Okrzyknięto go nowym Robinsonem Crusoe! Twierdzi, że dryfował na oceanie ponad rok
Poławiacza rekinów z Salwadoru odnaleziono po drugiej stronie Pacyfiku. Skąd się tam wziął? Co stało się z jego towarzyszem? Czy to możliwe, że przetrwał kilkanaście miesięcy na oceanie? Szukamy odpowiedzi.
1 z 13
Forum_2014-02-04
Dzień jak co dzień
Druga połowa grudnia 2012 r. U wybrzeży Meksyku poławiacz rekinów José Alvarenga, lat 36, szykuje się do wypłynięcia w morze. Na pokład 7-metrowej łódki zabiera chłopaka o imieniu Ezechiel. Rejs ma potrwać kilkanaście godzin. W rzeczywistości będzie trwał ponad rok.
Kiedy rybacy znajdują się kilkanaście mil od lądu, zrywa się sztorm. Silny wiatr porywa łódkę i wyrzuca na pełny ocean. Aby nie dopuścić do jej zatonięcia, mężczyźni wyrzucają za burtę kilogramy złowionych ryb. Już wkrótce tego pożałują. Gdy zaczną dryfować na Pacyfiku, w oczy zajrzy im głód.
Fot. Forum
2 z 13
shutterstock_64559572
Nowy początek
Fale roztrzaskują silnik i uszkadzają ster. Powrót jest niemożliwy. Oddalają się od kontynentu amerykańskiego, prądy oceaniczne niosą rybaków w kierunku Indonezji. Mężczyźni nie zdają sobie z tego sprawy. Już dawno zgubili kierunki świata, stracili orientację. Nie mają map ani sprzętu do nawigacji. Jedno wiedzą na pewno: znajdują się z dala od uczęszczanych szlaków morskich, ponieważ od wielu dni nie widzieli żadnego statku.
Nad głowami rozbitków przelatują samoloty pasażerskie. Jest przecież XXI w. Rybacy patrzą w niebo. Widzą białe smugi zostawiane przez maszyny. Machają bezradnie rękami. Nikt ich nie zobaczy z takiej odległości. Mija drugi tydzień od momentu, kiedy sztorm porwał łódź. Zaczyna się rok 2013. Dla rybaków uwięzionych pośrodku oceanu to jest bardzo smutny Nowy Rok.
Fot. Shutterstock
3 z 13
shutterstock_1278255
Ocean Spokojny
Słońce praży nieubłaganie. Mężczyźni osłaniają się płachtą materiału, by uniknąć poparzeń i udaru. Deszcz pada rzadko. Z desperacji piją własny mocz. Zaczynają żywić się żółwiami. Te gady dość łatwo wyłowić z wody. Ich krew choć trochę zaspokaja pragnienie. José nożem wydrapuje mięso ze skorupy, czyszcząc ją co do włókienka. Uczy się też łapać latające nisko ptaki. Do polowania używa wiosła albo, gdy siadają na burcie, chwyta je gołymi rękami. Jego kompan Ezechiel brzydzi się surowizną z albatrosa. José siłą wpycha mu mięso do ust. Chłopak ma jeść bez względu na smak i zapach, inaczej umrze z głodu.
Jak okiem sięgnąć tylko bezmiar Oceanu Spokojnego. Nomen omen, ocean jest spokojny przez większość czasu. Ten monotonny bezruch staje się okrutną torturą. Każdy dzień jest podobny do poprzedniego jak dwie krople wody. Trwanie na łódce staje się nie do zniesienia. Panuje posępne milczenie. Rozbitkowie rzadko rozmawiają. Brakuje im śliny w ustach. Zamykają się w sobie. Każdy z nich spędza długie godziny, wlepiając mętny wzrok w jakiś punkt na horyzoncie albo tępo gapiąc się w kąt łodzi. Wzajemne towarzystwo czasem wydaje się przekleństwem – trzeba patrzeć na cierpienie drugiej osoby, znosić jej obecność, a nawet drżeć ze strachu, czy z pomieszania zmysłów nie zechce się targnąć na życie swego towarzysza niedoli.
Fot. Shutterstock
4 z 13
shutterstock_315897824
Samotność?
W czwartym miesiącu dryfowania umiera Ezechiel. Ile miał lat, gdy skonał? Co do tego nie ma zgodności – może 24, a może tylko 15? Po jego śmierci José przez kolejne cztery dni jest zdruzgotany. Do tego stopnia, że chce popełnić samobójstwo. Powstrzymują go jednak instynkt i sumienie. Nie chce umierać i boi się bólu umierania. Myśli o swojej 14-letniej córce. Czy ma ją osierocić? José modli się. Zawsze był religijny. Wierzy, że Opatrzność nad nim czuwa. Czasem w środku nocy, gdy niebo jest rozgwieżdżone, a księżyc dochodzi pełni, krzyczy i lamentuje. Ma nadzieję, że usłyszy go sam Bóg.
Fot. Shutterstock
5 z 13
000_Hkg9436309
Do brzegu!
Jest 31 stycznia 2014 r. Mieszkańcy atolu Ebon leżącego w archipelagu Wysp Marshalla znajdują na plaży człowieka z brodą i długimi włosami. Wzywa pomocy w nieznanym w tych rejonach języku hiszpańskim. Wyspiarze pomagają mu wstać i dają mu zaspokoić pragnienie wodą mineralną z plastikowej butelki.
Mężczyzna z trudem się porusza. Twierdzi, że spędził 13 miesięcy, dryfując na otwartym oceanie. A może nawet 16 miesięcy? Nie jest pewny, ile czasu minęło. Opowiada, że wypłynął z Meksyku pod koniec 2012 r.
Fot. AFP/East News
6 z 13
000_Hkg9428980_2_V2
Podejrzane
Zanim trafi do szpitala, na gorąco rozmawia z ambasadorem amerykańskim na Wyspach Marshalla. Spotkanie trwa pół godziny.
– Trudno mi wyobrazić sobie kogoś, kto przetrwałby 13 miesięcy na oceanie – stwierdza Tom Armbruster, amerykański ambasador, zaraz po rozmowie z tajemniczym przybyszem. – Rozbitek nie jest wcale taki chudy. To budzi moje podejrzenia. Ponad rok na granicy śmierci głodowej, a wygląda na dość pulchnego. Dziwne – relacjonuje dziennikarzom. Być może jednak pozorna grubość José to opuchlizna spowodowana jakimś schorzeniem?
Fot. AFP/East News
7 z 13
pap_20140218_2CZ
Powrót
Uratowany zostaje przewieziony do miejscowego szpitala. Lekarze potwierdzają, że jest wycieńczony. Musiał spędzić na morzu dłuższy czas. Zdiagnozowano u niego wstręt do wody morskiej. Pacjent skarży się na bóle brzucha, ma niskie ciśnienie. Z powodu braku ruchu nabawił się problemów z kolanami. Lekarze dbają, aby wypoczywał. José Alvarenga powoli dochodzi do siebie. Po wypisaniu ze szpitala wraca do Salwadoru.
W domu córka rzuca mu się na szyję. Rodzice José są zaskoczeni widokiem syna, a jeszcze bardziej fotoreporterów. W pierwszych rozmowach przyznają, że nie widzieli syna od ośmiu lat. Aż nagle wrócił z całym tłumem dziennikarzy. Później jednak zmieniają wersję wydarzeń. Deklarują, że widzieli go, zanim wypłynął z Meksyku. Przeżywali jego zaginięcie.
8 z 13
000_Mvd6591162
Uśmiech rozbitka
Oto historia Robinsona Crusoe XXI wieku, piszą na początku 2014 r. media na świecie. Pokazują zdjęcie brodatego Salwadorczyka, który rzekomo spędził na oceanie ponad rok. Jeżeli tak – to pobił rekord przebywania na morzu samotnie. I wiele innych rekordów. Do tej pory znano przypadki rozbitków dryfujących na oceanie przez wiele tygodni, nawet kilka miesięcy. Gdy wreszcie ktoś ich uratował, byli ledwie żywi. Nowy Robinson przetrwał ponad rok i jeszcze się uśmiecha.
Fot. AFP/East News
9 z 13
000_Mvd6591160_V2
Co z Piętaszkiem
Co się stało z Ezechielem Cordobą, którego wiek trudno ustalić? Czy chłopak umarł śmiercią naturalną? Co z jego ciałem? A może José Alvarenga, zrozpaczony i głodny, dopuścił się aktu kanibalizmu? Zjadł swojego współtowarzysza? A jeśli zjadł – czy miał interes w tym, żeby wcześniej samemu go zamordować?
Istnieje prawdopodobieństwo popełnienia przestępstwa. Do akcji wkracza policja. Bada łódkę znalezioną niedaleko brzegu, gdzie wylądował Alvarenga. To na niej przepłynął (rzekomo) ponad 12 tys. km. Łódka jest w kiepskim stanie. Kryminalni nie znajdują na niej żadnych śladów zabójstwa. Biorą odciski palców. Ale ustalenie wersji wydarzeń – gdy przy życiu jest tylko jeden świadek i potencjalny oskarżony w tej samej osobie – jest trudne.
Fot. AFP/East News
10 z 13
shutterstock_204701560
Dochodzenie
- Bardzo przeżyłem jego śmierć. Rozpaczałem – zapewnia José. Twierdzi, że chłopak miał około dwudziestu lat. Umarł z głodu. Przestał przyjmować posiłki. José pytany wprost, czy żywił się mięsem współtowarzysza niedoli, wzdryga się, jakby poruszano temat wstrętny. Ale przecież znane są przypadki, jak choćby katastrofa samolotu w Andach w 1972 r., gdzie kanibalizm ratował życie ludzi. José Alvarenga, nawet jeśli jadł ciało Ezechiela, nie przyznaje się.
