Reklama

"Robisz magiczne sztuczki?"

Reklama

To mieszkańcy wsi Radżastanu. Obserwują nas jak przechodzimy w gorącym słońcu pustyni Thar. Jesteśmy nieumyci, pokryci grubą warstwą kurzu, ciemni od słońca - zwęglone strachy na wróble wędrujące przez Indie z osłem przewożącym ładunek. Miejscowi mylą nas z włóczęgami, wędrownymi znachorami, cyrkowymi nomadami. Wierzą, że jesteśmy czarownikami. Odpowiedź na ich pytanie brzmi: Tak, oczywiście. Niesiemy magię. Ale tak samo jak wszyscy.

Magia znajduje się w wodzie.

Ludzie to ruchome studnie z łagodnie słoną wodą. Jak wie każdy uczeń, nasze ciała procentowo zawierają mniej więcej tyle samo wody, ile pokrywa powierzchnię Ziemi. Te harmonie nie są żadną tajemnicą. Jesteśmy zwierzętami wodnymi urodzonymi na wodnej planecie. Woda jest wszędzie i nigdzie. Jest niespokojnym elementem - nieruchliwym, w ruchu, zawsze zmieniającym swój stan fizyczny z gazowego na płynny na stały i z powrotem.

Elektrownia węglowa Guru Nanak Dev w Bathinda w Pendżabie została zamknięta w 2017 roku po 43 latach. Pomogła zaspokoić potrzeby związane z nawadnianiem, ale również pokryła Bathindę popiołem węglowym, powodując choroby nosa, oczu i układu oddechowego u mieszkańców oraz uszkadzając lokalne ekosystemy. / Photographs by John Stanmeyer/National Geographic

Jeden atom tlenu. Dwa atomy wodoru.

Cząsteczki wody są zgięte jak końcówka strzały. Jak łokieć. To pomaga nadać wodzie pewną polaryzację, nieskończony ładunek na każdym końcu. W ten sposób kolektywnie kształtuje naszą rzeczywistość. Jest zaczarowanym rozpuszczalnikiem i klejem naszego namacalnego świata. Jest to związek, który zarówno rozpuszcza, jak i wiąże nasze komórki mózgowe, łańcuchy górskie, parę unoszącą się z naszej porannej herbaty i płyty tektoniczne.

A jednak jest jej tak mało do picia! Słone oceany stanowią około 97 procent całej wody na kuli ziemskiej. Bieguny i lodowce, choć topnieją pod wpływem zmian klimatycznych, zajmują około 2 procent. Tylko absurdalnie mała kropelka całkowitej ilości wody na świecie, mniej niż jeden procent, jest dostępna dla przetrwania człowieka, płynna świeża woda. A jednak marnujemy ten skarb jak idioci zagubieni na pustyni.

Przemierzam cały świat. Przez ostatnie siedem lat wędrowałem śladami Homo sapiens, który wyruszył z Afryki w epoce kamiennej i odkrywał pierwotny świat. W drodze kolekcjonuję historie. I nigdzie podczas mojej podróży, ani w żadnym innym kraju, ani na żadnym innym kontynencie, nie spotkałem się z wyliczeniami ekologicznymi na skalę zbliżającego się kryzysu wodnego w Indiach. Jest to wręcz zbyt zniechęcające, by się nad tym zastanawiać.

Domy, świątynie i wąskie uliczki w Starej Dzielnicy Varanasi zostały wyburzone w ramach realizowania projektu, który ułatwi pielgrzymom i turystom dostęp do Gangesu. Pracownicy, którzy dzierżą kilofy i młoty, dostają skromne wynagrodzenie. Rząd oferuje odszkodowania wysiedlonym mieszkańcom. / Photographs by John Stanmeyer/National Geographic

Jeśli chodzi o Indie liczba ludności wynosi 1,3 miliarda i jest to drugie pod tym względem państwo na świecie, z krajobrazem naznaczonym ikonicznymi rzekami (Indusem, Gangesem, Brahmaputrą i wszystkimi ich potężnymi dopływami) obecnie znajduje się na skraju kryzysu wodnego o nieprzewidywalnych konsekwencjach. Około sto milionów ludzi w 21 indyjskich megamiastach, w tym w Delhi, Bengaluru (Bangalore) i Hajdarabadzie, może wysuszyć swoje ostatnie zasoby wód gruntowych do końca tego roku. Rolnicy w północnoindyjskim Pendżabie, ważnym azjatyckim spichlerzu, skarżą się, że ich wciąż nadmiernie pompowane wody gruntowe obniżają swój poziom o 10, 20, a nawet o 30 metrów w ciągu jednego pokolenia. A problem nie kończy się na zapasach. Zanieczyszczenia w postaci odpadów przemysłowych, ścieków komunalnych i spływów z gleb rolniczych zatruwają całe systemy rzeczne. W sumie około 600 milionów ludzi (prawie połowa ludności Indii) żyje bez wystarczającej ilości czystej wody. Tymczasem co roku w Indiach rodzi się 20 milionów ludzi, z których każdy potrzebuje wody do życia.

Od prawie półtora roku wędruję po równinach rzecznych północnych Indii. Poruszam się po betonowych wiaduktach autostradowych, balansuję na szczycie mostów kolejowych i siadam na plecaku w kajakach, przepływając rzeki Indii. Są ich setki. Każda z nich, według hinduizmu jest święta, a nawet jest bóstwem. Na przykład Ganges, czyli Ganga w języku hinduskim, to blada bogini przedstawiona z aż czterema ramionami, jadąca na krokodylu. Przyszłość Indii tkwi w ich mulistych prądach.

"Czy będzie pokaz magii?" - pytają ludzie z Thar.

Dzieci przeskakują obok nas, boso, śmieją się, mrużąc oczy przed pustynnym słońcem. Drzewa Sentinel Khejri rzucają blade, srebrne cienie na żółte ochrowe piaski. Tutejsze studnie są zatrute zbyt dużą ilością żelaza i fluoru.

Magia? Jasne. Nazwijmy ten numer sceniczny wielkim zniknięciem.

Na spalonych równinach wokół jeziora Sambhar, na obumierających mokradłach za Jaipurem, widzimy setki poszarpanych postaci poruszających się w oddali. Godzina po godzinie chodzą do tyłu, szarpiąc drewniane grabie nad białą równiną. Kobiety zbierające sól. Szybkie i nieprzewidywalne ciepło połyka ich patykowate nogi, przywraca je z powrotem. Piekielne abrakadabry. Ale nie są nimi tak naprawdę. To tylko my w bezwodnym świecie.

Kobiety starają się wydobyć cenną wodę ze studni w Dongra, w pustynnym stanie Radżastan. Takie studnie zastąpiły starożytne konstrukcje schodkowe, w których kobiety musiały zejść setkami schodów, aby dotrzeć do wody ukrytej pod ziemią. / Photographs by John Stanmeyer/National Geographic

Indus: najważniejsza rzeka w Indiach

Indie - ciekawostki na temat tej nazwy, wywodzącej się od słowa indos w języku greckim, pochodzącego od słowa 'tylny' w języku perskim, powstałego od sanskryckiego słowa sindhu, oznaczającego rzekę.

Gdzie jest legendarny Indus, rzeka rzek?

Gdzie znajduje się ta niezwykle długa, potężna droga wodna, zrodzona w lodowcach Tybetu (gigantyczna, giętka, żywa, płynna jednostka, której dorzecze rozciąga się na ponad milion kilometrów kwadratowych Ziemi), żywicielka starożytnych cywilizacji, binacjonalna, ostatnia deska ratunku dla milionów rolników w Indiach i Pakistanie? Kiedy przemierzam indyjski stan Pendżab, rzeka Indus nie jest łatwa do znalezienia.

Dołączam do Aratiego Kumar-Rao, fotografa przyrody, który przemierza drogi na południe od Amritsar. Pięć dużych dopływów wstęgi Indus przez północno-zachodnie Indie. Dźhelam. Ćanab. Rawi. Bjas. Satledź. Poszukujemy Bjas. Wkrótce się gubimy. Wpadamy w labirynt przemysłowego rolnictwa.

Kobiety piorą i zbierają wodę na wyspie Majuli na rzece Brahmaputra w Assam. Majuli, duża wyspa rzeczna o powierzchni ponad 300 mil kwadratowych, powstała na przełomie XVII i XVII wieku, kiedy trzęsienie ziemi i powódź zmieniły kierunek rzeki. Ponieważ zmiany klimatyczne wpływają na monsun w Indiach i powodują szybką erozję brzegów Majuli, wyspa skurczyła się dziś do mniej niż 200 mil kwadratowych. / Photographs by John Stanmeyer/National Geographic

Każdy dzień to piec. Pocimy się wokół niekończących się, parujących czworokątów pszenicy. Mijamy świątynie Sikhów zwieńczone lekkimi białymi kopułami, gdzie wolontariusze oferują proste posiłki z dalu i ryżu dla wszystkich przechodniów. Unikamy armad warkoczących ciągników. Każdy z nich huczy pendżabską muzyką pop przez głośniki przywiązane do fotela kierowcy. Dlaczego? Nie sposób powiedzieć. Czy kierowcy słyszą muzykę przez swoje ryczące silniki? Kosmici lecący nad Pendżabem patrzyliby w dół z zaskoczeniem, zatykając sobie uszy palcami. Kulty głuchych ludzi (tak by pomyśleli) odprawiają niestrudzony rytuał - trawienie ziemi w kółko z maszynami, śpiewając serenady do kosmosu. Ale nie, to po prostu rolnicy pendżabscy w pracy.

I wtedy zrozumiałem. Znaleźliśmy już Indus! Od kilku dni (tygodni) chodzimy w rozproszonej obecności rzeki. Jej prądy zostały odwrócone, zmniejszone, przekierowane, rozproszone w niezliczonych kanałach, rurach, jazach i szczelinach. Ten zbudowany przez człowieka system kapilarny sprawił, że starożytne zielone kanały dopływów Indusa w dużej mierze nie mają znaczenia jako jednostki geograficzne. Każda z miliardów dojrzałych główek pszenicy w Pendżabie niesie w sobie kroplę wody Indusa w zatomizowanej formie.

Indie były jednym z pierwszych wojowników zielonej rewolucji. Wysoko wydajne nasiona, nawozy i pestycydy, traktory i zmotoryzowane pompy do studni znacznie zwiększyły plony od lat 60-tych XX wieku. Niegdyś reprezentujące głód Indie, dziś wykarmiają same siebie. Rolnicy z Indii sprzedają światu strumienie zboża i owoców. Ale to oszałamiające zwycięstwo nad głodem kosztuje bardzo dużo. Chemikalia rolnicze zanieczyszczają dopływy Indusa, być może przyczyniając się do powstawania punktów zapalnych takich chorób jak rak. A rachunek za dziesiątki lat niezrównoważonych zbiorów to oszałamiająca utrata skończonych ilości wód gruntowych. W Pendżabie rolnictwo jest niepewne. Miliony uciekają, emigrując na Bliski Wschód, do Ameryki Północnej, gdziekolwiek indziej.

"Trudno jest nie czuć przytłoczenia" - krzyczy Kumar-Rao na kanałowej drodze jęczącej traktorami ciągnącymi worki z plewami wielkości domu. Spędziła lata dokumentując eksploatację zasobów wodnych Indii. "Nasze zaprzeczanie jest formą masowej ślepoty." Kumar-Rao chce znaleźć inną ślepą istotę, zagrożonego wymarciem suzu gangesowego, czy też delfina indyjskiego (Platanista gangetica minor), słodkowodnego kuzyna sławnego ssaka morskiego.

"Nie ma tu już bhulan!" - mówi elegancki mężczyzna, który nazywa siebie majorem Hindustani w pobliżu zapory Harike. Bhulan to lokalna nazwa delfina indyjskiego.

Major Hindustani to motocyklista wykonujący akrobacje. Pracuje w małym wędrownym cyrku. Z podwiniętymi rękawami koszuli, aby pokazać wybrzuszony biceps, wykonuje dla nas akrobacje kaskaderskie, umieszczając jedną nogę na siedzeniu swojego poruszającego się Royal Enfield, gdy my obserwujemy go w osłupieniu na cichym, błotnistym, reliktowym brzegu rzeki Bjas. Tak wygląda przemierzanie Indii. Spotykasz bardzo różne postacie w mało prawdopodobnych miejscach. Ale major Hindustani też okazuje się być ślepy. Kumar-Rao piszczy. Widzi delfiny przy brzegu. Samica i jej młode. Wznoszą się i opadają w błyszczących, brązowych prądach Bjas, przełamując powierzchnię z dźwiękiem przypominającym delikatny pocałunek.

Z ostatnich badań wynika, że w Bjas żyje nie więcej niż 11 delfinów indyjskich.

Promy na rzece Brahmaputra przywożą pracowników z odległych wiosek do ruchliwego miasta Dhuburi w stanie Assam. Drogi wodne stanowią najpowszechniejszy i najtańszy środek transportu ludzi i towarów w Indiach. / Photographs by John Stanmeyer/National Geographic

Ćambal: rzeka w Indiach symbolem powszechnej niesprawiedliwość

Problemy Indii mają różny charakter. Jeśli damy jej wystarczająco dużo czasu, woda pokonuje prawie wszystko. Kamień. Żelazo. Kość. Rzeki przebiły się przez stratygrafię samego czasu. Ale patriarchat przetrwał.

Jaka jest najczęstsza niesprawiedliwość widziana podczas wędrówki po świecie?

Nie tłumienie mniejszości etnicznych. Nie nietolerancja zakorzeniona w religii. Ani nierówności w dochodach. Nie. To wykluczenie kobiet z ewidencji korzyści i szans ludzkości. Żadne społeczeństwo nie jest całkowicie uodpornione. Połowie z ponad siedmiu miliardów żyjących dziś homo sapiens odmawia się równego dostępu do władzy politycznej, zmusza się je do cięższej pracy i wynagradza się w mniejszym stopniu, ponieważ mają dwa chromosomy X.

"Nie zaczynaj" - mówi Priyanka Borpujari, niezależna reporterka, która przyłącza się do wędrówki przez malowniczy wododział rzeki Ćambal w Radżastanie i Madhya Pradesh. "Jestem symboliczną pisarką 'problemów brązowych kobiet' na wielu konferencjach dziennikarskich. Czy nie mogę być czymś innym? Pisarką ekonomiczną? Analitykiem politycznym? Zagranicznym korespondentem?".

Zanim dotrzemy do różowego piaskowca na wzgórzach Ćambal, zatrzymujemy się na plantacji ryżu. Zarządzają nią wyłącznie kobiety. W testosteronowych Indiach jest to ciekawe.

"Kierujemy tu wszystkim. To konieczność" - mówi Saroj Devi Yadav, twarda, 62-letnia matka rodu. "Wszyscy mężczyźni wyjechali do pracy w mieście".

Mąż Yadava dostarcza jedzenie do restauracji w odległym Dźajpur. Yadav i jej dwie nastoletnie wnuczki zostają w domu, by podlewać pola. Tną paszę. Zaganiają krowy i bawoły. Organizują transporty mleka do miasta w puszkach zawieszonych na motocyklach. Tak samo jest w pobliskich gospodarstwach. Gdy słońce zachodzi nad jej maleńkim zielonym domostwem, Yadav dzieli się herbatą i curry.

"Wyszłam za mąż w wieku 13 lat" - mówi, strzepując wspomnienia ręką. "Sprawy miały się wtedy inaczej. Nikt nie pytał nas dziewczyn o zdanie. Dzisiaj dziewczyny mają o wiele więcej do powiedzenia. Pobierają się później".

To stara historia - zakłócenie urbanizacji. Zderzenie różnych ludzi w rozkwitających megamiastach przełamuje odwieczne bariery płciowe. Jednak w Indiach, gdzie do dwóch trzecich siły roboczej w rolnictwie stanowią kobiety, zaledwie 13 procent hinduskich kobiet faktycznie posiada ziemię. To kobiety noszą wodę na wsi. Ale zasoby naturalne Indii pozostają mocno trzymane w rękach mężczyzn.

Ćambal jest czysty. Tworzy on sanktuarium dla ghariali, długonogich krokodyli z Indii. Skaliste górne dopływy rzeki niegdyś chroniły najsłynniejszą indyjską bandytkę, Phoolan Devi, postać przypominającą Robin Hooda, która rzekomo zabiła około 20 rywalizujących z nią strzelców w strzelaninie.

Po całym dniu pracy w Dhuburi pracownik przywozi promem zaopatrzenie do swojej wioski Gauripur. / Photographs by John Stanmeyer/National Geographic

"Hej!" - krzyczy Borpujari.

To gruby człowiek kierujący drogim SUV-em wzdłuż gorącej wstęgi z asfaltu. Hamuje przed nami. Blokuje nam drogę. Filmuje nas przez okno telefonem. Dwóch ludzi wśród milionów przemierzających wyschnięte przydroża Indii. Borpujari podnosi rękę.

"Poprosiłeś o naszą zgodę?" - domaga się wyjaśnienia.

"Nie wiedziałem, że potrzebuje pozwolenia" - oburza się mężczyzna.

Borpujari staje przy jego oknie. Przyjmuje bojową postawę, której nienawidzi, jak później przyznaje. "Potrzebujesz pozwolenia" - mówi mu bez emocji.

Betwa: rzeka w Indiach zawłaszczona przez wydobywców piasku

Rzeki Indii - wycieczka trwa dalej. Wędruję na wschód od miesięcy. Poruszam się przez długi, złoty rdzeń indyjskich popołudni.

Trasa wyznaczona przez mój GPS przebiega przez pas chudych krów, przez Madhya Pradesh i Uttar Pradesh, obejmując swoim zasięgiem osady tak zapomniane przez czas, że prawdopodobnie nie widziano w nich cudzoziemca od czasu uzyskania niepodległości w 1947 roku. "Jesteś Anglikiem?" - pytają ludzie. Śpię na stołach z desek w przydrożnych jadłodajniach zwanych dhabas, albo w łóżkach z lin w domach rolników, albo w meczetach i hinduskich świątyniach. Nawet o tym nie wiedząc (pomarszczone równiny rzeczne w Indiach są wygładzane przez tysiąclecia orki) wolno posuwam się od jednego działu wodnego do drugiego. Są ich dziesiątki. Teraz karmią one Ganges.

W miejscu zwanym Seondha, obok spokojnego zakola rzeki Sindh rozpada się ogromna twierdza. Wysokie, średniowieczne bramy są najeżone długimi, żelaznymi kolcami. To ochrona przed taranowaniem ich przez słonie bojowe. Ostatni potomek radżpudzkiej dynastii Bundela, która zbudowała twierdzę, nadal mieszka w murach obronnych. Zamknięty na noc pomiędzy ich ciemnymi ścianami. Nigdy go nie widziałem.

