Reklama

Ubrani w grube neoprenowe pianki i zaopatrzeni w sprzęt alpinistyczny najpierw maszerują do miejsca, gdzie wąwóz bierze swój początek. Tam zaczyna się przygoda. Jeżeli jest to kanioning w wersji rekreacyjnej, wystarczą dobra kondycja i umiejętność pływania. W wersji ekstremalnej przydają się doświadczenie wspinaczkowe i mocne nerwy. Śmiałkowie brną po kolana lub po pas w wodzie (zazwyczaj bardzo zimnej), głębsze odcinki pokonują wpław. Na swojej drodze spotykają różne przeszkody – głazy, progi, uskoki, wodospady wysokości od kilku do kilkunastu metrów i tobogany. Te ostatnie przypominają zjeżdżalnię na basenie – są wyżłobionymi przez wodę skalnymi rynnami. Pokonuje się je w pozycji leżącej ze złączonymi nogami i rękami skrzyżowanymi na piersiach, z głową lekko odchyloną do tyłu. Szybkość zjazdu zależy od kąta nachylenia – zazwyczaj nie jest zbyt duża, ale wystarczy, by z impetem wpaść do wody. Kiedy drogę przegradza wodospad, śmiałkowie skaczą, krzyżując ramiona na piersiach i uginając nogi w kolanach. Z niektórych wodospadów bezpieczniej jest jednak zjechać na linie. Także inne miejsca czasami pokonuje się, wykorzystując linę. To dlatego w bardziej zaawansowanym kanioningu potrzebne są umiejętności wspinaczkowe.

Reklama

Narodziny kanioningu

Jego kolebką jest Francja. Pionierem był Édouard-Alfred Martel, który w 1888 r. przeszedł francuską jaskinię Bramabiau wyglądającą jak wąwóz wyrzeźbiony pod ziemią. Kilka lat później spenetrował Verdon, najsłynniejszy kanion Prowansji. Do lat 60. XX w. kaniony były dostępne jedynie nielicznej grupie grotołazów eksploratorów, ale już dekadę później zainteresowanie nimi zaczęło rosnąć. W 1988 r. przy Francuskiej Federacji Speleologicznej powstała sekcja ds. kanioningu, która wyszkoliła kadrę instruktorską i opracowała przepisy bezpieczeństwa.
Licho nie śpi Najpopularniejsza jest sześciostopniowa skala trudności kanionów opracowana przez Francuską Federację Speleologiczną: F (facile) – łatwy, PD (peu difficile) – nieco trudny, AD (asez diffi- cile) – dość trudny, D (difficile) – trudny, TD (tres difficile) – bardzo trudny, oraz ED (extrement difficile) – skrajnie trudny. Można się spotkać z innymi podziałami, ale zawsze bierze się pod uwagę podobne kryteria. Mówi o nich Michał Horodeński, instruktor Szkoły Alpinizmu „W Pionie”: – Trzeba zwrócić uwagę na ilość wody, czas konieczny do przejścia kanionu, potrzebę korzystania z liny, liczbę możliwych „ucieczek” i rodzaje przeszkód po drodze, a potem wyciągnąć z nich średnią. W każdym kanionie, nawet oznaczonym jako łatwy, może być niebezpiecznie. Najgorsze są nagłe przybory wody spowodowane obfitymi opadami, roztopami lub otworzeniem zapory (w krajach alpejskich). Poza tym na trasie mogą się pojawić miejsca szczególnie trudne, takie jak: syfony (woda przepływa pod skałą), odwoje (tam nurt zmienia kierunek na przeciwny) oraz wodospady z dużą ilością wody.

Bez sprzętu ani rusz

Neoprenowa pianka z kapturem (grubość 5 mm, czyli jak do nurkowania, cena od ok. 500 zł) oraz neoprenowe skarpety (grubość 2–3 mm, ok. 45 zł) są nieodzowne, by w lodowatej wodzie mieć zapewniony komfort termiczny. Można kupić buty do kanioningu wyściełane piankowym materiałem, ale sprawdzi się też zwykłe sportowe obuwie z przyczepną podeszwą. Do tego dochodzą kask (ok. 150 zł) i uprząż dedykowana do kanioningu z osłoną na piankę (ok. 250 zł) oraz lonża. Poza tym potrzebne są wytrzymała, nietonąca lina (od 8 zł/m) i przyrząd zjazdowy typu „ósemka” (ok. 30 zł). Cały sprzęt transportuje się w specjalnym, odpornym na zniszczenia worku (ok. 200 zł). Dodatkowo warto mieć ze sobą apteczkę z folią NRC, latarkę czołówkę i nóż, a podczas wyprawy do trudniejszego kanionu także maskę do nurkowania i okulary pływackie.


Bezpieczeństwo przede wszystkim Przed wejściem do kanionu trzeba przeanalizować jego schemat techniczny z zaznaczonymi trudnościami i (obowiązkowo!) sprawdzić prognozę pogody. Wcześniej o swojej eskapadzie dobrze jest poinformować kogoś, kto w razie potrzeby sprowadzi pomoc. Na czele grupy idzie osoba najbardziej doświadczona, która kontroluje stan wody, wskazuje miejsca do zjazdów i skoków oraz sprawdza kondycję uczestników. Bardzo ważna jest długość liny, jaką zabiera się do kanionu. Powinna być przynajmniej dwa razy dłuższa niż najwyższy próg, z którego będzie się zjeżdżać. Jeżeli w skałach przewodnik natrafi na zamontowane na stałe stanowiska zjazdowe czy poręczówki, musi ocenić ich stan, a w razie wątpliwości – założyć własne. Podczas przejścia wszyscy powinni pozostawać ze sobą w kontakcie wzrokowym i głosowym. W trudnym terenie może to być niemożliwe, bo np. huk wodospadu zagłusza nawet krzyk – wtedy wykorzystuje się gwizdek. Trzy krótkie sygnały znaczą „daj więcej liny”, trzy długie – „potrzebuję pomocy”. Uniwersalny sygnał SOS to zgodnie z alfabetem Morse’a następujące po sobie trzy krótkie, trzy długie i trzy krótkie sygnały. Poza tym trzeba pamiętać, że:

  • Jeśli kanion jest wymagający, obfituje w zjazdy i niebezpieczne miejsca, grupa nie powinna liczyć więcej niż pięć osób.
  • Penetrowanie kanionu po ciemku jest bardzo niebezpieczne, dlatego czas przejścia podany w przewodniku trzeba przedłużyć o blisko. 20 proc., by nie pokonywać drogi w nocy.
  • W kanionach przeważnie nie można liczyć na zasięg GSM ( jeśli jednak na niego liczysz, niech twój telefon będzie wodoodporny).

Strony WWW

  • www.descentecanyon.com – kanioning we Francji (pofrancusku)
  • www.swisscanyon.ch – kanioning w Szwajcarii
  • www.kaniony.pl – polska strona o kanioningu

Gdzie te kaniony

Kanioning jest popularny w krajach alpejskich – we Francji (niekwestionowane królestwo wąwozów to Prowansja), w Szwajcarii i Słowenii (np. w miejscowości Bovec znajduje się centrum wodnych sportów ekstremalnych). W kanionach w Alpach Nadmorskich i Liguryjskich woda latem jest dość ciepła, a stanowiska zjazdowe dobrze przygotowane. Naprawdę trudne wąwozy znajdują się w Alpach Pennińskich (pogranicze Włoch i Szwajcarii); niektóre wciąż czekają na eksplorację. W USA centrum tego sportu (tam określanego mianem canyoneering) jest Park Narodowy Zion w Utah. W Polsce nie uprawia się kanioningu, a sama dyscyplina jest mało znana – pewnie dlatego, że natura poskąpiła nam kanionów.


Gdzie można spróbować

  • Szkoła Alpinizmu „W Pionie” – wyjazdy do Słowenii, Francji i Włoch, koszty zależą od programu, ceny od 2,5 tys. zł/os. www.wpionie.pl, www.kanioning.pl
  • Adventure Explorers – kanion Verdon we Francji, kanioning, rafting, kajaki, 8 dni od 3,8 tys. zł/os. www.adventureexplorers.pl
  • Biuro Podróży Travel Partner – 5 dni w Słowenii: kanioning, rafting i hydrospeed, 640 euro/os. (cena nie zawiera kosztów przelotu). www.travel-partner.com.pl

Najpiękniejsze kaniony

Verdon (Prowansja, Francja) – najsłynniejszy i jeden z najgłębszych kanionów w Europie, ma ponad 20 km długości, jego głębokość dochodzi do 700 m.

Susec i Fratarica nad rzeką Soča (Słowenia, region alp Julijskich) – pierwszy, długości około kilometra, jest dość łatwy i dlatego popularny wśród początkujących. Drugi liczy 800 m długości, jest trudniejszy i mniej uczęszczany (najdłuższy zjazd ma 50 m).

Torrente Cormor (alpy retyckie, lombardia we Włoszech) – przypomina jaskinię, ponieważ większość odcinków pokonuje się po ciemku. Należy do trudnych kanionów, często trzeba szukać właściwej drogi. Ma kilometr długości, różnica poziomów wynosi 350 m.

Region Sierra de guara (Pireneje, Hiszpania) – kaniony przybierają fantastyczne formy, tworzą sale i wąskie gar- dziele; najciekawsze to Anisclo i Vero (ten drugi ma 8 km, dołem płynie rzeka o szmaragdowym kolorze).

Ecouges (rejon grenoble, Francja) – kilometr długości i 220 m różnicy poziomów; ciekawostką jest zjazd 70-metrową kaskadą, poza tym są liczne skoki, tobogany i odcinki do przepłynięcia.

Zion (USA) – w Parku Narodowym Zion słynącym z urwisk, wodospadów i rzek; ma 24 km długości i 800 m głębokości.

Reklama

Jak zostałam kanionerem

Początkowo wcale się nie bałam – może dlatego, że nie do końca wiedziałam, co mnie czeka. Z kanioningiem spotkałam się pierwszy raz na wyprawie Toyota RAV4 Adventure. Z uśmiechem wcisnęłam się w ciasną neoprenową piankę, a następnie wspięłam się dróżką w górę wąwozu. Był to kanion Susec w Alpach Julijskich w Słowenii. Mina mi zrzedła, gdy okazało się, że droga w dół prowadzi głównym nurtem spienionej rzeki Soča. Choć Susec został sklasy? kowany jako średnio trudny, na początku było całkiem łatwo: szliśmy gęsiego za instruktorem, brodząc po kolana lub po pas w wodzie. Wśród wielkich głazów i ostrych kamieni czułam się jak w aquaparku. Od czasu do czasu tra? ały się niewielkie tobogany, którymi zjeżdżało się jak na ślizgawce. Fajna zabawa, ale żeby od razu nazywać ją sportem ekstremalnym? Po chwili miałam zmienić zdanie. Zatrzymaliśmy się na ogromnym głazie, na którym tworzył się niewielki wodospad. Różnica poziomów – na oko 5 m. Gdy nasz instruktor skoczył i wpadł do wody z głośnym pluskiem, zrozumiałam, że mnie to nie ominie. Przełamałam strach i – pamiętając o ugięciu kolan, ale odruchowo zatykając nos – skoczyłam. Nie mogłam uwierzyć, że to zrobiłam! Później jeszcze wielokrotnie pokonywaliśmy w ten sposób przeszkody, skacząc nawet z wysokości 8 m. Na niektóre skały wdrapywałam się ponownie tuż po wynurzeniu – i to po kilka razy! Podczas godzinnej przeprawy „zaliczyłam” też kilkanaście toboganów. Chciałabym spróbować sił w trudniejszym kanionie!

Reklama
Reklama
Reklama