Jak uratować raj? Seszele odzyskane [REPORTAŻ]
Na tych tropikalnych wyspach na Oceanie Indyjskim zagrożona przyroda dostała drugą szansę. Przeczytajcie reportaż o tym rajskim archipelagu, który miał kłopot z niewygodnymi gośćmi.
1 z 10
Screen Shot 2016-05-16 at 13
Aldabra jest najdalej na zachód wysuniętym atolem spośród 115 wysp Seszeli, a znajduje się na niej niezwykle cenny rezerwat przyrody. Jednym z jej skarbów jest rodzimy gatunek z rodziny bilbili. Specjaliści obawiają się, że gdyby azjatycki przybysz skolonizował wyspę, wyparłby miejscowe bilbile i inne rodzime ptaki, wyniszczył endemiczne gatunki bezkręgowców i zawlókł nasiona obcych, inwazyjnych roślin.
– Jeśli chce się chronić skarby, trzeba blokować napływ intruzów – tłumaczy mi Jessica Moumou, szefowa programu tępienia azjatyckiego bilbila. – Już raz zdarzyło się, że bilbil zbroczony dostał się na Aldabrę. Ta sytuacja może się powtórzyć. Fundacja Wysp Seszelskich, która zarządza rezerwatem na Aldabrze, nie może sobie pozwolić na takie ryzyko, więc postanowiła rozwiązać problem u źródła, na Assumption.
Bilbile to nie jedyne ptaki, które wzięli na cel strzelcy od ochrony przyrody. Tępiony jest również płomienisty wikłacz czerwony. Na Aldabrze ma on swojego rodzimego odpowiednika. Na początku XXI w., gdy okazało się, że populacja zawleczonych na wyspę wikłaczy sięga już setki osobników, przystąpiono do eksterminacji.
Zabijanie ptaków jednego gatunku, aby ocalić inny, może się wydawać pokrętną interwencją w sprawy przyrody. Niektórzy mówią, że renaturalizacja ekologiczna wysp jest ludzką ingerencją w przyrodę wcale nie lepszą niż te działania, które przedtem doprowadziły do zniszczeń w ekosystemach. Jest arbitralną uzurpacją boskich mocy – ot, tu coś dorzucimy, tu coś ujmiemy.
Zwolennicy renaturalizacji widzą to inaczej, zgodnie z zasadą: „ludzie popsuli, ludzie muszą naprawić”. To ludzie sprowadzili obce gatunki zwierząt, świadomie lub mimowolnie, a te zmieniają ekosystemy wysp, w niektórych przypadkach rujnując je dramatycznie.
Fot. Thomas P. Peschak
Na zdjęciu:
Atol St. Joseph stanowi własność prywatną. Niegdyś uprawiano tu palmę kokosową, a na okolicznych wodach prowadzono komercyjne rybołówstwo, ale dziś jego skarbem jest bogactwo morskiego życia i kolonie ptaków. W 2014 r. wyspa stała się rezerwatem przyrody zarządzanym przez fundację Save Our Seas.
2 z 10
Screen Shot 2016-05-16 at 13
Dotyczy to zwłaszcza zawleczonych ssaków. Na takich izolowanych od reszty świata archipelagach jak Seszele, a także w mojej ojczyźnie, Nowej Zelandii, życie wyewoluowało przy niemal całkowitym braku ssaków. (Zarówno na Seszelach, jak i na wyspach Nowej Zelandii jedynymi rodzimymi ssakami, nie licząc morskich, są nietoperze). Występujące na wyspach gatunki zwierząt nie są w stanie konkurować ze zwierzętami, które wyewoluowały na kontynencie, nie wytrzymują ich drapieżniczej presji. Zabiegi renaturalizacyjne mają na celu wyrównanie szans ekologicznych. I czasami jedynym sposobem jest eliminacja intruzów.
Ostatniego bilbila zbroczonego Page zastrzelił 10 dni po spotkaniu ze mną. Żyjemy, jak powiadają, w epoce wielkiej korekty dziejów życia na Ziemi, epoce szóstego masowego wymierania, ginięcia gatunków tym razem wywołanego przez ludzi. Jak mamy odwrócić kierunek zmian? Możemy zacząć od preambuły Konstytucji Republiki Seszeli: My, naród Seszeli, WDZIĘCZNI Bogu Wszechmogącemu za to, że zamieszkujemy jeden z najpiękniejszych krajów na świecie, ZAWSZE ŚWIADOMI wyjątkowości i kruchości Seszeli (…) deklarujemy nasze niezachwiane oddanie sprawie ochrony bezpiecznego, zdrowego i funkcjonującego środowiska naturalnego zarówno dla nas, współczesnych, jak i dla potomności.
Fot. Thomas P. Peschak
Na zdjęciu:
Owadożerne dzbaneczniki czyhają na ofiary, które wpadną w ich wypełnione płynem pułapki. Ten gatunek jest endemiczny dla dwóch wysp archipelagu Seszeli.
3 z 10
Screen Shot 2016-05-16 at 13
Brzmi to jak manifest ochrony przyrody. I słusznie, bo na Seszelach, zwłaszcza na granitowych wyspach we wschodniej części archipelagu, jest co chronić. Na tych właśnie wyspach żyje większość z 93 tys. mieszkańców Seszeli. To górskie szczyty zanurzonego lądu, który 125 mln lat temu oddzielił się od prakontynentu Gondwany wraz z Indiami i Madagaskarem, unosząc na sobie pradawny świat biologiczny.
Miliony lat ewolucyjnego oddzielenia, nie licząc drobnych „zastrzyków kapitału” biologicznego z zewnątrz, doprowadziły do wytworzenia niesamowitego zestawu ciekawostek przyrodniczych. Wspomnijmy tu żabę mniejszą od paznokcia czy ćwierćtonowego żółwia. Albo palmę, której owoc jest tak wielki, że gdyby spadł człowiekowi na głowę, toby ją zmiażdżył. Albo drzewo o owocach wyglądających jak meduzy czy też kraby lądowe wielkości kota.
Spośród tych granitowych wysp najdalej wysunięta na wschód jest Frégate, wyspa będąca własnością prywatną, na której mieści się luksusowy ośrodek wypoczynkowy, a zamieszkuje ją kilkanaście gatunków stworzeń, których nie znajdzie się nigdzie indziej. Jednym z nich jest sroczek seszelski, ptak o eleganckim czarno-białym upierzeniu i ciekawskim usposobieniu. Niegdyś sroczki były tu pospolite, ale do połowy lat 60. XX w. przetrwało zaledwie 15 osobników; wszystkie na wyspie o powierzchni 2 km2 z kawałkiem. Wtedy specjaliści od ochrony przyrody uruchomili program restytucji gatunku. Wytępiono zdziczałe koty, zbudowano skrzynki lęgowe dla ptaków i dokarmiano je, aby się skuteczniej rozmnażały. Gdy populacja się rozrosła, część ptaków przeniesiono do rezerwatów na innych wyspach. Dziś liczebność gatunku to kilkaset osobników.
Fot. Thomas P. Peschak
Na zdjęciu:
Żółwie olbrzymie chronią się przed upałem w rozpadlinach koralowych skał na wyspie Grande Terre. Każdego dnia niespiesznie wędrują między tymi kryjówkami a żerowiskiem.
4 z 10
Screen Shot 2016-05-16 at 13
Nie mniej ważnym wśród sztandarowych gatunków wyspy Frégate są krocionogi seszelskie: połyskujące czernią, grube jak palec 15-centymetrowe stawonogi (z podtypu wijów), które zbierają się w kłębowiska pod pniami drzew albo łażą po drogach wyspy. Ponieważ prowadzą głównie nocny tryb życia, na spacer do lasu z Tanyą Leibrick, szefową ds. ochrony przyrody ośrodka, wybrałem się po zmroku. Idziemy powoli, uważamy na każdy krok, żeby nie rozległ się złowieszczy chrzęst. Naukowcy obliczyli, że jedna piąta opadających codziennie na ściółkę liści zostaje skonsumowana przez głodne krocionogi. W jednym miejscu obserwowaliśmy kilkanaście sztuk przepychających się do opadłego owocu mango niczym wieprzki do koryta.
W snopie światła z czołówki zauważyliśmy na pobliskim zwalonym pniu samotnego szarobrązowego chrząszcza kolczaka o haczykowatych odnóżach i pokrywach usianych guzkami przypominającymi znaki alfabetu Braille’a. Bardzo chciałem zobaczyć tego owada, największego na świecie chrząszcza z rodziny mączników, który występuje wyłącznie na Frégate.
To cud, że ten łagodny olbrzym (osiąga 3 cm długości) w ogóle przetrwał. W 1995 r. ziścił się najgorszy koszmar miłośników przyrody wyspy: na Frégate pojawiły się szczury. Na Seszelach te wielkie chrząszcze nazywają się bib arme, co znaczy „pancerny pająk”, ale żaden pancerz nie ochroniłby go – ani żadnych innych rodzimych stawonogów, mięczaków czy innych bezkręgowców – przed zębami gryzonia. W ciągu czterech lat liczebność chrząszczy spadła o 80 proc.
W obliczu katastrofy ekologicznej pilnie wezwano pomoc międzynarodową i do roku 2000 Frégate uwolniono od szczurów. W akcji brali udział moi rodacy i wspomnienie o tym, jak niewiele brakowało do klęski, połączone z duszną ciemnością lasu, piskami rybitw nad wierzchołkami drzew, chrzęstem krocionogów w ściółce, sprawiły, że widok tego samotnego chrząszcza w snopie światła latarki wydał mi się jakimś niezwykłym cudem.
Fot. Thomas P. Peschak
Na zdjęciu:
Aleksandretty obrożne, papugi sprowadzone tu jako ptaki trzymane dla przyjemności, wydostały się na wolność i rozmnożyły, zagrażając rdzennej papuzicy seszelskiej. Wynajęci myśliwi starają się więc wytępić intruza.
5 z 10
Screen Shot 2016-05-16 at 13
Pod stopami zauważyłem cienkiego blado-błękitnego węża. Gdy Leibrick rozsunęła liście, zobaczyliśmy nie węża, lecz beznogiego płaza o spiczastej głowie – marszczelca, przedstawiciela jeszcze jednego endemicznego gatunku. Zwierzę zaczęło się wić gwałtownie i szybko skryło w norze. Marszczelce uważa się za jeden z elementów pierwotnej fauny Seszeli, jedno ze stworzeń, które na tej wyspie przechowały się od czasów prakontynentu Gondwany. Takie gatunki nazywa się „głębokimi endemitami”, bo ich odrębny rodowód sięga pradawnych czasów. Dlatego właśnie Seszele są takie wyjątkowe.
– Niewiele archipelagów ma to, co Seszele – mówi ekolog Christopher Kaiser-Bunbury. – Wyspy Galapagos rozsławił Darwin, ale Seszele w niczym im nie ustępują. Idziemy z Kaiser-Bunburym na wycieczkę w góry największej wyspy Seszeli, Mahé. Szukamy drzew Medusagyne oppositifolia. Jak to zwykle bywa na wyspach, których przyroda uległa różnym zniszczeniom, jeśli się chce znaleźć rzadkie, reliktowe gatunki, trzeba się wybrać na szczyty – wysoko, tam, gdzie nie dociera rolnictwo i zabudowa. Wspinamy się na jedną z granitowych turni, sterczącą ponad bujnym lasem kopułowatą czerwonawoszarą skałę uformowaną przez miliony lat erozji.
Fot. Thomas P. Peschak
Na zdjęciu:
Krocionogi seszelskie (powyżej) i nielotne chrząszcze (na kolejnym slajdzie, ponumerowane w ramach badań naukowych) znalazły się w niebezpieczeństwie, gdy na wyspę Frégate, na której znajduje się ośrodek wypoczynkowy, w połowie lat 90. zawleczono szczury. Dzięki międzynarodowej akcji interwencyjnej udało się gryzonie wytępić.
6 z 10
Screen Shot 2016-05-16 at 13
W szczelinach i załomach granitu starają się znaleźć oparcie rośliny, z których większość to endemity. Należy też do nich „drzewo meduzowe”, czyli Medusagyne oppositifolia. Znaleziono dwadzieścia parę płodnych osobników tego gatunku, wszystkie właśnie tutaj, na granicie, w palącym żarze przeplatanym ulewnymi deszczami, czego większość innych roślin nie jest w stanie wytrzymać. Z jakiegoś powodu, wciąż nierozszyfrowanego przez naukowców, w naturze nasiona tej rośliny kiełkują bardzo rzadko.Pechowa okoliczność dla gatunku skrajnie zagrożonego wyginięciem. Znaleziony przez nas egzemplarz wygląda zdrowo, ale wśród połyskujących zielonych liści widzimy zaledwie parę meduzopodobnych owoców, którym zawdzięcza nazwę. Długą drogę do ocalenia ma przed sobą ginący gatunek tutaj, tej skalistej wyspie wewnątrz wyspy, ostoi reliktów dawnych epok.
Fot. Thomas P. Peschak
7 z 10
Screen Shot 2016-05-16 at 13
tam, gdzie skała zanurza się w las deszczowy, spotykamy ekipę zajętą wycinaniem bujnej roślinności i wyrywaniem siewek złotośliwów, gujaw i cynamonowców, bo plenią się tu aż nadto łatwo. Ma to pomóc w odzyskaniu siedlisk tutejszym owadożernym roślinom – dzbanecznikom. Kaiser-Bunbury wyjaśnia, że celem renaturalizacji jest odbudowa ekosystemu, który będzie różnorodny i trwały. Ale nie chodzi tu o powrót do krajobrazu, jaki istniał sto, tysiąc czy 10 tys. lat temu. Nie zależy nam na odtworzeniu z niewolniczą dokładnością obrazka na pudełku z układanką, lecz takie ułożenie żywych fragmentów uszkodzonego ekosystemu, by połączyły się ze sobą i odzyskały historyczny kierunek zmian. – Pomagamy systemowi wrócić na jego właściwy tor – mówi.
Fot. Thomas P. Peschak
Na zdjęciu:
W Vallée de Mai na wyspie Praslin, dolinie wpisanej na listę światowego dziedzictwa UNESCO, ślimaki (z prawej) gromadzą się na kwiatach, którymi się odżywiają.
8 z 10
Screen Shot 2016-05-16 at 13
– To, co robimy, to nie jest ogrodnictwo. To jest koncepcja, której czas właśnie nadszedł. Przewidział to blisko 25 lat temu „ojciec różnorodności”, biolog E. O. Wilson, pisząc że XXI wiek będzie „epoką ekologii renaturalizacyjnej”. Koncepcja przemówiła do wyobraźni Seszelczykom. – Bracie, od 19 lat pracuję z przyrodą. Tak, chłopie, łączy mnie więź z Ziemią! – słyszę od strażnika parku narodowego Terence’a Valentina, rastafarianina o bujnych dredach.
Fot. Thomas P. Peschak
Na zdjęciu:
Kraby palmowe na atolu Aldabra
to jedna z ostatnich na świecie
dobrze prosperujących populacji gatunku. W innych miejscach ten największy na ziemi stawonóg lądowy, o rozpiętości odnóży dochodzącej do metra, został
niemal całkowicie wytępiony.
9 z 10
Screen Shot 2016-05-16 at 13
Ludzi na Aldabrze ta więź łączy codziennie, na morzu, na lądzie, a nawet we wnętrzach domów. Nektarniki wiją gniazda na lampach i karniszach, a od czasu do czasu kradną biżuterię, aby te gniazda udekorować. Żółwie olbrzymie żyjące koło stacji naukowej nauczyły się wdrapywać na schody, żeby się napić.
Na Aldabrze żyje więcej żółwi niż ludzi na całych Seszelach. Te giganty wydają się pochodzić z pradawnych czasów, a dźwięk, który wydają przy poruszaniu się, przypomina skrzypienie skórzanego siodła. Występują tu endemiczne ptaki, dziwogony aldabrańskie, które wożą się na grzbietach żółwi, wypatrując owadów wypłoszonych przez olbrzyma. W nocy rytmicznego szumu oceanu na skałach i chrapania żółwi pod podłogą. – Takie miejsce jak to odmienia człowiekowi życie. Zaczyna się inaczej patrzyć na świat – mówi Jude Brice, szyper kutra.
Fot. Thomas P. Peschak
Na zdjęciu:
Rybitwa biała śmiga między drzewami odradzającego się naturalnego lasu na prywatnej wysepce Cousine, u brzegów wyspy Praslin. Ochrona tamtejszej przyrody współfinansowana jest przez znajdujący się tu luksusowy ośrodek wypoczynkowy.
10 z 10
Screen Shot 2016-05-16 at 13
Na wzgórzu w Victorii, zabytkowej stolicy Seszeli, niezwykły zegar kościelny bije dwa razy, raz na pełną godzinę, a po paru minutach jeszcze raz. Dla mnie to jest taka metafora Seszeli: powtórne bicie to wezwanie, żeby dać im drugą szansę, apel o ratowanie ptaków, chrząszczy, dzbaneczników i palm, świętowanie odzyskanej przyrody.
Fot. Thomas P. Peschak
Na zdjęciu:
Podczas przypływu żółwie żerują na wodorostach w lagunie atolu Aldabra. Na wyspach Seszeli dążenie do eksploatacji zasobów naturalnych ustąpiło miejsca podziwowi dla przyrody i pragnieniu jej ochrony.