Kumbh Mela, główny hinduski festiwal, co trzy lata przyciąga pielgrzymów do jednego z czterech rzek w Indiach. W 2019 roku tłumy zgromadziły się w Prayagraj (Allahabad), u zbiegu Gangesu i Jamuny. W dzień i w nocy dziesiątki tysięcy ludzi tłoczyło się na tymczasowych mostach rozciągających się nad Gangesem. / Photographs by John Stanmeyer/National Geographic

Przy powolnym, brązowym nurcie rzeki Betwa, spotykam wydobywców piasku. Tworzą oni obszarpaną armię chudych mężczyzn wydobywających koryto rzeki łopatami i mechanicznymi koparkami. Piasek może być transportowany ciężarówkami na place budowy do tak odległych miejsc jak Lucknow i New Delhi, jakieś 500 km stąd. Wiele operacji wydobywania piasku jest nielegalnych. Piasek jest lukratywnym towarem w Indiach. Napędza boom budowlany i czarny rynek, na którym żerują i który chronią bandziory, choć to plądrowanie niszczy siedliska wodne i zakłóca hydrologię. (Według badań ONZ rosnący apetyt ludzkości na zwykły piasek budowlany - ponad 40 miliardów ton rocznie - jest dwa razy większy niż ilość osadów naturalnie uzupełnianych przez sumę rzek na świecie). Mafiozi wydobywający piasek zabili funkcjonariuszy organów ścigania, którzy próbowali powstrzymać patroszenie indyjskich rzek. Zamordowali reporterów, którzy ujawnili zakazaną praktykę eksploatacji dróg wodnych.

"Nie zatrzymuj się" - warknął mój ostatni towarzysz wędrówki, konserwator rzek Siddharth Agarwal, gdy wydobywcy krzyczeli do nas, żeby się zatrzymać.

Udajemy, że jesteśmy głusi. Schodzimy do brzegu Betwa, przywołujemy przepływającego obok rybaka, wrzucamy nasze plecaki do jego łodzi i wiosłujemy na przeciwległy brzeg. Wchodzimy w mrok, kończąc 40-kilometrowy dzień i docieramy do wioski, gdzie ogniska, bębny i śpiewy zapowiadają hinduskie święto. Witają nas zaskoczeni świętujący ludzie. Przygotowują dal i roti. Rozkładają charpais, tkane łóżka do spania. Ta odruchowa gościnność jest powszechna na mojej drodze po rolniczych Indiach, ziemi, która gości pieszych pielgrzymów od czasów epoki brązu. Agarwal delikatnie wypytuje o wydobycie piasku.

"Co można zrobić?" - mieszkańcy wioski wzruszają ramionami.

Mafiosi, politycy, kumple - oni kontrolują życie. To prawda, Betwa, obłupiona aż do podłoża skalnego, wylewa bardziej nieregularnie niż przedtem. I tak, nieprzewidywalne monsuny (zmiany klimatu) uczyniły rolnictwo jeszcze bardziej marginalnym. Ludzie muszą kopać tysiące małych, nawadnianych przez deszcz stawów, aby podlewać swoje pola. Ale rząd planuje spektakularny ratunek. Chce zmienić kierunek całej rzeki Ken, do kanału Betwa, aby uzupełnić jej zmniejszony przepływ.

"Łączenie rzek. Złudne nadzieje" - wzdycha Ararwal.

Indie przeznaczyły około 2 miliardów dolarów na wdrożenie kontrowersyjnego programu łączenia rzek. Jest to ogromny program przetaczania wody, który zakłada przeszczepienie 30 głównych rzek Indii przez ponad 15 000 kilometrów betonowych kanałów w celu złagodzenia kryzysu wodnego. Testem będzie splecenie rzeki Ken do Betwa. Inżynierowie planują odpompować "nadmiar" monsunowych przepływów z Ken i przelać je do "suchszej" rzeki Betwa. Potrzeba kilku tam i zapór wodnych zalewających 90 kilometrów kwadratowych lądu, aby ta technika zadziałała. Ekolodzy przeprowadzili batalię sądową.

