Reklama

Spis treści:

Reklama
  1. Wczesne próby zimowego zdobycia Mount Everest
  2. Historyczne zimowe wejście i dalsze sukcesy duetu
  3. Leszek Cichy wspomina pierwsze w historii zimowe wejście na Mount Everest
  4. 45-lecie zimowego triumfu na Dachu Świata

W tym roku mija 45. rocznica jednego z najważniejszych osiągnięć w historii himalaizmu – pierwszego zimowego wejścia na Mount Everest. Przełomowego wyczynu dokonali Polacy, otwierając nowy rozdział w zdobywaniu najwyższych szczytów świata. Wydarzenie to na zawsze pozostanie jednym z kluczowych w historii światowej wspinaczki.

Wczesne próby zimowego zdobycia Mount Everest

Pierwsze zimowe ekspedycje na Mount Everest, najwyższą górę świata, podejmowano od lat 60. XX wieku. Ekstremalne warunki pogodowe, takie jak huraganowe wiatry, temperatury spadające do minus 50°C oraz niska zawartość tlenu w powietrzu, skutecznie uniemożliwiały jednak zakończenie wypraw sukcesem. Najbliżej celu w latach 70. była japońska wyprawa, która dotarła na wysokość około 8000 metrów. Ostatecznie himalaiści z Japonii musieli jednak zawrócić. Dopiero narodowa polska wyprawa, zorganizowana na przełomie 1979 i 1980 roku, kierowana przez Andrzeja Zawadę, zdołała przełamać tę barierę, tym samym zapisując się na zawsze w historii światowego himalaizmu.

Historyczne zimowe wejście i dalsze sukcesy duetu

17 lutego 1980 roku Leszek Cichy i Krzysztof Wielicki dokonali pierwszego w historii zimowego wejścia na Mount Everest, stając na szczycie o godzinie 14:25 czasu nepalskiego. Było to nie tylko pierwsze zimowe wejście na Everest, ale także na jakikolwiek ośmiotysięcznik. Ich sukces otworzył nową erę w himalaizmie i przyniósł Polakom światowe uznanie. W kolejnych latach Krzysztof Wielicki kontynuował zdobywanie ośmiotysięczników zimą, dokonując pierwszych zimowych wejść m.in. na Kanczendzongę i Lhotse. Leszek Cichy natomiast zapisał się jako pierwszy Polak, który zdobył Koronę Ziemi – najwyższe szczyty wszystkich kontynentów. Osiągnięcia tego duetu stały się symbolem determinacji i siły polskiego himalaizmu.

Leszek Cichy wspomina pierwsze w historii zimowe wejście na Mount Everest

Z Leszkiem Cichym rozmawiałem podczas 26. edycji Festiwalu Górskiego im. Andrzeja Zawady w Lądku-Zdroju. Słynny himalaista brał udział w spotkaniu upamiętniającym nieżyjącego już Marka Janasa – zdobywcę Gaszerbrum II.

NG.pl Jak będzie Pan wspominał Marka Janasa?

Leszek Cichy: To była osobowość. Miał do siebie ogromny dystans. Nie był gadatliwy, za to bardzo błyskotliwy. Potrafił celną uwagą sprowadzić kogoś na ziemię lub zmienić tok myślenia całej grupy. Jego wypowiedzi zawsze były w punkt, choć to nie powinno dziwić, bo przecież był naukowcem. Może na pierwszy rzut oka nie sprawiał takiego wrażenia, ale był prawdziwą duszą towarzystwa.

Takie osoby są pewnie na wagę złota podczas wypraw wysokogórskich.

Zdecydowanie tak. Wyprawy trwają nawet 2–3 miesiące. W tym czasie przebywasz w zamkniętej grupie i jest trochę tak jak na statku. Zdarzają się różne sytuacje, także stresowe. Bardzo cenię sobie osoby nieagresywne, które nie tłumią emocji i potrafią rozładować je w bezpieczny sposób. Marek taki był. Swoimi spostrzeżeniami i dystansem wnosił bardzo wiele.

Polskich himalaistów jest wielu, jednak do dziś przetrwała pamięć tylko o kilku nazwiskach z lat 70. i 80. Kogo jeszcze oprócz Marka Janasa warto przypomnieć?

Myślę, że dobrze byłoby sięgnąć do zestawienia polskich wspinaczy, którzy zdobyli przynajmniej jeden ośmiotysięcznik. Ta lista powstała jakieś 10–15 lat temu i już wtedy było nas około 200. Oczywiście nie wszyscy z tego grona mogą pochwalić się szczególnymi sukcesami, na przykład wytyczaniem nowych tras, ale widać, że kilkadziesiąt lat temu mieliśmy bazę. Dziś tego brakuje.

Skoro mówimy o szczególnych sukcesach, nie mogę nie nawiązać do Pana pierwszego w historii wejścia na Mount Everest zimą. Jak takie doświadczenie zmienia spojrzenie na góry?

Na pewno lepiej zna się swój organizm. Potem wiedziałem już, jak radzę sobie na takich wysokościach z ograniczonym dostępem do tlenu. To na pewno daje dużą pewność siebie. Kilka lat później wchodziłem z Przemkiem Piaseckim na inny ośmiotysięcznik – Yalung Kang – bez tlenu. Wiedziałem, że się uda.

