Polacy wyznaczyli nową trasę w Himalajach. Wielki sukces naszych rodaków przyćmiła tragedia
Polski zespół wspinaczy, w składzie Maciej Kimel, Michał Król i Mariusz Madej, dokonał niezwykłego wyczynu. Himalaistom udało się wytyczyć nową trasę na Kyajo Ri w dolinie Khumbu w Nepalu.
W tym artykule:
Polscy wspinacze – Maciej Kimel, Michał Król i Mariusz Madej – zdobyli Kyajo Ri (6187 m n.p.m.) w Nepalu, wytyczając nową drogę o nazwie „Butterfly Effect” na północno-wschodniej ścianie tej góry. Zespół wspinał się w stylu alpejskim przez cztery dni, bez poręczowania drogi.
Polska trasa w Himalajach
Z relacji zamieszczonej na stronie Polskiego Himalizmu Sportowego dowiadujemy się, że przez kolejne pięć dni wspinacze poświęcili czas na aklimatyzację, dochodząc na wysokość 5600 m. Początkowy plan zakładał zejście do Machermo po zakończeniu adaptacji, ale plany pokrzyżowała pogoda. – Okno pogodowe miało trwać krótko, a zbliżające się załamanie pogody zmusiło nas do natychmiastowej decyzji o rozpoczęciu akcji górskiej – wspominają.
Michał Król, Maciej Kimel i Mariusz Madej rozpoczęli wspinaczkę na północno-wschodniej, ponad kilometrowej ścianie Kyajo Ri 31 października, tuż przed godziną 6:00 rano. Od samego początku planowali działać w stylu alpejskim, czyli bez zakładania poręczówek ani użycia technik hakowych. Pierwszego dnia pokonali 500 metrów wysokości, zmagając się z wymagającymi wyciągami zarówno mikstowymi, jak i klasycznymi.
– Ściana od samego początku jest dosyć pionowa. Wiedzieliśmy że jedyne miejsce biwakowe – względnie wygodne – znajduje się na wysokości około 5600 m – taki był też cel tego dnia. Po pokonaniu 15 wyciągów o godzinie 17:45 meldujemy się na półce biwakowej. Skromnej wielkości półka nie pozwala jednak na komfortowy biwak, a jedynie na kilka godzin przerywanego snu. Rano po szybkim topnieniu śniegu kontynuujemy naszą linię – opisują.
I dodają: – Na początku wspinaliśmy się w słabych śniegach, by po chwili dotrzeć do ściany centralnej, która oferuje świetne wspinanie w dobrej jakościowo, pionowej skale. Pomimo znacznych trudności wspinanie idzie nam sprawnie i po pokonaniu 14 wyciągów znajdujemy się na komfortowej półce na wysokości 5900 m. Kolejny nocleg, śpimy w samych śpiworach bez płacht i namiotu. Rano czeka nas wejście na szczyt, od którego dzieli nas zaledwie 300 metrów. Na początku wchodzimy na wierzchołek wschodni myśląc że wejście na wierzchołek główny to czysta formalność – jednak nic bardziej mylnego! Grań pomiędzy wschodnim i głównym wierzchołkiem jest bardzo poszarpana i wymaga wspinania.
Na szycie polski zespół zameldował się o godz. 10:30 czasu nepalskiego. Jak sami podkreślają, widoki, jakie spotkały ich na szczycie wynagrodziły wszelkie trudy.
– Zdajemy sobie sprawę, że zejście ze szczytu to nie lada wyzwanie. Tak też się okazało i po zrobieniu 5 zjazdów w bardzo kruchym terenie i zejściu kilkuset metrów na lotnej asekuracji zakładamy biwak na wysokości 5700 m. Rano zrywamy się skoro świt wiedząc, że to nasz ostatni dzień dobrej pogody – wykonujemy kolejne 8 zjazdów w skomplikowanym labiryncie skalnych mnichów, by dotrzeć do lodowca, którym kontynuujemy zejście w stronę ABC. Po osiągnięciu wylotu lodowca wykonujemy jeszcze jeden zjazd, by dostać się do dna doliny. Do ABC docieramy około południa – skrajnie zmęczeni, odwodnieni, ale szczęśliwi. Po kilku następnych godzinach docieramy do wioski Machermo. Przebieg naszej drogi nie narusza integralności drogi rosyjskiej. Po przeanalizowaniu opracowań uznaliśmy, że będziemy wspinać się dziewiczym terenem nieopodal ich linii. W jednym miejscu nasze linie się przecięły na wysokości 5700 m – podkreślają.
Okazuje się, że nazwa drogi nie jest przypadkowa. „Butterfly Effect” ma nawiązywać do „przewrotności przygotowań zespołu do wyjazdu”.
W tle wielka tragedia
Niestety, radosne wieści z Nepalu przykryła ogromna tragedia. W środę, 30 października Słowak Ondrej Huserka wraz z Czechem Markiem Holeckiem zdobyli dziewiczą wschodnią ścianę nepalskiej góry Langtang Lirung (7227 m.n.p.m.). Podczas zejścia pierwszy z nich wpadł w szczelinę, a jego partner nie był w stanie go wydobyć. Ze względu na trudne warunki, mimo wezwania pomocy, 34-latka nie udało się uratować.
– W jednej chwili wszystko czym żyliśmy przestaje mieć sens. Radość zmienia się w smutek, ekscytacja w przygnębienie i złość. Niestety, góry czasami zabierają nam bliskich bez jakichkolwiek znaków ostrzegawczych. Wierzymy, że spoglądasz na nas z lepszego miejsca i to właśnie tobie chcemy zadedykować nasze przejście – zaznaczył polski zespół wspinaczy.
Źródła: Polski Himalaizm Sportowy/Facebook; archiwum prywatne.