Porzucone dary ofiarne zaśmiecają rzekę Sahu w Zachodnim Bengalu. Ceremonie religijne są głównym źródłem zanieczyszczenia rzek. / Photographs by John Stanmeyer/National Geographic

"Gdzie jest cały ten nadmiar wody?" - Raghu Chundawat, wiodący indyjski obrońca przyrody, pyta mnie ponuro w pobliskim Parku Narodowym Panna, sanktuarium dla zagrożonych tygrysów. "Rząd nie podzieli się swoimi danymi o przepływie wody. Wydaje mi się, że nawet oni nie wiedzą, jakie będą skutki".

Jeden ze skutków przemiany rzecznych bóstw w rurociągi jest znany. Większość terenu, który ma być zatopiony w ramach projektu Ken-Betwa, znajduje się w obrębie rezerwatu tygrysów.

Ganges: święta rzeka w Indiach

Rzeki Indii wciąż mnie zaskakują. Wędruję brzegami Ma Ganga, Matki Ganges, aż do jej szerokiego na 1,5 km łuku prądów na północ, rozcinającego żółte równiny, jak błyszczące stalowe ostrze aż do Waranasi. Najświętsze miasto hinduizmu jest pokryte ceglanym pyłem. Tysiące robotników rozbija ściany starej dzielnicy Waranasi młotami i łomami, wyrównując zabytkowe alejki i pochyłe budynki na potrzeby miejskiego planu upiększania. Mieszkańcy są eksmitowani. Rząd daje im gotówkę. Niewielu wydaje się być zadowolonych. Reinkarnacja jest trudna.

Waranasi jest znane wśród pobożnych Hindusów jako Kashi, lub miejsce "gdzie świeci najjaśniejsze światło". 88 kamiennych ghatów w świętym mieście schodzi do Gangesu po pięknie podniszczonych schodach. U ich podnóża, wierni zmywają grzechy w mętnych prądach rzecznych, pijąc i kąpiąc się w wodzie, w której bezpieczny poziom bakterii kałowych został przekroczony setki razy. Dziesiątki tysięcy pielgrzymów każdego roku przybywa, by umrzeć i zostać spalonymi na ghatach. Kremacja w Waranasi to najpewniejszy sposób na osiągnięcie mokszy, uwolnienia się od bolesnego cyklu życia i śmierci. Ze stosów wyłączane są martwe dzieci i święci mężczyźni bez skazy. Zamiast tego ich ciała są przywiązane do kawałków drewna i spławiane w dół rzeki. Albo zatapiane w Gangesie przy pomocy kamieni.

Siedzę i patrzę jak wszystko co ludzkie (przepiękne girlandy z nagietka i fekalia) łączy się w Gangesie. Rzeka jest tu pokryta popiołem z kości, olbrzymim strumieniem, który sam w sobie opiera się oczyszczaniu. O świcie, jaskółki wypluwają brązowe powietrze. Myślę o bliskich mi zmarłych i moich wojnach. Waranasi to dobre miejsce, by oczekiwać na stworzenie lub zniszczenie świata. Albo lepiej, aby wstać i iść. Proklamować nabożne wiersze Basawa:

Posłuchaj, Panie spotykających się rzek,

rzeczy stojące muszą upaść,

ale poruszające się nigdy się nie zatrzymają.

Brahmaputra: rzeka w Indiach dyskryminujących swoich obywateli

Rzeka w Indiach i wszędzie na świecie to droga.

W Bihar wędruję po dotkniętej suszą rzece Son. W Zachodnim Bengalu, to zagłodzona przez tamę rzeka Tista. Legendarna Brahmaputra w Assam płynie tłusta od deszczy i spływów z niewiarygodnie topniejący lodowców. Mężczyźni i kobiety, którzy wyglądają jakby mieli tysiąc lat, stąpają po jej piaszczystych brzegach, niosąc kosze z ryżem. Obok znajdujących się na brzegu kajaków. Obok pól ryżowych lśniących w mglistym słońcu, jak stare lustra z odchodzącą srebrną powłoką. Brahmaputra prześlizguje się obok, długi na niemal 3 000 kilometrów wodociąg, który spływa kaskadami na łuku świata. Przenosząca miliardy niewidzialnych ryb, trzasków i szumu wiejskiego hałasu, strachu.

