Polski gaz łupkowy: eldorado czy miraż?
Jakiś czas temu amerykańska Agencja Informacji Energetycznej oszacowała polskie złoża gazu łupkowego na 5,3 bln m3 i uznała, że mogą być najbogatsze w Europie
Dziś większość ekspertów dystansuje się od tak optymistycznych prognoz. Według naszego Państwowego Instytutu Geologicznego mowa jest o przedziale od 345 do 768 mld m3. Innego rodzaju wątpliwości ma Unia Europejska, która obawia się, że opracowana przez Amerykanów inwazyjna metoda szczelinowania hydraulicznego będzie niekorzystnie wpływać na środowisko. Z tego powodu pozyskiwania gazu z łupków na swoim terytorium zakazały już Czechy, Bułgaria i Rumunia, zastanawiają się też władze Francji. Mimo to polski rząd chciałby, aby wydobycie ruszyło za trzy lata. Na opracowanie rodzimej technologii przeznaczył miliard złotych.
„Ugryzienie” pokładów gazu łupkowego wymaga zaangażowania wielkich kapitałów. Konieczne są liczne odwierty próbne, z których każdy kosztuje od kilkunastu do kilkudziesięciu milionów złotych, i to bez gwarancji zwrotu nakładów. Do tej pory wydano ponad 110 koncesji (najwięcej dostało PGNiG) na poszukiwanie gazu ze źródeł niekonwencjonalnych, a więc wspomnianego gazu łupkowego, który występuje w skałach ilastych, oraz zamkniętego, uwięzionego w piaskowcach i skałach węglanowych.
Potencjalnie najbogatszy w złoża paś łupków ciągnie się przez północną i wschodnią Polskę i obejmuje 12 proc. powierzchni kraju (patrz mapka). Koncesjami poszukiwawczymi objęta jest nawet Warszawa. Na szali leży bezpieczeństwo energetyczne kraju, powstanie potężnego źródła zasilania dla budżetu państwa oraz ograniczenie udziału węgla kamiennego w energetyce, a co za tym idzie – naszej emisji CO2.