł), co jest znacznym ciosem dla ludzi, dla których bydło stanowi walutę (cena byka dochodzi do 100 tys. szylingów, ok. 3900 zł).

Zgodnie z naturalna koleją rzeczy konsekwencja jest zemsta: mężczyźni uwiązują psy, żeby nie zrobiły sobie krzywdy, a resztki upolowanej przez lwy krowy spryskują trucizna, Karbofuranem – zakazanym pestycydem dostępnym łatwo, choć tylko pokątnie. Lwy wracają do pozostawionego pożywienia wraz z młodymi i cała lwia rodzina z głowy (według ocen naukowców w takich okolicznościach ginie w Kenii około stu lwów rocznie. A w kraju żyje zaledwie 1600 sztuk tych zwierząt). Nieuchronnymi, choć niezamierzonymi ofiarami są sępy, które odżywiają się zarówno resztkami zabitego bydła, jak i padłymi lwami. A że żerują w grupach liczących 100 i więcej osobników, giną masowo.

Trudno uwierzyć, że wystarczy parę granulek związku chemicznego, który wymyślono do tępienia nicieni i innych bezkręgowców, żeby uśmiercić sępa, którego soki żołądkowe są tak zjadliwe, ze unieszkodliwiają zarazki wścieklizny, cholery czy wąglika. Prawdę mówiąc, Karbofuranem Ogada się nie przejmowała, póki nie zaczęła w 2007 r. dostawać maili o zatrutych lwach.

Sprzedawca z Durbanu w Południowej Afryce oferuje głowy sępów na sprzedaż jako muti - element tradycyjnej medycyny. Uważa się, że suszone i wędzone mózgi sępów wywołują wizje przyszłości. Przyszłość samych ptaków jest ponura, sześć z ośmiu gatunków w kraju jest zagrożonych. / PHOTOGRAPHS BY CHARLIE HAMILTON JAMES

– Sprawa wywoływała zdziwienie – mówi. Turystyka przyrodnicza jest w Kenii drugim co do wartości źródłem dochodów, a główna atrakcja kraju są lwy. W 2008 r. naukowcy i przedstawiciele władz, a także organizacji ochrony przyrody, zebrali się w Nairobi, żeby dyskutować na temat tych zatruć oraz wypracować plan zaradczy.

– Szczęki nam opadły. Okazało się, że problem jest znacznie poważniejszy, niż sądziliśmy – wspomina Ogada. Szczegółowe badania pozwoliły stwierdzić, że zatrucia pestycydami odpowiadają w Afryce za 61 proc. zgonów sępów.

Zagrożenia wzmagane są przez specyfikę biologii rozrodczej tych ptaków: osiągają one dojrzałość płciowa dopiero w wieku 5–7 lat, mają jedno pisklę na rok lub raz na dwa lata, a 90 proc. młodych ginie w ciągu pierwszego roku życia. Według prognoz w ciągu następnego półwiecza liczebność sępów na kontynencie spadnie o 70–97 proc.

Co stanie się, gdy sępy w Indiach wyginą?

Chociaż sytuacja w Afryce wydaje się bardzo zła, w innych rejonach świata jest jeszcze gorsza. Liczebność tych drapieżników w Indiach (chodzi o trzy gatunki, sępa bengalskiego, sępa indyjskiego i sępa długodziobego) spadła o ponad 96 proc. w ciągu zaledwie jednej dekady. W 2003 r. naukowcy współpracujący z Fundacją Peregrine odkryli powiązanie między padłymi sępami a bydłem, któremu podawano lek przeciwzapalny o nazwie Diklofenak. Lek ten stosowano u ludzi na zapalenie stawów i inne dolegliwości, a jako specyfik weterynaryjny dopuszczono w roku 1993. U sępów Diklofenak powoduje niewydolność nerek, w sekcjach zwłok obserwowano narządy pokryte białymi kryształkami.

Wymieranie sępów w Indiach zwróciło uwagę, bo konsekwencje okazały się poważne. Indie mają największe na świecie pogłowie bydła, ale mieszkańcy tego kraju wołowiny nie jedzą. Gdy miliony sępów padło ofiarą zatrucia, zaczęły gromadzić się masy martwego bydła. W konsekwencji liczebność bezpańskich psów, które konkurowały z sępami o padlinę, skoczyła z 7 do 29 mln w ciągu 11 lat. Skutek? 38,5 mln przypadków pokąsania ludzi przez psy. I gwałtowny wzrost liczebności szczurów.

Liczba przypadków wścieklizny wzrosła o 50 tys., co pociągnęło za sobą straty wynikające z przedwczesnych zgonów, kosztów leczenia i utraconych dochodów wynoszące, w przeliczeniu na złote, 132 mld. Parsowie, którzy zamieszkują głównie Bombaj i okolice, zaniepokoili się jeszcze jedną zmianą. Według ich obyczajów pogrzebowych ciała zmarłych pozostawia się na wyniesionych w górę platformach, gdzie powinny zostać pożarte przez sępy, aby dusza mogła się uwolnić. Drastyczny spadek liczebności sępów sprawił jednak, że zwłoki tkwią na platformach miesiącami.

Gdy w 2006 r. dowiedziono, że za wymieranie sępów odpowiada Diklofenak, stosowanie tego leku w weterynarii zostało zakazane w Indiach, Pakistanie i Nepalu (nielegalnie lek nadal jest jednak bydłu podawany). W 2010 r. zabroniono go także w Bangladeszu, a w połowie czerwca sojusz organizacji na rzecz ochrony przyrody wystosował apel do Komisji Europejskiej o wydanie zakazu używania tego leku w praktyce weterynaryjnej w Europie. Reakcji na razie nie ma.

Jak dotąd takie wysiłki na rzecz ochrony sępów, jak rozmnażanie w niewoli i zakładanie „restauracji dla sępów”, gdzie dzikim ptakom wykłada się bezpieczne mięso z ferm i rzeźni, przynoszą pozytywne rezultaty. Po dziewięciu latach tych działań spadek liczebności indyjskich sępów zwolnił tempo, a na niektórych obszarach zaobserwowano nawet jej wzrost. Niemniej jednak trzy najbardziej dotknięte kryzysem gatunki mają liczebności, które są drobnym ułamkiem dawnych, milionowych.

Dlaczego kłusownicy w Afryce zabijają sępy?

Ogada nie ma nadziei, że Afryka weźmie przykład z indyjskich działań mających na celu zażegnanie kryzysu.

– Władze Kenii nie podejmują wysiłków na rzecz ochrony sępów w kraju. Brak jest politycznej woli, żeby ograniczyć stosowanie Karbofuranu – przyznaje. No i trzeba pamiętać, że sępy w Indiach stoją w obliczu tylko jednego poważnego zagrożenia – zatrucia chemikaliami – podczas gdy w Afryce jest ich znacznie więcej.

W lipcu 2012 r. w parku narodowym w Zimbabwe padło 191 sępów, które żerowały na spryskanym trucizną ścierwie słonia zabitego przez kłusowników. Rok później zginęło 500 sępów, które żerowały na zatrutym słoniu w Namibii. Dlaczego kłusownicy, którzy zabijają dla kości słoniowej, trują sępy?

– Bo ich gromada krążąca nad zabitym słoniem czy nosorożcem zdradza strażnikom parkowym, że gdzieś doszło do aktu kłusownictwa – wyjaśnia Ogada. W Afryce Wschodniej za 30 proc. śmiertelnych zatruć sępów odpowiedzialni są kłusownicy. Sępom zagrażają też niektóre ludowe tradycje.

Andre Botha, wiceprzewodniczący grupy ds. sępów w Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody, opowiada, że wiele martwych sępów znajdowanych przy zwierzętach zabitych przez kłusowników ma obcięte głowy i łapy. To jasny sygnał, że te części ciała sprzedano jako muti, tradycyjne leki. Na targowiskach w południowej Afryce bez trudu da się kupić zwierzęce części ciała, które według wierzeń mają leczyć rozmaite dolegliwości czy też dawać siłę, wytrzymałość albo bystrość. Popularny jest mózg sępa: podobno jeśli go wymieszać z błotem i uwędzić, zapewnia opiekę siły wyższej.

Wciąż jednak największym zagrożeniem dla afrykańskich sępów pozostaje powszechna dostępność trutek. Po ujawnieniu przypadków zatrucia lwów w 2009 r. firma FMC z Filadelfii wytwarzająca Furadan (mutacja Karbofuranu) rozpoczęła akcję odkupowania swojego preparatu z hurtowni i sklepów w Kenii, Ugandzie i Tanzanii oraz wstrzymała sprzedaż do RPA. Preparaty z Karbofuranem innych producentów są jednak nadal dostępne. Rolnictwo, druga co do dochodów branża gospodarki Kenii, jest od dawna bardzo schemizowane. Każdy może tam wejść do sklepu ze środkami ochrony roślin czy artykułami weterynaryjnymi i za grosze kupić silnie trujące pestycydy.

Jak w Afryce próbuje się ratować sępy?

Po rozmowach z masajskimi pasterzami Virani i Ogada czekają, aż zajdzie słońce. Nie chodzi im o to, że skończy się upał. Czekają na włączenie elektrycznych świateł. W mroku Virani zatrzymuje dżipa przed bomą (zagrodą) położoną na wysuszonej równinie między liczącym 20 tys. ha obszarem chronionym Mara Naboisho a rezerwatem Masai Mara o powierzchni 150 tys. ha na zachodzie. Organizatorzy nocnych wycieczek balonowych narzekają, że żarówki, zasilane ogniwami fotowoltaicznymi, stanowią „zanieczyszczenie świetlne”. Ale dla Viraniego to prawdziwy cud. To tania i skuteczna metoda odstraszania drapieżników zagrażających bydłu w zagrodach, a dzięki temu środek zapobiegający odwetowemu zatruwaniu padliny, które dziesiątkuje sępy.

– Oświetlenie jednej bomy kosztuje 25–35 tys. szylingów (ok. 1000–1300 zł), a fundacja Peregrine zwraca połowę kosztów. To równowartość jednej sztuki bydła – wyjaśnia Virani. W ciągu pierwszego półrocza stosowania migającego oświetlenia w okolicach Masai Mara liczba ataków lwów na 40 oświetlonych zagród spadła o 90 proc. Jak dotąd zarówno drapieżniki, jak i słonie (które wędrują między rezerwatem a obszarem chronionym, często przez uprawy warzywne Masajów) nadal unikają świateł, ale brak dbałości o konserwację urządzeń i wykorzystywanie elektryczności w innych celach (np. do ładowania telefonów komórkowych) zmniejsza ich skuteczność. Niemniej jednak popyt na instalacje przewyższa podaż.

Co grozi ekosystemowi sawanny jeśli sępy wyginą?

Nad Serengeti, ok. 250 km na południe od Masai Mara, wschodzi słońce. Trzy dorosłe hieny żerują zanurzone głowami w kolejnym padłym gnu. Scenę otacza kręgiem gromada sępów. Co chwila któryś wyskakuje na środek, po to tylko, by narazić się na reprymendę jednego z głównych bohaterów, szczerzącego zęby spomiędzy czarnych warg.

Sępy rozumieją pogróżkę. Między czworonożnymi a skrzydlatymi padlinożercami panuje przymierze. Sępy ułatwiają hienom zlokalizowanie martwych zwierząt, a hieny z kolei ułatwiają sępom ucztowanie, rozdzierając powłoki ciała. Gdy hieny się nasycą, padlinę obsiadają ptaki. Szarpane z różnych stron ścierwo podryguje. Nagle z nieba spada sęp uszaty i rzuca się na dwa inne stojące na uboczu. Napastnik zatacza krąg, pochyla głowę, rozpościera wielkie skrzydła, po czym triumfalnie siada na martwym gnu.

– To są niezwykle zajmujące zwierzęta. Człowiek może się im przyglądać godzinami; obserwacja lwa już dawno by się znudziła – mówi Simon Thomsett, specjalista od sępów z Kenijskiego Muzeum Narodowego, nie odrywając lornetki od oczu.

Mijają godziny, aktorzy się zmieniają: hieny, szakale, marabuty, orły i cztery gatunki sępów. Mimo że z pozoru akcja wygląda na histeryczną przepychankę, wszyscy mają szansę na zdobycie pożywienia zgodnie ze swoją pozycją w hierarchii. Thomsett i Ogada, którzy często ze sobą współpracują, dużo czasu spędzają na rozmyślaniach, co będzie, jeśli z tej obsady wypadną sępy. Prowadząc przez dwa lata eksperymenty polowe z martwymi kozami, Ogada ustaliła, że gdy nie ma sępów, ścierwo rozkłada się trzykrotnie dłużej, trzykrotnie zwiększa się liczba ssaków żerujących na padlinie. Potrojeniu ulega również czas, spędzany przez nie na tym żerowaniu.

Dlaczego te informacje są istotne? Bo im dłużej stykają się ze sobą szakale, lamparty, lwy, hieny, żenety, mangusty i zdziczałe psy, tym większe jest ryzyko rozprzestrzenienia się zarazków chorobotwórczych (które w żołądkach sępów by zginęły) wśród zwierząt, zarówno dzikich, jak i hodowlanych. Sępy, zjadając pozostałe po porodach gnu łożyska, zapobiegają szerzeniu się wirusa złośliwej gorączki nieżytowej, śmiertelnej choroby bydła (zwanej też głowicą). Dzięki temu, że w ciągu paru godzin zamieniają padłe zwierzę w czysty szkielet, zmniejszają liczebność owadów przenoszących choroby oczu ludzi i zwierząt hodowlanych.

– Z punktu widzenia użyteczności dla człowieka sępy są ważniejsze niż tak uwielbiane przez turystów lwy, słonie, lamparty, bawoły i nosorożce razem wzięte – twierdzi Thomsett. Zdaniem naukowców zagłada sępów pociągnie za sobą katastrofę ekologiczną i gospodarczą.

Wprawdzie bezpośrednim powodem spadku liczebności sępów w Afryce jest stosowanie trucizn, ale Thomsett bez ogródek podaje przyczynę podstawową: za dużo ludzi. Ludność Kenii liczy dziś 44 mln i ma w 2050 r. sięgnąć 81 mln. Masajowie należą do najszybciej rosnących liczebnie grup etnicznych.

Założycielka VulPro, Kerri Wolter, przyniosła sępa zielonego, którego skrzydło zostało uszkodzone, gdy wleciał na linię energetyczną, do weterynarza w pobliżu Pretorii. Zatrucie przez kłusowników jest największym zagrożeniem dla sępów afrykańskich, ale kolizje z liniami energetycznymi stanowią kolejne. / PHOTOGRAPHS BY CHARLIE HAMILTON JAMES

Thomsett opuszcza lornetkę i zaczyna recytować listę antropogenicznych zagrożeń dla kenijskich sępów. Wokół obszaów chronionej przyrody rolnicy sieją zboża, by wyżywić rosnącą ludność. Mniej trawiastej sawanny to mniej ssaków kopytnych, którymi żywią się sępy. Władze nie były w stanie powstrzymać wiercenia studni geotermalnych w odległości 300 m od lęgowiska zagrożonych wyginięciem sępów plamistych. Sporo sępów ginie w zderzeniach z liniami wysokiego napięcia. Kenijska Służba Ochrony Przyrody nie ma jeszcze opracowanego strategicznego planu ochrony zagrożonych wyginięciem gatunków sępów, choć podobno takowy powstaje.

W grudniu 2013 r. uchwalono w Kenii prawo, które przewiduje karanie grzywną 20 mln szylingów (ok. 780 tys. zł) lub więzieniem osób biorących udział w zabijaniu zwierząt z gatunków zagrożonych. Służba ochrony przyrody Kenii planuje kampanię informacyjno-propagandową mającą zmienić stosunek społeczeństwa do sępów. Ale jeśli nie zapewni się przestrzegania prawa i nie poprawi wykrywalności przestępstw, to – jak zgodnie twierdzą Ogada i Thomsett – takie kampanie nie wystarczą. Więcej pożytku przyniosłoby skorzystanie przez władze z propozycji jednego z właścicieli ziemskich z południowo-zachodniej Kenii. Zaoferował on na sprzedaż grunty, na których znajdują się klify z najważniejszymi w kraju lęgowiskami skrajnie zagrożonego wyginięciem sępa plamistego.

Reklama

Źródło: NationalGeographic.com: Vultures Are Revolting. Here’s Why We Need to Save Them.

Reklama
Reklama
Reklama