Rodzina Ramesha Pandeya zgodziła się zostać sfotografowana, gdy przygotowywała się do kremacji w Prayagraj na brzegu Jamuny. Jego prochy spłyną do Gangesu. Hindusi wierzą, że kremacja w świętym miejscu uwalnia duszę od cyklu życia i śmierci. / Photographs by John Stanmeyer/National Geographic

"Terroryści" - syczą wiejscy pijacy.

Siddharth Agarwal i ja jesteśmy często przesłuchiwani w północno-wschodnich Indiach. To znak czasów. Pakistan i Indie ponownie starły się o muzułmańskie terytorium Kaszmiru. Ksenofobia nasila się. Hinduski nacjonalistyczny rząd Narendry Modi pomaga ją podsycać. W Assam spotykam przyjazną kobietę, Rupali Bibi, która ukrywa się jak zbieg. Dlaczego? Ponieważ ona, potomek bangladeskich muzułmanów, którzy wyemigrowali do Indii prawie sto lat temu, może zostać deportowana.

"Policjant przyniósł do mojego domu 'kartę obcokrajowca'. Powiedział: 'Jesteś podejrzaną osobą'" - opowiada Bibi, uprawiająca pola ryżowe kobieta po czterdziestce, w swoim krytym trzciną domku na terasie zalewowej Brahmaputry.

Jak prawie dwa miliony innych osób w stanie Assam, została wykluczona z polaryzującego Krajowego Rejestru Obywateli. Władze nie akceptują jej dokumentów. Tymczasem rząd indyjski oferuje drogę do obywatelstwa uchodźcom religijnym - wykluczając muzułmanów. A w pierwszych tygodniach pandemii COVID-19 prawie 200 milionów indyjskich muzułmanów jest demonizowanych przez prawicowych polityków hinduskich, jako nosiciele choroby. Bandy uzbrojone w kije do krykieta podobno obrały sobie za cel muzułmanów w Bengaluru.

Kto jest Hindusem? A kto nie jest? Ludność Indii zostaje podzielona. Czy zróżnicowane i świeckie Indie Gandhiego i Nehru mogą przetrwać osunięcie się w plemienny populizm? Nie da się tego stwierdzić. Kosmos rzek okalających Indie, oczywiście, jest niemy w takich sprawach.

Przemierzam z trudem ostatnie kilometry opuszczając Indii w czasie letniego monsunu. Rzeki Manipuru, surowe przy granicy z Myanmarem, pienią się na biało. Zielone wzgórza mówią syczącym językiem nieposkromionej wody. Dudnienie wodospadów, szumy niezliczonych strumieni, twardy rap deszczu na blaszanych dachach. Porywające dźwięki. Skubiąc pijawki, przypominam sobie najdziwniejszą rzekę, na jaką natknąłem się w Indiach - Saraswati. "Zaginiona rzeka" z mitu, wysławiana w księgach Wedy. Niektórzy naukowcy uważają, że przestała płynąć tysiące lat temu, przekierowana przez trzęsienie ziemi lub być może odparowana przez zmiany klimatu. Przeszedłem przez jej rzekome koryto na pustyni Radżastanu. Szeroki wąwóz zakurzonych kamieni. Gorący wiatr. Nie widać żadnej molekuły wody. Oszołomieni suszą rolnicy powiedzieli mi, że rządowi inżynierowie wiercili w pobliżu próbne studnie. Mieli nadzieję udowodnić, że rzeka jest prawdziwa.

Źródło: NationalGeographic.com: India’s daunting challenge: There’s water everywhere, and nowhere

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama