Czy wilk arktyczny jest zagrożony wyginięciem?

Na całej ziemi nie ma prawdopodobnie żadnego innego miejsca, gdzie mogłoby się to zdarzyć. Dlatego właśnie udałem się na Wyspę Ellesmere’a, na daleką północ kanadyjskiej Arktyki, wraz z ekipą pracującą nad filmem dokumentalnym. Miejsce jest tak odległe, a zima tak surowa, że ludzie rzadko się tutaj zapuszczają.

Reklama

Na zachodnim brzegu przycupnęła stacja meteorologiczna Eureka, w której przez cały rok zamieszkuje ośmioosobowa załoga. Poza nią najbliższa społeczność ludzka (129 mieszkańców) to Grise Fiord, 400 km na południe. Ponad półtora tysiąca kilometrów dalej znajduje się najbliższa roślina, która można by uznać za drzewo.

Oznacza to, że na wilki w tej części Wyspy Elesmere’a – ten sam gatunek wilka szarego (Canis lupus) – nigdy nie polowano. Nie giną pod kołami samochodów, zmienne prawo nie chroni ich jednego roku tylko po to, aby w następnym stać się dla nich zagrożeniem. Tylko garstka naukowców poświęcała czas badaniom nad nimi. Nawet pośród znanych mi Inuitów, których przodkowie zamieszkują ten region od tysiącleci, te wilki są czymś niezwykłym. Nie oznacza to jednak, że nigdy nie mają kontaktu z człowiekiem.

Legendarny biolog L. David Mech przez 25 kolejnych lat, poczynając od 1986 r., spędzał tutaj lato na ich obserwacjach. Spotyka je personel stacji meteorologicznej, przez której teren często wędrują duże watahy. A moi przyjaciele z ekipy filmowej zasadniczo stali się częścią stada, które poznałem na kilka tygodni, na quadach podążając za ich niekończąca się wędrówka.

Czy ten kontakt z ludźmi sprawił, że są mniej dzikie? Czy miarą dzikości zwierzęcia jest dystans, jaki utrzymuje do przedstawicieli naszego gatunku? Wilki z Wyspy Ellesmere’a oddziela od ich krewnych żyjących w dużo bardziej „udomowionych” miejscach, dużo więcej niż dystans fizyczny. Te wilki nigdy nie znalazły się na krawędzi wyginięcia w wyniku działań człowieka. Żyją tutaj tak daleko od jakiejkolwiek jego cywilizacyjnej aktywności, że po prostu się go nie boją. Złożenie im wizyty oznacza, że trzeba się uwolnić od pragnienia kontroli i wejść w zupełnie inny świat.

Co je i ile ważny wilk arktyczny?

Siedem wilków otulanych przez niebieską poświatę wczesnego arktycznego poranka ślizgało się po zamarzniętym stawie, skomląc i piszcząc, ganiając za kawałkiem lodu wielkości krążka hokejowego. Staw mienił się opalizująco niczym zwierciadło wszechświata, a wilki w swoim szczęściu też wydawały się nie z tego świata. Cztery szczenięta ganiały po stawie za krążkiem, a trzy starsze wilki delikatnie przewracały je i przenosiły ich małe ciała na zamarzniętą trawę na brzegu. W notatniku drżącymi z zimna rękoma zapisałem ledwie czytelnymi literami: „słodkie”. Największy wilk był postawnym jednorocznym samcem ważącym ok. 30 kg.

Wilki obróciły się i spojrzały na mnie. Trudno opisać to uczucie – niezwykły moment, gdy grupa drapieżników dostrzega cię i utrzymuje kontakt wzrokowy przez kilkanaście uderzeń serca. Ludzie zazwyczaj nie są przedmiotem takiej oceny, ale moje ciało zdawało sobie z tego sprawę nawet nieświadomie. Zadrżałem ponownie, tym razem nie z zimna. Może i kilka minut temu wydawały się radosne i rozbawione, ale to przecież były dzikie wilki.

Padłe zwierzę, które akurat spożywały, piżmowół arktyczny, leżało niedaleko z połamanymi żebrami, a jego rozcapierzone niczym łopaty wentylatora kości skierowane były ku niebu. Wilki przyglądały mi się w ciszy, ale rozmawiały ze sobą drgnięciami uszu, ułożeniem ogonów. Podejmowały decyzje. Po kilku chwilach postanowiły podejść bliżej.

Bliskie spotkanie z wilkiem

Wilki otoczyły mnie niczym dym. Zaczęły już zmieniać sierść na zimową. Z bliska dobrze widać było ich znaki szczególne, które zaobserwowaliśmy podczas filmowania – roczny samiec z szarawą szyją, samica bez lewego oka, które prawdopodobnie straciła podczas walki z piżmowołem. Czarne koniuszki ogonów szczeniaków, które wkrótce miały zbieleć. Czułem zapach krwi piżmowołu, w której się wytarzały.

Szczeniaki skakały w pewnej odległości, pokracznie, na wielkich łapach. Starsze wilki podeszły bliżej. Odważna samica, dwu- może trzylatka, zbliżyła się na wyciągnięcie ręki. Jej oczy były koloru bursztynowego, nos miała ciemny od zastygłej krwi albo od spalonych odpadów z wysypiska Eureki, które wilki często odwiedzały. Była to wstrząsająca myśl – że ma wąsy ze stopionego plastiku – ale szybko uleciała. Kilka metrów dalej stał dziki wilk wlepiający we mnie swoje spojrzenie.

Postanowiłem się nie ruszać i patrzyłem zafascynowany. Słyszałem ruchy jej jelit, przesuwanie się wilgotnej treści żołądka. Zlustrowała mnie od góry do dołu, jej nos trącał powietrze, jak gdyby coś rysowała w szkicowniku. Podeszła o krok bliżej i nagle przycisnęła nos do mojego łokcia. To było niczym porażenie prądem – drgnąłem. Wilczyca odskoczyła i spoglądając od czasu do czasu na mnie, podreptała do reszty stada, które zagłębiło się w pozostałościach piżmowołu.

Czy wilk jest niebezpieczny? Podobieństwa człowieka i wilka

Kuszące jest myśleć o wilkach jak o psach – towarzyskich zwierzętach, o nieco karykaturalnych apetytach lub nawykach. Dzieje się tak po części ze względu na fizyczne podobieństwo, po części dlatego, że takie porównanie pozwala nam się poczuć spokojniej w towarzystwie stworzenia, w którym od wieków widzieliśmy bezwzględnego zabójcę.

Moje spotkanie z wilkami z Wyspy Ellesmere’a rozwiało wszelkie myśli o psach. Jasnooka samica przyglądała mi się metodycznie. Praktycznie przez cały czas utrzymywała kontakt wzrokowy, a ja dostrzegłem w jej oczach bijącą inteligencję przekraczającą wszystko, co do tej pory poznałem w jakimkolwiek innym zwierzęciu. Towarzyszyło temu nieomylne poczucie, że gdzieś w głębi dobrze się znaliśmy.

Mam na myśli kod genetyczny, znajomość na poziomie gatunków. Wilki są nieco starsze niż współczesny człowiek, gatunek ten zatem był już w pełni ukształtowany, gdy pojawił się Homo sapiens. Nietrudno dojść do wniosku, że w naszej młodości patrzyliśmy na polujące wilki i uczyliśmy się od nich, a niektóre nawet udomowiliśmy.

Wilki, podobnie jak ludzie, są ponadto jednymi z najskuteczniejszych i najwszechstronniejszych drapieżników na planecie. Żyją w grupach rodzinnych, które pod niektórymi względami są bardziej podobne do rodzin ludzkich niż rodziny najbliższych nam naczelnych. Zmiany klimatyczne ocieplają Arktykę, przekształcając ją w mniej przewidywalne miejsce, wilki jednak prawdopodobnie się przystosują tak jak my – znajdując nowe korzyści i, jeśli wszystko się nie powiedzie, migrując gdzieś indziej.

Jak polują wilki i jak kończą się ich łowy?

Krótko przed moim przybyciem na Wyspę Ellesmere’a stado straciło matkę. Miała pięć, może sześć lat, była wąska w biodrach, podnosiła się powoli, ale tak wyraźnie dowodziła stadem, że gdy moi przyjaciele spotkali ją po raz pierwszy w sierpniu, nie zauważyli jej kruchości. Była prawdopodobnie matką każdego wilka w stadzie oprócz swojego partnera, smukłego jasnobiałego samca.

On był głównym myśliwym w grupie, ale to ona stanowiła jej jądro. Wydawało się, że nie było żadnych wątpliwości co do tego, kto tu rządzi. Matriarchini nie okazała wielkiego zainteresowania moimi przyjaciółmi i ich kamerami, ale pozwoliła im podejść wręcz intymnie blisko do swoich nowo narodzonych dzieci, determinując tym samym tolerancję stada wobec mojej osoby.

Po posiłku czas na zabawę. Dwóch roczniaków goni szczeniaka. Taka zabawa pozwala zwierzętom na tworzenie więzi i uczy szczenięta obrony. / PHOTOGRAPHS BY RONAN DONOVAN

Ekipa powiedziała mi, że jej ostatnie chwile, około tygodnia wcześniej, były dowodem nieoczekiwanego poświęcenia. Po kilku nieudanych polowaniach (łowy wilków często kończą się porażką) stadu udało się dopaść młodego piżmowołu arktycznego ważącego ok. 100 kg. Od jakiegoś czasu nie jadły większego posiłku, zgromadziły się więc wokół padłego zwierzęcia, dysząc, wyczerpane, wygłodniałe. Ale samica matka stała i odganiała starsze dzieci, tak aby w pierwszej kolejności mogły się najeść cztery szczeniaki. Starsze osobniki błagały, skamlały, czołgały się na brzuchach, licząc chociaż na kawałek mięsa.

Stała twardo, warcząc i kłapiąc pyskiem, podczas gdy szczeniaki zachłannie żarły do momentu, gdy ich brzuchy się rozdęły. W końcu wszyscy zostali dopuszczeni do posiłku. Zwierzęta nasyciły się i wpadły w wilczą wersję śpiączki jedzeniowej. W pewnym momencie matriarchini zniknęła. Nigdy nie wróciła, a my nigdy nie dowiedzieliśmy się, co się z nią stało.

Jak wygląda życie wilków arktycznych?

Siedziałem przy stawie z wilkami przez niespełna 30 godzin, nie będąc w stanie oderwać się od tej chwili, nie chcąc, aby się skończyła. Niezależnie od tego, jakie decyzje czy bolączki stały przed stadem, był to dla niego radosny czas. Zwierzęta bawiły się, drzemały, trącały się nosami.
Próbowałem trzymać je na dystans, ale wilki od czasu do czasu rutynowo podchodziły sprawdzić, co się ze mną dzieje.

Czułem ich ohydny oddech, słyszałem gazy. Ich zainteresowanie moją osobą powoli przygasało, ale było tak zimno, że co godzinę musiałem wstawać i robić rozgrzewkową sesję pajacyków i boksowania powietrza. Odgłos moich rąk i dyszenie zawsze przyciągały wilki z powrotem. Okrążały mnie zaciekawione – musiały wyczuć moje zdenerwowanie.

W pewnym momencie ustawiłem namiot w pewnej odległości, chcąc się nieco przespać. Podczas gdy topiłem lód, by mieć trochę pitnej wody, jednooka samica zbliżyła się i chirurgicznym cięciem otworzyła namiot. Wyciągnęła wszystkie moje rzeczy na ziemię, ułożyła je w elegancki rządek, a potem uciekła z dmuchaną poduszką.

Wilki mają na celowniku trzy samce piżmaków. Aby zabić jedno z tych zwierząt, stado musi nauczyć się współpracować. Wilki szukają okazji, aby odizolować jednego piżmaka od stada. Tym piżmowołom udało się uniknąć ataku. / PHOTOGRAPHS BY RONAN DONOVAN

W końcu wilki położyły się, a szczeniaki stulone razem wyglądały jak okrągły puchowy kształt. Gdy spały, poszedłem się przejść. Ptaki migrujące odleciały na południe, lisy i kruki milczały. Wiatr przewiewał kłębki zrzuconej w lecie sierści piżmowołu. Tu i ówdzie czaszka piżmowołu wystawała z ziemi, grube kości zazielenione od porostów, rogi wijące się ku niebu. Czułem się jak nieproszony gość buszujący po pokojach pustego domu.

Parę godzin później stado obudziło się i w tradycyjnym podrzemkowym rytuale wilki skuliły się razem, zaczęły machać ogonami, lizać sobie pyski. Trwało to chwilę, taka miłość na krańcu Ziemi, aż do momentu, gdy starsze osobniki oddaliły się, biegnąc nieśpiesznie na zachód, w kierunku najlepszych terenów łowieckich, zostawiając szczenięta ze mną. Nie musiało to być przejawem zaufania, raczej nonszalancji. Nie byłem dla nich ani ofiarą, ani zagrożeniem, ale jakąś trzecią kategorią.

Nie wiem, ilu członków wilczej rodziny przeżyło zimę ani czy w końcu nauczyły się polować razem. Bardzo prawdopodobne jest, że tak, podobnie jak bardzo prawdopodobne jest, że nie wszystkie szczenięta przeżyły. Po tym, jak tego dnia ostatni ze starszych wilków zniknął mi z zasięgu wzroku, młode zdecydowały się wstać i popędzić za nimi. Podążałem za nimi i wkrótce cała nasza piątka się zgubiła. Włóczyliśmy się przez godzinę. Potem szczeniaki zdecydowały się usiąść na jakimś bezimiennym grzbiecie skalnym i wyć, a ich młode głosy odbijały się echem od skał.

Reklama

Źródło: NationalGeographic.com: Inside the harsh lives of wolves living at the top of the world

Reklama
Reklama
Reklama