Reklama

Raz kwitnie. Potem już nie. Mijają dziesiątki lat, ludzie w tym czasie przeczesują lasy – pełzają, szukają, i kiedy tracą już nadzieję, ta w końcu nagle znowu się pojawia. W niespodziewanym miejscu, z dala od tego, w którym ostatnio ją widziano, ukrywa się w ciemnościach - nie wyższa niż kciuk, bezlistna i prawdopodobnie najdziwniejsza roślina w Wielkiej Brytanii. Znana jest pod nazwą storzan bezlistny (ang. ghost orchid, czyli orchidea-duch) – kiedy się pojawia, ludzie szaleją.

Reklama

Mam oczywiście na myśli ludzi interesujących się roślinami.

Niech dwudziestoparolatki polują sobie na Pokemony na swoich smartfonach. Tu jednak mowa o starszej wersji gry w chowanego – jednak równie obsesyjnej i szalonej.

Jak się to wszystko zaczęło

Początki sięgają 1855 roku, kiedy niejaka pani Anderson Smith (wyobrażam sobie, jak w długiej spódnicy powoli podąża stromym błotnistym szlakiem nad srebrzysty potok w Herefordshire w Anglii) zauważa ten malutki kwiat. Wśród paproci i pokrzyw jest ledwo widoczny. Kobieta pochyla się, wyrywa go i zabiera do lokalnego pasjonata roślin, by zapytać, jaki to gatunek. Ten mówi jej, że to Epipogium aphyllum – storzan bezlistny (inny niż Polyrrhiza lindenii pokazany w książce Susan Orlean pt. The Orchid Thief). Kwiat trafia na wystawę jako nowość w Anglii – po czym nagle znika. – Podobno został przypadkiem zniszczony, kiedy sprzątano pokój po wystawie – podaje lokalna gazeta.

Storzana nikt nie widzi. Mija kolejne 20 lat. Znowu ktoś zauważa go w innych oddalonych o wiele kilometrów lasach. Następuje kolejna 20-letnia przerwa, po czym znowu się pojawia, a do czasu zakończenia pierwszej wojny światowej ma już reputację rośliny pojawiającej się raz na pokolenie – czasem w Szkocji, to w Anglii, to w Walii. Miłośnicy roślin zastanawiają się, gdzie pojawi się następnym razem i które zwierzęta przenoszą jego nasiona. Muchy? Pszczoły? Ptaki? Nikt tego nie wie. (Nasiona są bardzo małe. Nie stanowią pożywienia dla ptaków).

Szczęście małej dziewczynki

W 1926 roku już tyle osób wie o istnieniu storzana bezlistnego, że poszukiwania stają się bardziej zaciekłe. W Cardiff National Museum w Walii znajduje się dziennik pisany przez zagorzałą poszukiwaczkę tej rośliny Eleanor Vachell. Opisuje w nim pewien majowy poranek, kiedy pracownik londyńskiego British Museum zadzwonił do jej przyjaciela, pana Franisa Druce’a. Chciał wiedzieć, czy ktoś natrafił na nowe znalezisko – pierwsze od lat.

Druce, lokalny poszukiwacz roślin, odpowiada, że tak – w tym momencie ma w domu świeżo zerwanego storzana bezlistnego. Dostał go od małej dziewczynki, która sama znalazła kwiat. British Museum prosi więc o próbki i szybko zatrudnia Druce’a do przeprowadzenia badań. Druce dzwoni więc do autorki dziennika Eleanor Vachell.

To nie koniec gry!

„Podekscytowanie sięgnęło zenitu” – napisała Vachell. „Szybko zamówiono taksówkę”, zespół wkroczył do lasu w poszukiwaniu kolejnego kwiatu, ale „choć rozdzielili się, by szukać w dwóch różnych kierunkach” – niczego nie znaleźli.

Potrzebowali pomocy dziewczynki.

Popytawszy trochę, natrafili na osobę, która ponoć wiedziała o istnieniu kwiatu (w rzeczywistości namalowała go, czym z radością podzieliła się z muzeum) i znała dziewczynkę. Dała im jej adres.

Dziewczynka była w domu. Mało tego, miała drugą łodygę. Łatwo ją dostrzeżono, bo stała w wazonie. Druce zapytał, czy chciałaby oddać swoje znalezisko dla dobra nauki. Przypuszczalnie powiedział jej, jak ekscytujące byłoby podzielenie się tym odkryciem z całym narodem brytyjskim. Jednak dziewczynka – której imię nie pojawia się w dzienniku – odmówiła. I nie chciała zmienić zdania.

„Na próżno Pan Druce próbował ją namawiać, dziewczynka była nieugięta”! Łodyga należała do niej i nie zamierzała się nią dzielić. (Najwyraźniej nawet w 1926 zdeterminowana dziewczynka mogła obstawać przy swoim w obliczu równie zdeterminowanych dorosłych. Dziennik nic nie wspomina o rodzicach).

Dziewczynka była jednak skłonna do zabrania dorosłych z powrotem do lasu, żeby wskazać dokładne miejsce odkrycia.

Do lasu wrócili więc Druce, Vachell i mała odkrywczyni. Choć na kolanach przeszukali miejsce dookoła niedawno zerwanego kwiatu, choć przekopali wszystko, a kilka dni później Vachell wróciła na miejsce i kopała aż do korzonków w poszukiwaniu pąków – po roślinie nie było ani śladu. Nie zakwitło więcej kwiatów. Gra skończona. Rozdział zamknięty.

Źródło: National Geographic News, pełna wersja artykułu znajduje się tutaj.

Tekst: Robert Krulwich


Posłuchaj opowieści "Rodziny bez granic" o podróżowaniu z dzieciakami do najdalszych zakątków świata!

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama