Imię i nazwisko: Amelia Earhart
Urodzona: 24 lipca 1897 r.
Zaginiona: 2 lipca 1937 r.

Reklama

Nazywana przez najbliższych „Meeley” lub „Millie”, Amelia Earhart nie była w dzieciństwie słodką dziewczynką. Ubrana w krótkie spodenki właziła na drzewa i polowała ze strzelbą na szczury. Z wypraw w okolicach swego rodzinnego domu w Atchinson w stanie Kansas przynosiła owady i żaby. Spędzała też czas na zabawie z młodszą o dwa lata i posłuszną jej rozkazom siostrą Grace Muriel „Pidge”. Kiedy Amelia miała siedem lat, zainspirowana roller coasterem widzianym podczas wycieczki do St. Louis, namówiła wujka, by przy szopie na narzędzia zbudował rampę. Zjechała po niej w skrzynce udającej sanki – wyszła z tego z podartym ubraniem, rozciętą wargą i pełnym ekscytacji okrzykiem: – Och, Pidge, to przypomina latanie! Trzy lata po tym wydarzeniu po raz pierwszy zobaczyła samolot. Było to na targach stanowych w Des Moines, gdzie ojciec Amelii, nawiasem mówiąc alkoholik, próbował namówić córki na krótki lot. Amelia spojrzała na rozklekotaną maszynę, po czym zapytała, czy mogą wrócić z siostrą na karuzelę. Jednak to nie zaniedbany dwupłatowiec miał w niej obudzić pasję latania.

Stało się to wiele lat później, podczas wizyty na targach lotniczych w Toronto, dokąd Amelia wybrała się z przyjaciółmi. Kiedy jeden z samolotów zapikował, dziewczyna poczuła, że coś w niej drgnęło. – Wtedy tego nie rozumiałam – mówiła później – ale wierzę, że mały czerwony samolot coś mi powiedział, kiedy przelatywał obok.

To „coś” wyklarowało się w grudniu 1920 r., gdy wzniosła się kilkaset stóp nad lotniskiem w Long Beach, dokąd zabrał ją ojciec. Wiedziała, że musi latać. Już kilka dni później wzięła pierwszą lekcję. Zmieniła swój image – ścięła włosy na krótko, by wyglądać jak inne kobiety-piloci. Nie wróciła na drugi rok studiów medycznych na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku.

Półtora roku później kupiła używany żółty dwupłatowiec „Kinner Airster”, który nazwała „Kanarkiem”. By zarobić na kosztowne hobby, imała się różnych zajęć – pracowała jako fotograf, kierowca ciężarówki wożącej żwir i stenograf w firmie telefonicznej. W październiku 1922 r. pobiła swój pierwszy lotniczy rekord – wzniosła się na 4300 m. Nie była jeszcze wtedy licencjonowanym pilotem – licencję Międzynarodowej Federacji Lotniczej otrzymała kilka miesięcy później, jako 16. kobieta na świecie.

Po dwóch latach dała się namówić matce na powrót na studia. Sprzedała samolot, kupiła żółty kabriolet i pojechała na uniwersytet. Ale życie studenckie nie dawało jej swobody, do której się przyzwyczaiła. Przeprowadziła się do Bostonu, tam uczyła angielskiego, później znalazła zatrudnienie w domu pomocy społecznej i była przedstawicielem handlowym firmy Kinner. W lokalnej prasie pisała artykuły promujące latanie i znajdowała czas, aby zasiadać za sterami. Tę odważną i atrakcyjną kobietę zapamiętała pewna osoba, której telefon na zawsze odmienił życie Earhart.

Kwiecień 1928 r.

Któregoś popołudnia Amelia słyszy w słuchawce telefonu zaskakujące pytanie: Czy chce być pierwszą kobietą, która przeleci nad Atlantykiem? Najpierw myśli, że to żart, ale po wysłuchaniu kapitana Hiltona Raileya, pilota i publicysty, odpowiada krótko: – Tak! Poprzednia kandydatka do tego wyczynu, córka amerykańskiego przemysłowca, wycofała się, uznając go za zbyt ryzykowny, zaoferowała jednak sponsorowanie całego projektu. Zasugerowała też, by znaleźć „odpowiednią dziewczynę”: fotogeniczną, dobrze wykształconą i skromną.

Earhart – jedna z niewielu kobiet-pilotów działających w regionie Bostonu, wydaje się spełniać te warunki: wysoka, szczupła, o chłopięcym wyglądzie, bezpretensjonalna i nikomu nieznana. Jest doskonałym żeńskim odpowiednikiem „Lucky Lindy’ego” – Charlesa Lindbergha, który rok wcześniej jako pierwszy człowiek w historii przeleciał samotnie nad Oceanem Atlantyckim.

