Pomagam durniom
Z Tomaszem Morawskim, konsulem honorowym RP w Ekwadorze rozmawia Paulina Szczucińska

Wyrok: 8–14 lat. W ekwadorskich więzieniach każdy osadzony ma broń: pistolety, maczety, noże. W nocy strażnicy w obawie o życie nie wchodzą do budynku. Wydostać się z tego piekła nie jest łatwo, sądy są opieszałe i trzeba walczyć z przerośniętą biurokracją. Tomasz Morawski prowadzi działalność, która może wydać się kontrowersyjna. Pomógł ponad 20 oskarżonym o przemyt kokainy Polakom zamkniętym w ekwadorskich więzieniach. Własny czas i pieniądze poświęca „mułom”, zagubionym młodym ludziom z polskich miasteczek, którzy zrobiliby wszystko za obietnicę podróży spod budki z piwem na piaszczyste plaże Ameryki Południowej. Zwerbowani przez mafię i nie do końca świadomi zagrożenia mają wykonać tylko jedno polecenie: przed wejściem do samolotu połknąć kilkadziesiąt plastikowych, wypełnionych kokainą woreczków wielkości dużych winogron.
NGT: Nigdy nie miał Pan wątpliwości?
Tomasz Morawski: Setki razy miałem. Jednak ja pomagam durniom, a nie bandytom. Bandyci powinni siedzieć. A jeśli biedny chłopak z małego miasteczka ulega pokusie łatwego zarobienia 3–4 tys. dolarów i z głupoty szuka przygody? Jak mu nie pomóc?
NGT: Kiedy wątpliwości znikają?
TM: Gdy spędzam z kimś więcej czasu i go poznaję, traci anonimowość. Pod więziennym numerem odkrywam człowieka. Każdy po paru takich wizytach zaczyna pomagać.
NGT: Nie każdemu się chce.
TM: Mnie też się nie chce. Ale potem myślę, że byłbym świnią, gdybym nie poszedł i nie pomógł.
NGT: Jest Pan znany, może Panu łatwiej.
TM: To przez przypadek. Nasza akcja zbiegła się w czasie z programem Cela Edwarda Miszczaka w TVN. Współpraca z polskimi MSZ i policją zawsze układała się bardzo dobrze – wykładają ogromne pieniądze na deportację zawsze, kiedy ich o to poproszę. Jednak najlepiej pomaga się, gdy nie towarzyszy temu kamera. Filmowanie zabija bezinteresowność. Znam wielu ludzi, którzy poświęcają więźniom mnóstwo czasu, a świat o nich nie słyszał. Bezimienne pomaganie budzi bardzo pozytywne uczucia.
NGT: Ale rozpoznawalność chyba nie przeszkadza?
TM: Jest mi łatwiej, bo więcej mogę osiągnąć, widoczne efekty pracy dają mi poczucie, że wysiłki nie idą na marne. To oczywiście przynosi zadowolenie – jak każdy mam ego i lubię być głaskany po główce. Wtedy wyraźnie czuję, że brak anonimowości się opłaca.
NGT: Pan się lubi z kamerą?
TM: Właśnie planujemy paradokumentalny film fabularny o ekwadorskim więzieniu, reżyserować go będzie Krystian Lupa. Obsada jest bardzo dziwna. Na ekranie pojawi się tylko jeden aktor. Przed kamerą wystąpią ekwadorscy więźniowie, którzy będą grali siebie w swoim świecie. Spodziewam się mocnych wrażeń. W kwietniu rozpocznie się wstępna prezentacja projektu, produkcja rusza w przyszłym roku.
NGT: Czy taki film coś zmieni?
TM: Już zmienił. Gdy władze Ekwadoru się dowiedziały, że będziemy kręcić film, w tamtejszych więzieniach natychmiast poprawiły się warunki życia. Pojawiły się na przykład materace dla osadzonych – do tej pory dobro luksusowe, o które trzeba było walczyć.
NGT: Na co dzień styka się Pan ze światem przestępczym. Były jakieś groźby?
TM: Tak. Mam obstawę policji przed domem i konsulatem. Ale się nie boję. Płotki nie strzelą mi w głowę, bo noszę im jedzenie do więzienia. Duzi też mi w głowę nie strzelą, bo po prostu im mówię: nie chcę was tu widzieć, macie stąd wyjechać i nie pokazywać mi się na oczy. W Ekwadorze prestiż urzędnika, konsula jest dużo większy niż w Polsce.
NGT: Kim jest Konsul Honorowy RP?
TM: To jest człowiek, który na obczyźnie postanawia służyć obywatelom Polski. Konsul honorowy nie bierze wynagrodzenia. Pomoc finansuję z własnej kieszeni. Przekazuję więźniom pieniądze na życie, kupuję paczki, załatwiam dla nich różne sprawy. Oczywiście jest to dla mnie spory wysiłek finansowy. Ale brak mocodawcy daje mi też wolność – mogę według uznania dysponować swoimi dochodami i czasem. Przed konsulem honorowym nie ma kariery ambasadora, o którą musiałby zabiegać. Jednak do tego stanowiska też bywa ostra konkurencja.
NGT: Dlaczego?
TM: Można je wykorzystywać na różne sposoby. Dla niektórych takie stanowisko jest metodą na zbijanie kokosów. Pieniądze zdobywa się, biorąc prowizje z pośrednictwa w handlu, na wprowadzaniu produktów promujących na przykład przemysł ojczysty. Branże mogą być różne, jednak ja bym się w handel bronią nie mieszał, bo to śliski biznes jest. Jednak nadal uważam, że główną rolą konsula honorowego jest praca społeczna.
NGT: To skąd czerpie Pan pieniądze na działalność charytatywną w więzieniach?
TM: Jestem inżynierem naftowym, mam dobrze prosperującą firmę, prowadzę inspekcje ropociągów i właśnie cieszę się na rozpoczęcie współpracy z polskimi firmami z tej branży.
NGT: Przemysł naftowy w środku dżungli? A ekologia?
TM: Ależ ja działam ekologicznie. Pilnuję, żeby rurociągi były szczelne i ropa nie zalała tej różnorodności małp i papug.
NGT: Prowadzi Pan bogate życie...
TM: Rzeczywiście dużo ciekawych osób się przez nie przewinęło. Ale nigdy nic nie działo się bez powodu, wszystko miało polski akcent. Na przykład Meg Ryan i Russella Crowe’a poznałem, gdy w Ekwadorze kręcili Dowód życia (Proof of life, 2000), do którego zdjęcia robił Sławomir Idziak. Chwała Bogu, że mam kontakt z tyloma ludźmi, przynajmniej się człowiek nie nudzi. Teraz kręcimy u mnie w domu film o misjonarzach-wolontariuszach opiekujących się 200 dziećmi adoptowanymi na odległość (gdy przybrani rodzice przysyłają pieniądze na wychowanie maluchów). Z kolei w konsulacie pomaga mi Kubańczyk. Opowiada niezwykłe rzeczy o skutkach rewolucji, która dała efekty całkowicie odwrotne do zamierzonych. Na Kubie młodych ludzie opanowała mania posiadania przedmiotów, stali się bezmyślnymi konsumpcjonistami.
NGT: To dwa różne światy.
TM: Tak. Tu wolontariusze z różnych stron kapitalistycznego świata podcierają tyłki biednym indiańskim dzieciom, a tam Kubańczyk z socjalistycznej wyspy walczy o nowe reeboki. Do czego doprowadziła ta rewolucja?
NGT: Część roku spędza Pan w Ekwadorze, a część w Polsce. Czym się Pan zajmuje tutaj?
TM: Spotykam się z wieloma ludźmi, organizuję wymiany młodzieży między uczelniami i współpracę miast moich krajów. Mam też syna, który studiuje w Polsce.
NGT: Dlaczego wybrał Pan Ekwador?
TM: W latach 70., gdy studiowałem na AGH, mój fiński kolega z uczelni zaproponował wyjazd do Ekwadoru. Gdyby był z USA, władze na pewno nie dałyby mi paszportu. Lecz on był z Finlandii, a wtedy nasz rząd zabiegał o względy tego półsocjalizującego kraju – chodziło o zdobycie kontraktu na sprzedaż węgla Finom. Jako że kolega był właśnie specjalistą od kupowania węgla, władze nie chciały psuć sobie wizerunku i przychylnie spojrzały na wystawione mi zaproszenie. Popłynąłem statkiem handlowym, bo nie miałem pieniędzy na bilet lotniczy. Po kilku miesiącach dowiedziałem się, że wyrzucili mnie z uczelni.
NGT: I trafił Pan do dżungli.
TM: Dżungla mnie zafascynowała. Mówiłem w pięciu językach, więc zatrudniono mnie jako przewodnika. A ja o dżungli nie miałem bladego pojęcia! Jednak za nic nie chciałem się do tego przyznać i opowiadałem ludziom zmyślone, mrożące krew w żyłach historie o nieistniejących zwierzętach. Wszyscy mi wierzyli. Metoda jest prosta – trzeba ludzi przestraszyć, wtedy uwierzą we wszystko.
NGT: Znając tę zasadę, łatwiej Panu uwierzyć w niewinność przemytników-durniów?
TM: Tak. Ale to zabieg w naszym świecie stosowany powszechnie. Poza tym ludzie kochają kogoś, kto najpierw ich dobrze przestraszy, a potem uratuje. Dlatego dzieci tak uwielbiają spadające windy w Disney Worldzie.
NGT: A teraz jest Pan wybawcą?
TM: Staram się pomóc tam, gdzie można, ale wybawca – to zdecydowanie fałszywy obraz. Ludzie sobie pomagają, inaczej by nie przeżyli tu na emigracji, z dala od rodzin i bliskich. W Quito jest 80–90 Polaków, wszyscy się znamy, żyjemy w symbiozie. Jeździmy na grzyby, staramy się zachować polską tradycję.
ZAPISZ SIĘ NA NEWSLETTER
Pokazywanie elementu 1 z 1
Zobacz także
Nowoczesna technologia, która pomaga znaleźć czas na to, co ważne
Współpraca reklamowa
Polecane
Pokazywanie elementów od 1 do 4 z 20
Edukacja bez granic: Akademeia High School i sukces w globalnym świecie
Współpraca reklamowa
Madera: raj dla miłośników przyrody i aktywnego wypoczynku
Współpraca reklamowa
Kierunek: Włochy, Południowy Tyrol. Ależ to będzie przygoda!
Współpraca reklamowa
Komfort i styl? Te ubrania to idealny wybór na ferie zimowe
Współpraca reklamowa
Nowoczesna technologia, która pomaga znaleźć czas na to, co ważne
Współpraca reklamowa
Wielorazowa butelka na wodę, jaką najlepiej wybrać?
Współpraca reklamowa
Z dala od rutyny i obowiązków. Niezapomniany zimowy wypoczynek w dolinie Gastein
Współpraca reklamowa
Polacy planują w 2025 roku więcej podróży
Współpraca reklamowa
Podróż w stylu premium – EVA Air zaprasza na pokład Royal Laurel Class
Współpraca reklamowa
Chcesz czerpać więcej z egzotycznej podróży? To łatwiejsze, niż może się wydawać
Współpraca reklamowa
Portrety pełne emocji. Ty też możesz takie mieć!
Współpraca reklamowa