Czy coś jeszcze się zmieniło? Ludzie różnie reagują na sukces. To oczywiście dotyczy nie tylko himalaistów. Wydaje mi się, że my z Krzysztofem uniknęliśmy tzw. wody sodowej. W latach 80. nie było taryfy ulgowej. My też cieszyliśmy się, kiedy zdobyliśmy w sklepie na przykład banany. Wtedy to był rarytas.

Spotkałem się z opiniami himalaistów, według których Mount Everest nie ma do zaoferowania nic poza wysokością. Dach Świata rzeczywiście jest brzydki?

Podczas wspinaczki Mount Everest rzeczywiście nie wygląda efektownie, ponieważ od strony Nepalu ukazuje się dopiero w ostatniej chwili. Cztery lat temu miałem okazję oglądać szczyt od strony Tybetu i to było zupełnie inne doświadczenie. Nawet z odległości kilkudziesięciu kilometrów można było poczuć, że Mount Everest to nie tylko największa góra świata, ale też najpiękniejsza.

Czy po zdobyciu takiego szczytu jest przestrzeń na odpoczynek i refleksję, czy zmęczenie na to nie pozwala?

Każdy, kto wchodzi na ośmiotysięcznik, powinien mieć większe doświadczenie wysokogórskie. Ja zdobyłem Mount Everest w bardzo młodym wieku, bo miałem tylko 29 lat, ale wspinałem się już od dekady. Zanim dotarłem do Karakorum, pierwsze nauki pobierałem w Tatrach i już wtedy uczulano nas, żeby nie gratulować sobie na szczycie, tylko dopiero w schronisku. Przenieśliśmy tę zasadę w Himalaje. Wstrzymywaliśmy się z entuzjazmem aż do zakończenia wyprawy.

Bywało, że przy zejściach dochodziło do wypadków. Najczęściej były spowodowane bardzo złymi warunkami pogodowymi. Prognozy były wtedy bardzo niedokładne. My w ogóle robiliśmy dużo rzeczy, których dziś himalaiści się nie podejmują. Jedną z najwspanialszych dróg jest południowa ściana K2 – droga zrobiona przez Jurka Kukuczkę i Tadzia Piotrowskiego. Nigdy nie została powtórzona.

Wyprawy Pana i pańskich kolegów śledziła cała Polska. Dziś w Himalaje, a nawet na Mount Everest można wybrać się z biurem podróży. Co Pan o tym myśli?

Cóż, taka jest kolej rzeczy i nie mogę się temu przeciwstawiać. Zwróćmy jednak uwagę na różnice między chodziarzami wysokogórskimi a wspinaczami i himalaistami. Chodziarzem wysokogórskim jest na przykład Magdalena Gorzkowska. Ona wie, że tak ją nazywam i nie ma z tym problemu. Przed nieudaną wyprawą na K2 udzieliłem jej nawet kilku rad i tłumaczyłem, jak trudna jest to góra.

My się wspinaliśmy, odkrywaliśmy Himalaje, robiliśmy zupełnie nowe drogi, a dziś wiele osób wybiera najprostsze możliwe trasy. To też jest zasadnicza różnica.

45-lecie zimowego triumfu na Dachu Świata

Aby uczcić 45-lecie pierwszego zimowego wejścia na Mount Everest, Fundacja Himalaizmu Polskiego im. Andrzeja Zawady zaprasza na wyjątkowe wydarzenie, które odbędzie się 17 lutego 2025 roku w Centrum Olimpijskim w Warszawie. Czeka nas niezapomniana okazja do podróży w czasie i poznania kulis jednego z najważniejszych momentów w dziejach światowego himalaizmu. Jubileuszowa uroczystość zgromadzi uczestników przełomowej ekspedycji, którzy podzielą się swoimi wspomnieniami. Poza Krzysztofem Wielickim i Leszkiem Cichym, „lodowych wojowników” będą reprezentować Maciej Pawlikowski, Ryszard Gajewski, Aleksander Lwow, Walenty Fiut oraz Jan Holnicki-Szulc. Wydarzenie poprowadzi Jacek Żakowski.

Bilety do kupienia TUTAJ.

Każdy, kto kupi bilet, otrzyma również książkę Andrzeja Zawady zatytułowaną „Mount Everest”. Niezwykła relacja oczami kierownika wyprawy pozwala czytelnikom zanurzyć się w atmosferze tamtych dni. Pełna emocji i napięcia opowieść zawiera niezapomniane chwile, takie jak triumfalny meldunek Leszka Cichego: „Zgadnijcie, gdzie jesteśmy?”, który idealnie oddaje atmosferę radości i napięcia historycznej dziś daty.

Reklama

Partnerami obchodów są Polski Związek Alpinizmu, LENS – Centrum Diagnostyki i Mikrochirurgii Oka oraz Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie. Organizatorem uroczystości jest Fundacja Himalaizmu Polskiego im. Andrzeja Zawady. Wydarzeniu patronuje National Geographic Polska.

Reklama
Reklama
Reklama