O los syna pytają jego rodzice. Już wynajęli adwokatów, którzy mają w sądach udowodnić winę Alvarengi. Ten według nich najprawdopodobniej zabił chłopaka, by go zjeść. Rodzina żąda miliona dolarów odszkodowania. – Ani sekundy nie myślałem o tym, aby zjeść mojego towarzysza – zapewnia rozpaczliwie rybak. – Miałbym nieczyste sumienie do końca życia – deklaruje. Ale swoją niewinność będzie musiał udowodnić przed sądem.
Fot. Shutterstock
11 z 13
shutterstock_339983426
Wątpliwości
W jego opowieści jest dużo dziur. Z drugiej strony ten prosty rybak posługujący się kilkuset słowami może mieć problemy z opowiedzeniem w sposób jasny o traumatycznych historiach. Czy zatem mówi prawdę? Czy zmyśla? A może tylko koloryzuje? W kwietniu 2014 r. José zostaje poddany testom na wykrywaczu kłamstw. Nic z nich nie wynika.
Opinia publiczna nadal jest podzielona w sprawie nowego Robinsona. Jedni wierzą w to, co mówi. Inni mają wątpliwości. – Mężczyzna nie potrafi podać wielu szczegółów. Brzmi niewiarygodnie i nie jestem w stanie uwierzyć w jego historię – tłumaczy Gee Bing, przedstawiciel władzy na wyspie Ebon, gdzie znaleziono rozbitka. Robinson początkowo nie wiedział, z jakiego portu wypłynął.
Amerykański ambasador po konsultacjach z lekarzami i drugim spotkaniu z Alvarengą ma uczucia ambiwalentne. – Jeżeli nawet moje pierwsze wrażenie było takie, że ten mężczyzna wygląda zbyt dobrze jak na rozbitka dryfującego rok po oceanie, to przecież mogłem się mylić. Zastanawiam się, skąd ten obywatel Salwadoru wziął się w naszym rejonie? Można przyjąć, że rzeczywiście wyrzucił go na brzeg ocean – mówi Armbruster.
Fot. Shutterstock
12 z 13
shutterstock_118917460
Rekordzista?
– To byłby rekord świata. Proszę sobie wyobrazić: dryfować ponad rok na oceanie! Myślę, że 99 osób na 100 nie dałoby sobie rady – komentuje całą sprawę Roman Paszke, jeden z najbardziej doświadczonych polskich żeglarzy. Historia wydaje mu się niesłychana, ale prawdopodobna. – To, że rozbitek nie jest chudy, o niczym nie świadczy. Nie wiemy, jak był gruby przed wyruszeniem w rejs. Może stracił 20 kilo? – zaznacza.
Czy samotne przetrwanie na oceanie jest w ogóle możliwe? José Alvarenga, jeśli wierzyć jego wersji wydarzeń, był pozbawiony kontaktu ze światem, nie miał żadnej wiedzy o surwiwalu. Zdawał się tylko na własny instynkt. W wywiadach powtarza, że uratował go cud i że jest za to wdzięczny Bogu. – Przez cały ten czas nie widziałem lądu. Tylko ocean i ocean. Najczęściej płaski. Wysokie fale były tylko kilka razy. Wiedziałem, że każdego dnia mogę umrzeć. Ale nie bałem się. Czułem, że Bóg ma mnie w swej opiece – opowiada w rozmowie z Guardianem. I dodaje: – Po śmierci Ezechiela straciłem nerwy. Chciałem się zabić. Byłem już zupełnie zdecydowany, ale cofnąłem się przed samobójstwem.
Fot. Shutterstock
13 z 13
Bez tytuługij
Cała prawda
José Alvarenga czuje się teraz w miarę dobrze. Narzeka jednak na biedę. Porzucił pracę rybaka, jest bezrobotny. Mieszka w rodzinnym Garita Palmera w Salwadorze, pod opieką rodziny i przyjaciół. To oni go karmią, ubierają i podnoszą na duchu. Mężczyzna zgolił włosy i brodę. Wygląda inaczej niż w dniu, gdy zarośnięty został odnaleziony na Wyspach Marshalla.
Prawdę na temat José Alvarengi chce ujawnić Jonathan Franklin, znany brytyjski reporter, który zasłynął książką 33 Men (33 mężczyzn). Opisał w niej los górników uwięzionych przez 69 dni w chilijskiej kopalni w 2010 r. Książka stała się bestsellerem, została przetłumaczona na 19 języków. Franklin napisał nową książkę "438 days (438 dni)" – o człowieku, który przetrwał, według jego autorskich ustaleń, 14 miesięcy, dryfując 9 tys. km.
Czy zatem Salwadorczyk rzeczywiście dryfował ponad rok na Oceanie Spokojnym? Tu należy postawić znak zapytania.