Reklama

W ostępy z końmi lub psami

Reklama

Najpierw jednak gra wstępna – codzienne zajęcia z koniem i dyżury w stajni, a potem jazda po ośnieżonych trasach, nauka powożenia sań, kuligi z ogniskami i wypady z nartami na okoliczne stoki. Najmocniejszych wrażeń dostarczają jednak rajdy gwiaździste, kiedy w siodle siedzi się po kilka godzin. Można zorganizować nawet kilkudniowy rajd z namiotami.
– Zimą konie czują się jeszcze lepiej niż latem i akceptują nawet bardzo niskie temperatury – przekonuje gospodarz Władysław Tomkiewicz. Gorzej z ludźmi. Przy temperaturze – 25OC trudno wytrzymać w siodle dłużej niż kwadrans. Po krótkiej jeździe trzeba ogrzać się przy ognisku, wypić łyk gorącej herbaty. Bez cierpień na dłuższe przejażdżki można się wybierać, gdy temperatura nie jest mniejsza niż – 10OC. Same opady śniegu tylko dodają przygodzie uroku. Jest jak w baśni, jak w Narnii – dodaje gospodyni, pani Bożena.
Niewielkie wzrostem, ale z mocnym sercem i charakterem, konie huculskie mają wrodzoną zdolność pokonywania naturalnych przeszkód. W czasie zadymki śnieżnej kładą się i spokojnie oczekują na przejaśnienie, a zanim wejdą na drewnianą kładkę przerzuconą przez potok, sprawdzają ją, uderzając kopytem. Są niezwykle odporne na trudne warunki atmosferyczne, zwłaszcza mróz. Zimowe rajdy konne można zorganizować, wynajmując konie wraz z przewodnikiem- instruktorem w stajni Gładyszów w Beskidzie Niskim i w Regietowie. Łagodne zbocza do 1000 m n.p.m. zapraszają do wędrówki w dzikość bukowych lasów i do spotkania z jeleniem, sarną, wilkiem.
Zimą, niepowtarzalny klimat polskiej wsi znajdziemy w pomorskiej Stajni Iskra w Sztumskim Polu, 15 km od Malborka. Wypady w siodle w urzekający spokojem teren to nie tylko obcowanie z oswojonym zwierzem, ale przywilej podpatrywania tych dzikich, które zimą w poszukiwaniu żywności same zbliżają się do domostw. Warto wybrać się na kilkugodzinną przejażdżkę przez głęboki las na Wały Wiślane i nad Stary Nogat. Jeszcze dalej na wschód, na skutym jeziorze Sartai na Litwie, od prawie 200 lat, odbywają się zawody jeździeckie i niezmiennie przyciągają dziesiątki tysięcy widzów.


Ski-skiring i skiring, czyli jazdę na nartach za koniem, najlepiej opanowali górale. Ci z Podhala trzymają konie wyłącznie pod skiring, wyścig kumoterek i parady gazdowskie. Z niecierpliwością wyczekują początku sezonu i kolejnych zawodów – a te trwają od połowy stycznia przez sześć tygodni. Małgosi Skupień nikt nie dogoni! Od lat z zapasem wygrywa z kobietami i ze wszystkimi chłopami! Miłośniczka koni z Poronina jest cenionym hodowcą i ma własny pensjonat. Górale górą, niemniej każdy może spróbować swych sił w skiringu. Potrzebne będą zwykłe narty zjazdowe i bardziej niezwykła współpraca z koniem. Ćwiczenia czynią mistrza, czyli rzecz jest dla cierpliwych. Górski Pałacyk w Zakopanem-Kościelisku to adres, pod który powinni zgłosić się ci, co chcą spróbować skiringu, ale także skijoringu, czyli nart za psim zaprzęgiem, snowraftingu – zjazdu pontonami po łagodnym stoku lub spod progu skoczni narciarskiej i hałaśliwego safari na skuterach śnieżnych.
Kto nie czytał o psich zaprzęgach w powieściach Jacka Londona, w długie jesienne wieczory powinien nadrobić zaległości – by złapać smak podróży w bezkresnych przestrzeniach dalekiej północy i zrozumieć sens jazdy bez trzymanki w polskich ostępach dzikiej natury.
Przed startem psy wpadają w amok. Skaczą, szarpią linami i wyją, a echo niesie ich głosy po lesie. Trzeba mocno przytrzymać sanie, by udało się odpiąć trzymającą je linę. Udało się! Zaprzęg momentalnie nabiera prędkości dochodzącej do 40 km/h, co na leśnych wertepach jest szybkością naprawdę zawrotną – z przejęciem opowiada maszer Krzysztof Nowakowski. – Psy biegną tak 2–3 km, potem przechodzą w kłus, ale nie na długo. Stado kilkunastu jeleni flegmatycznie przekracza drogę przed zaprzęgiem. Psy nie pójdą jednak ich tropem, pobiegną prosto drogą, są tego nauczone. Takie sytuacje będą się powtarzać nie raz.
Od lat hodowcy psów ras północnych i towarzyszące im kluby wabią na pokuszenie niezwykłą przygodą. Najlepsze warunki znajdziemy w Bieszczadach, a także w Beskidach, Sudetach, w Pusz-czy Noteckiej, Borach Tucholskich i północno-wschodniej Polsce. Wyprawy maszerskie odbywają się w małych grupach, najczęściej w zaprzęgu jest tylko jedna osoba i maszer-przewodnik. Z czasem można nauczyć się powozić i nie muszę przekonywać, że takie prawo jazdy daje ogromną frajdę. Startujemy wcześnie rano i jazda z przerwami na posiłki trwa przez cały dzień. Przy dobrej pogodzie możemy w weekend pokonać i 100 km. Śnieżny piknik – wieczorem rozbijamy namiot, gotujemy strawę i herbatę ze śniegu. Ciepłe śpiwory dają komfort, a odgłosy lasu i rozmowy psów zapalają światło londonowskiej poniewierki.

Reklama

Tekst: Marek Tomalik, www.australia-przygoda.com

Reklama
Reklama
Reklama