Uwolnić delfina. Z delfinarium na wolność
Kiedyś zamknęliśmy tysiące delfinów w morskich parkach rozrywki. Dziś na nowo uczymy je życia na wolności.
Morze w zatoce Gökova nieopodal wioski Karaca w południowo-zachodniej Turcji jest krystalicznie czyste. Tuż przy brzegu w wodzie umieszczono okrągłe zagrody z sieci, jakich normalnie używa się w hodowlach ryb. W jednej z nich, nieco przerobionej, o średnicy 30 i głębokości 15 m, pływają dwa samce delfina butlonosego: Tom i Misha. Są w pożałowania godnym stanie.
Jeff Foster, 55-letni specjalista od ssaków morskich ze Seattle, trafił tu w styczniu 2011 r. Z dostępnych informacji wynikało, że delfiny schwytano pięć lat wcześniej gdzieś na Morzu Egejskim. Na początku trzymano je w delfinarium w nadmorskim mieście Kaş, a w 2010 r. przewieziono w głąb lądu.
Trafiły do betonowego basenu w górskiej miejscowości Hisarönü. Za 50 dolarów turyści mogli łapać je za płetwy lub przez 10 minut dać się holować w wodzie.
Hisarönü to zbieranina tanich hoteli i barów. Muzyka dudni tu do późnych godzin nocnych. Trudno wyobrazić sobie bardziej nieprzyjazne miejsce dla morskich ssaków. Do tego dno ich basenu szybko pokryło się zdechłymi rybami i odchodami, bo system filtracji był niesprawny.
Rozwścieczeni miłośnicy zwierząt zorganizowali protesty, co zmusiło właścicieli do zamknięcia obiektu. We wrześniu do akcji wkroczyła brytyjska fundacja Born Free, która wykupiła Toma i Mishę i przewiozła do morskiej zagrody koło Karaki.
Fundacja zatrudniła Jeffa Fostera, by dokonał czegoś naprawdę trudnego. Miał przywrócić Toma i Mishę do formy fizycznej, nauczyć je wszystkiego, co potrzebne do życia na wolności, a potem wypuścić do Morza Egejskiego.
– Przedsięwzięcie obarczone jest bardzo wysokim ryzykiem, bo mamy do czynienia z nieprzewidywalnym stworzeniem – twierdził Will Travers, prezes Born Free. – Ale nie ma wyboru. Jeśli czegoś nie zrobimy, oba zdechną.
Wątpliwości natury etycznej dotyczące trzymania delfinów w niewoli, zwłaszcza dla rozrywki, nasilają się, w miarę jak rośnie nasza wiedza o intelektualnych i poznawczych zdolnościach tych ssaków.
Mają one bowiem samoświadomość, życie społeczne, rozwinięte umiejętności porozumiewania się. Używają gwizdów identyfikacyjnych – czegoś w rodzaju osobniczych podpisów czy imion. Potrafią rozpoznać swoje odbicie w lustrze, rozumieją pojęcia abstrakcyjne, pojmują podstawy gramatyki i składni.
Przez ostatnie 50 lat wypuszczono na wolność ponad 30 delfinów przetrzymywanych w niewoli przez dłuższy czas. Skutki były rozmaite. Tom i Misha miały szansę wnieść wkład w rozwój nauki i praktykę przywracania delfinów do życia na wolności. Mogły przetrzeć szlak dla innych delfinów.
– To wzruszające. Jeśli uda nam się z Tomem i Mishą, sukces zainspiruje ludzi, którzy zaczną kwestionować słuszność wystawiania delfinów na pokaz – mówił Travers.
Dla Jeffa Fostera Tom i Misha były z kolei szansą na częściowe odkupienie win. W wieku 15 lat Jeff zatrudnił się w oceanarium w Seatle. W 1976 r. (miał wtedy 20 lat) zaczął pomagać odławiać na wodach Islandii orki dla oceanariów SeaWorld.
Przez kolejne 14 lat Foster uczestniczył w schwytaniu dwudziestu paru orek; łowił także inne gatunki delfinów, uchatki, foki. Jako młody człowiek zaczął łowić orki, bo był to znacznie ciekawszy sposób zarabiania pieniędzy niż smażenie hamburgerów. Poza tym szczerze wierzył, że to dobra droga do wzbogacenia wiedzy o tym słabo poznanym ssaku morskim. Ale błagalne krzyki młodych zwierząt oddzielanych od matek zamkniętych w zbiorniku na łodzi zmusiły go do refleksji.
Paradoks polega na tym, że doświadczenie, jakie zdobył, chwytając żywe delfiny do życia w niewoli, stało się doskonałą kwalifikacją do zajęcia się odwróceniem tego procesu. I dlatego fundacja Born Free chcąc nie chcąc zwróciła się właśnie do niego.
– Jeff był silnie związany z branżą wykorzystującą zwierzęta trzymane w niewoli, więc trochę się niepokoiliśmy – przyznaje Alison Hood, która kierowała przedsięwzięciem z ramienia fundacji. – Ale jego wiedza była nieoceniona.
Foster założył, że proces rehabilitacji oraz przygotowanie delfinów do wypuszczenia na wolność zajmą od sześciu do ośmiu miesięcy i będą kosztowały pół miliona dolarów. To koszt zagrody pływającej, personelu, sprzętu, żywych ryb. Born Free liczyła, że wystarczy niespełna połowa tej kwoty. Obie strony nie miały racji.