Szukasz słońca i relaksu? Na bajkowe wyspy ABC dolecisz z Polski
Położone na Morzu Karaibskim „wyspy ABC”, czyli Aruba, Bonaire i Curacao, mają szansę dołączyć do ulubionych kierunków Polaków. Dzięki liniom KLM z Warszawy dolecimy tam tylko z jedną przesiadką.
To przyjemna rutyna. Na początek dnia – szklanka świeżego soku, popijanego na tarasie pokoju. Kilka łyków z widokiem na zielone jaszczurki szukające pierwszych promieni słońca. Później spacer do jednej z rodzinnych kawiarni, by zjeść śniadanie w cieniu palm. Skubiąc bajgle, można rozważyć opcje na kolejne godziny: wycieczka łodzią i snorkeling, przejażdżka rowerem, a może trochę wylegiwania się na śnieżnobiałych plażach? Kuszącą opcją wydaje się też wypożyczenie skutera i eksploracja wyspy.
Aruba na wyciągnięcie ręki
Na Arubie, karaibskiej wyspie położonej 25 kilometrów od wybrzeża Wenezueli, codzienność łatwo sprowadzić do tego typu punktów. Wraz z sąsiednimi wyspami – Bonaire i Curaçao – Aruba tworzy trójcę określaną od pierwszych liter nazw wysp jako „ABC”. Wszystkie są terytoriami zależnymi Królestwa Niderlandów, będąc częścią Antyli Holenderskich.
Psst... mało kto wie, że KLM lata na Antyle Holenderskie już od...1943 roku. Trasa z Amsterdamu na Arubę była pierwszym transatlantyckim połączeniem KLM.
Dotarcie z Polski na „wyspy ABC” okazuje się zaskakująco łatwe. Bezpośrednio z Amsterdamu codziennie latają tam samoloty KLM (na Bonaire z międzylądowaniem na Arubie). W ramach lotu łączonego przewoźnik obsługuje też połączenia do Amsterdamu z 5 polskich miast (Warszawy, Krakowa, Gdańska, Wrocławia i Poznania), z częstotliwością nawet do czterech razy dziennie. Całą podróż można więc odbyć niemal jednym ciągiem, z szybką przesiadką w Amsterdamie.
Niemal osiem tysięcy kilometrów, dzielących Amsterdam od Aruby, samolot pokonuje w około 10 godzin. To długa podróż, jednak z dostępem do Wi-Fi (komunikatory internetowe bezpłatnie), ciepłymi posiłkami, napojami oraz sporym wyborem filmów i gier lot upływa zaskakująco szybko.
W zależności od potrzeb i naszego budżetu, na Antyle Holenderskie możemy podróżować w klasie ekonomicznej, biznesowej bądź też korzystając z Premium Comfort. Ta ostatnia opcja to nowa kabina dostępna na trasach międzykontynentalnych KLM. Co nam oferuje? Więcej przestrzeni, komfortu, prywatności, a także usług, ale w znacznie niższej cenie niż przelot w klasie biznes. Bilet w tej kabinie uprawnia do wzięcia większego bagażu (2 sztuki bagażu rejestrowanego oraz 2 sztuki bagażu podręcznego plus akcesorium o łącznej wadze 18 kg). W zależności od czasu trwania lotu, serwowany jest jeden lub dwa posiłki na ciepło, przekąski, kawa, herbata, likier oraz lody na deser. Do naszej dyspozycji jest zestaw akcesoriów podróżnych (w tym m.in. słuchawki z funkcją redukcji szumu). Podróżni mogą również liczyć na takie udogodnienia, jak pierwszeństwo w odprawie i wejściu na pokład. Więcej o klasie Premium Comfort przeczytacie TUTAJ.
Holandia w tropikach
Holenderskie dziedzictwo przybiera na Arubie różne formy. Najbardziej widoczne jest jednak w mnogości klasycznych kamienic o dwuspadowych dachach, z bogato zdobionymi fasadami w tęczowych kolorach. W stolicy wyspy, Oranjestad, wciąż stoi też zbudowany przez niderlandzkich przybyszów w 1796 roku Fort Zoutman, chroniący niegdyś Arubę przed piratami, a dziś zamieniony w muzeum. Dziesiątki utrzymanych w odcieniu sepii fotografii i biblioteka nieco pożółkłych dokumentów pozwalają przyjrzeć się najważniejszym punktom w historii wyspy.
Jeśli jesteś na Arubie, prawdopodobnie jednak przybyłeś tu głównie dla plaż. Najbardziej znana, Eagle Beach – rozciągająca się pomiędzy stolicą i terminalem statków wycieczkowych – przyciąga miejscowych i turystów najbielszym na wyspie piachem i najbardziej turkusowym morzem.
Wschodnia strona wyspy jest bardziej nieokiełznana, skąpa w hotele i bary, a ciemniejszy piach plaż, zalewany wysokimi falami, zajmują przede wszystkim surferzy. I tu jednak da się kąpać, korzystając z naturalnych basenów ochronionych przed uderzeniami rozhuśtanego morza skalnymi ścianami.
Bonaire dla nurków i nie tylko
Kto woli jeszcze bardziej kameralne warunki, może najpierw wybrać się na Bonaire, przeskakując samolotem na wyspę po krótkim przestoju na arubańskim lotnisku w Oranjestad.
Na mającej kształt półksiężyca Bonaire żyje niecałe 20 tysięcy mieszkańców, których starania o ochronę lokalnej przyrody stały się wzorem dla reszty świata. Dotyczy to przede wszystkim raf koralowych. Koralowce ginące w innych miejscach na skutek zmian klimatu, tu mają się całkiem dobrze. Sprzyja im z pewnością kameralność wyspy (mniejsza liczba ludzi to mniejsza presja cywilizacyjna). Większe znaczenie zdaje się mieć jednak prowadzony od ponad 40 lat projekt ochrony i odtwarzania raf. W 1979 roku u wybrzeży Bonaire wytyczono pierwszy morski rezerwat na świecie. Mający 2,7 tysięcy hektarów obszar jest dziś domem dla 57 rodzajów korali i ponad 350 gatunków ryb.
Zanurzenie się w tutejszym morzu – w większości miejsc dozwolony jest zarówno snorkeling, jak i nurkowanie z akwalungiem – pozwala w jednej chwili przenieść się do świata podwodnych łąk, raf i trudnego do wyobrażenia bogactwa życia. Pływanie w wodach Bonaire jest niemal jak medytacja. Jedyny dźwięk w uszach to szmer własnego oddechu. Wszystkie stresujące myśli, codzienne wyzwania i wątpliwości rozmywają się wraz z ruchem fal.
Cały ten niezwykły świat jest na Bonaire dostępny zdumiewająco łatwo. Nie potrzeba wyszukanego sprzętu i umiejętności nurkowych. Wystarczy wypożyczyć płetwy, maskę i fajkę i wejść do wody w niemal dowolnym miejscu wzdłuż wewnętrznej krawędzi wyspiarskiego półksiężyca (po wschodniej stronie fale są zbyt duże, by swobodnie pływać). Idealna przejrzystość wody i jej stała wysoka temperatura (dochodząca do 28 st. C) sprawiają, że można godzinami komfortowo dryfować i przeczesywać wzrokiem to, co kryje się po powierzchnią.
Z curaçao na plaży
Wybierając za cel jedną z wysp Antyli Holenderskich, można też zdecydować się na tę największą, Curaçao, wsiadając w Amsterdamie do samolotu KLM lądującego na lotnisku w stołecznym Willemstad.
Europejczycy dowiedzieli się o istnieniu wyspy dzięki hiszpańskiemu konkwistadorowi, Alonso de Ojeda, który dopłynął tu w 1499 roku. Dziś Curaçao jest jednak terytorium zależnym Królestwa Niderlandów. I z wszystkich trzech „wysp ABC” jest najbardziej holenderska. Willemstad wygląda niczym unurzany w jaskrawych kolorach mini-Amsterdam, a za zakupy wciąż płaci się na wyspie guldenami. Nawet w menu restauracji pojawiają się lubiane przez Holendrów smażone klopsiki bitterballen i piwo Heineken.
Nie dajcie się jednak zwieść tym podobieństwom. Curaçao to zdecydowanie Karaiby. Europejska kultura nie tylko współistnieje z lokalnymi zwyczajami, ale też osadzona jest w iście idyllicznym krajobrazie palm i turkusowego morza.
Po skorzystaniu z uciech stolicy, najlepiej wypożyczyć auto i ruszyć na wyprawę na jedną z plaż. Te najpopularniejsze to Porto Mari i Cas Abao. Jest też jednak Playa Lagun z dobrymi warunkami do snorkelingu oraz kameralna Playa Forti, zamknięta klifem z niebieskim budynkiem restauracji na szczycie. Na jej szerokim tarasie możesz coś przekąsić, ale też – patrząc na ciągnące się po horyzont morze i śmiałków skaczących do niego ze skał – wypić słynny niebieski likier curaçao, sporządzony na bazie skórek owoców cytrusowych laraha. Czyż może być bowiem na to lepsze miejsce?
TUTAJ możecie zarezerwować bilety na podróże KLM. Udanego wyjazdu!
Materiał promocyjny KLM.