W specjalnej komisji, która ma za zadanie wybrać „Lady Lindy”, zasiada George P. Putnam. Ten nowojorski publicysta, w przyszłości mąż Amelii Earhart, wydał już książkę Lindbergha, teraz chce wypromować pierwszą kobietę, która przeleci nad oceanem. Uważa, że nie będzie to trudne, zważywszy na „lotniczą manię”, jaka opanowała amerykański naród. Earhart pomyślnie przechodzi rozmowę kwalifikacyjną – dostaje szansę pokonania Atlantyku w towarzystwie pilota i mechanika.

17 czerwca 1928 r.

Samolot z trzema osobami na pokładzie startuje w Trepassey Harbor w Nowej Fundlandii. Wszystko przebiega zgodnie z planem i następnego dnia, po 20 godz. i 40 min lotu, trzysilnikowy „Friendship” ląduje w Burry Port na wybrzeżu Walii. Pod takim właśnie tytułem – 20 Hrs., 40 Min.: Our Flight in the Friendship – już pod koniec roku ukaże się pierwsza książka Earhart, będąca opisem wrażeń transatlantyckiego lotu. Mimo jej biernego udziału w tym wyczynie (– Byłam tylko bagażem, jak worek ziemniaków – powiedziała później) dziewczyna natychmiast staje się sławna. Po powrocie do Stanów Zjednoczonych jest witana uroczystą paradą w Nowym Jorku i przyjęciem w Białym Domu.

Amelia wykorzystuje sławę do walki o prawa kobiet. Wkrótce zostanie pierwszym prezesem organizacji The Ninety- Nines, zrzeszającej kobiety-pilotów. Kwestia równouprawnienia jest dla niej niezwykle ważna. Już w dzieciństwie zbierała wycinki z prasy mówiące o kobiecych sukcesach w typowo męskich (w tamtych czasach) dziedzinach: reżyserii, prawie, reklamie, zarządzaniu czy inżynierii mechanicznej.

1931 r.

Amelia, która nigdy nie była zainteresowana zamążpójściem, staje na ślubnym kobiercu. Jej wybrankiem jest Putnam, który sześciokrotnie prosił ją o rękę. Małżeństwo z publicystą niesie oczywiste korzyści (mąż zadba o jej karierę), ale też wywołuje obawy. Tuż przed ślubem wysłała do niego list, w którym pisała o swej potrzebie wolności i prosiła, by pozwolił jej odejść, gdyby „nie znaleźli razem szczęścia”. Rok po ślubie Putnam publikuje jej drugą książkę, autobiograficzną The Fun of It, i zabiera małżonkę w męczące, wielomiesięczne tournée po Stanach, podczas którego Amelia opowiada o swoich doświadczeniach lotniczych.

20 maja 1932 r.

Earhart staje przed wyzwaniem, do którego w tajemnicy przygotowywała się z pomocą męża. Poleci nad Atlantykiem, ale tym razem sama. Chce powtórzyć wyczyn Lindbergha i zamknąć usta tym, którzy kwestionują jej umiejętności pilota. Zamierza też udowodnić, że „kobiety są w stanie zrobić większość rzeczy, które robią mężczyźni”.

– Po prostu nie myślę o katastrofach – mówi tuż przed startem. W ciągu pięciu lat, jakie minęły od dokonania Lindbergha, 20 osób, w tym trzy panie, zginęło podczas próby pokonania oceanu. Na pokład zabiera poranne wydanie lokalnej gazety. Kiedy wyląduje w Paryżu, nagłówek potwierdzi datę wylotu z Ameryki. Żywioły jakby sprzysięgły się przeciwko kobiecie siedzącej za sterami jednosilnikowego „Lockheed Vega 5B”. Wieje silny północny wiatr, skrzydła pokrywają się skorupą lodu. Uciekając przed burzą i piorunami, obniża pułap i widzi pod sobą fale Atlantyku. Część urządzeń pokładowych nie działa, nie może określić swego położenia. Już wie, że nie doleci do Paryża. Na szczęście o świcie widzi wybrzeże Irlandii; ląduje na pastwisku w pobliżu Derry.

Sława Earhart staje się wręcz przytłaczająca. Dziewczyna jeździ po całej Europie, zbierając należne jej honory i nagrody. Swym wyczynem udowodniła, że już nie jest „Lady Lindy”, lecz samodzielnym pilotem. Nowy Jork wita ją uroczystą paradą. Amelia sugerowała wprawdzie, by pieniądze przeznaczone na tę efektowną imprezę przekazać na zasiłki dla bezrobotnych, ale Ameryka, dotknięta wielkim kryzysem gospodarczym, bardzo potrzebuje bohaterów.

Earhart szybko staje się rzecznikiem prasowym amerykańskiego lotnictwa komercyjnego. Zachęca ludzi do podróżowania nowoczesnymi środkami transportu. Rzeczywiście jest to potrzebne, bo wiele osób na wypełnionym spalinami pokładzie cierpi na chorobę lokomocyjną.

Jej nazwisko (nie zmieniła go po ślubie) i wizerunek są wykorzystywane przez firmy do promocji walizek, piżam, odzieży sportowej, papierosów. Fakt, że dziewczyna nie pali, nie ma znaczenia. Zna ją przecież cała Ameryka, przyjaźnią się z nią różne osobistości, choćby Eleonora Roosevelt, Pierwsza Dama Stanów Zjednoczonych. Za kilka lat ta znajomość bardzo się Amelii przyda.

1935 r.

Earhart zaczyna współpracę z Purdue University, m.in. jako doradca do spraw kariery kobiet (temat ten jest bardzo bliski jej sercu), a także jako konsultant techniczny w Departamencie Aeronautyki. Od uczelni dostaje do dyspozycji doskonale wyposażony dwusilnikowy jednopłatowiec „Lockheed L-10E Electra”. Przestworza stoją otworem, ale w jej życiu od pewnego czasu gości rutyna. – Biję rekord, a później opowiadam o nim na swoich wykładach. Tak zarabiam, aż przychodzi pora na kolejny wyczyn – stwierdza Earhart. Ma świadomość, że o popularność trzeba dbać.

Bicie nowych rekordów jest jednak coraz większym wyzwaniem – piloci przelecieli już nad wszystkimi kontynentami i oceanami, okrążyli też kulę ziemską. Nikt jednak nie obleciał Ziemi, trzymając się blisko równika. Earhart chce być pierwsza. To poważny projekt, wymagający dużych nakładów finansowych i starannego przygotowania. Trasa liczy ok. 45 tys. km, z czego duży odcinek prowadzi nad Pacyfikiem.

1 czerwca 1937 r.

Earhart i doświadczony nawigator Fred Noonan startują z lotniska w Miami, rzucając wyzwanie czekającym ich trudom i niebezpieczeństwom. Zaczynają okrążać kulę ziemską od wschodu – w kierunku przeciwnym niż pierwotnie planowali. W rzeczywistości jest to drugie podejście do realizacji projektu. Pierwsza próba, podjęta wczesną wiosną, zakończyła się fiaskiem. Earhart z trzema osobami na pokładzie przeleciała wprawdzie pierwszy etap z Oackland do Honolulu, ale podczas kołowania mocno uszkodziła samolot. Maszyna popłynęła do Kalifornii, a naprawa miała potrwać dwa miesiące, co pokrzyżowało plany. Po pierwsze, zmieniły się kierunki wiatrów. Po drugie, tak długo nie mogli czekać członkowie załogi, doskonali specjaliści: Paul Matz, sławny hollywoodzki pilot akrobatyczny, mający być konsultantem technicznym, oraz Harry Manning – nawigator i kapitan okrętu „President Roosevelt”. Pozostał tylko drugi nawigator, Fred Noonan.

29 czerwca

Po wielu przystankach w Ameryce Południowej, Afryce, Indiach i Azji Earhart ląduje w mieście Lae w Papui-Nowej Gwinei. Za sobą ma większą część trasy, pozostało jeszcze 11 tys. km nad bezmiarem Pacyfiku. W liście do męża pisze: Pragnę, byś wiedział, że jestem świadoma ryzyka. Robię to, bo po prostu chcę. Kobiety muszą próbować osiągać to co mężczyźni, a ich porażki muszą być wyzwaniem dla innych kobiet.

2 lipca, godz. 10.00

Mocno obciążona „Electra” podrywa się z lotniska w Lae. Z pełnymi zbiornikami i dodatkowym paliwem może przebywać w powietrzu nawet do 27 godz., przy bezwietrznej pogodzie jest w stanie przelecieć do 5880 km. Jednopłatowiec kieruje się w stronę odległej o ponad 4000 km wyspy Howland, leżącej niemal dokładnie w połowie drogi między Australią a Hawajami. To zagubiony na oceanie płaski skrawek lądu długości 2 km i szerokości zaledwie 500 m.

– Howland jest tak małą kropką na Pacyfi ku, że każdy środek do jej zlokalizowania musi być dostępny – powiedziała Earhart, zanim zasiadła za sterami. Te środki zostają jej zapewnione m.in. dzięki wsparciu Rooseveltów. U brzegów wyspy stacjonuje kuter „Itasca”, należący do straży przybrzeżnej USA. Jego zadaniem jest kontakt radiowy z załogą samolotu i naprowadzenie jej na wyspę. Dwa inne amerykańskie statki otrzymują rozkaz zapalenia wszystkich świateł – będą kierunkowskazami na trasie lotu. Dodatkowo na wyspie Howland wykonano pasy startowe, które ułatwią lądowanie załodze „Electry”. Wszystko wydaje się zapięte na ostatni guzik.

2 lipca*, godz. 6.14

Amerykanka nadaje komunikat do kutra – „Electrę” dzieli od wyspy 200 mil. O świcie Amelia przekazała wiadomość, że dobre prognozy się nie sprawdziły i samolot leci w deszczu. Mimo że „Itasca” od kilku godzin odbiera wyraźne sygnały od zbliżającego się samolotu, Earhart najwyraźniej go nie słyszy – powtarza bowiem prośbę, by statek podał swoją częstotliwość.

* Samolot przekroczył Międzynarodową Linię Zmiany Daty

Godz. 7.42

– Musimy znajdować się nad wami, ale nie możemy was zobaczyć. Paliwo się kończy. Nie jesteśmy w stanie skontaktować się z wami przez radio. Lecimy na wysokości tysiąca stóp – przekazuje Earhart załodze kutra. Jest już wyraźnie zaniepokojona, że nie dociera do niej żadna wiadomość ze statku. Godzinę wcześniej znów prosiła, by „Itasca” podał swoją częstotliwość, ale nie dostała odpowiedzi.

Godz. 7.58

Earhart ponownie nadaje komunikat, że nie słyszy załogi kutra, po raz kolejny prosi o wysłanie sygnału, który pozwoli namierzyć „Itascę” radiowo. Problem w tym, że załoga statku nie może nadać sygnału na częstotliwości, o którą prosi Amelia. Przesyła więc wiadomość alfabetem Morse’a. Pilotka w końcu go odbiera, ale nie potrafi określić kierunku, z jakiego dociera sygnał.

Godz. 8.43

– Jesteśmy na linii [kompasu] 157 337 [stopni]. Powtórzymy ten komunikat. Powtórzymy go na 6210 kilohercach. Czekajcie – nadaje Earhart, która od ponad 20 godz. siedzi za sterami samolotu. Dwie minuty później na tej samej częstotliwości przekazuje następną informację: – Przebiegamy na linii północ – – południe. Po czym zapada cisza. Akcja ratownicza rusza godzinę później – dziewięć okrętów z 4 tys. osób na pokładach i 66 samolotów wojskowych poszukuje Amelii Earhart. Zostaje spatrolowanych 640 tys. km2 oceanu, czyli powierzchnia dwukrotnie większa od Polski. Bezskutecznie. Nie znaleziono nic, co by wskazywało, jaki los spotkał załogę samolotu. Akcja, która pochłonęła 4 mln dolarów i była jedną z największych w historii, jakie podjęto w celu odnalezienia pojedynczego samolotu, jest odwołana 19 lipca. Putnam natychmiast rozpoczyna poszukiwania na własną rękę: na wyspach Feniks, Tabuaeran, Wyspach Gilberta, Wyspach Marshalla i Wyspie Bożego Narodzenia, czyli skrawkach lądu leżących najbliżej Howland. Także bez rezultatu. 5 stycznia 1939 r. Sąd Najwyższy w Los Angeles oficjalnie uznaje Earhart za zmarłą.

Nieznane okoliczności zaginięcia i sława Amerykanki stały się wodą na młyn teorii wyjaśniających jej nagłe zniknięcie. Pierwsze głosy pojawiły się już w październiku 1937 r. – australijski brukowiec donosił, że akcja poszukiwania Earhart była tak naprawdę pretekstem dla rządu USA do rozpoznania kontrolowanych przez Japończyków Wysp Marshalla. W filmach i książkach Earhart i Noonan byli przedstawiani jako para szpiegów zamieszanych w spisek rządu USA – mieli zostać złapani przez Japończyków na wyspie Saipan i tam straceni. Teoria spiskowa szybko zyskała popularność.

Jedna z bardziej nieprawdopodobnych hipotez głosiła, że Earhart udało się przeżyć – przybrała nazwisko Bolam i została gospodynią domową. Pojawiły się też pogłoski, że pilotka jest jedną z Tokijskich Róż – spikerek japońskich rozgłośni propagandowych. Putnam ponoć osobiście przeprowadził śledztwo w tej sprawie, ale w odsłuchanych nagraniach nie rozpoznał głosu żony. Dramat amerykański Amelia w reżyserii Miry Nair, z Hilary Swank w roli Earhart, to już czyste science-fiction.

Tyle teorii i fantazji. Gdzie w rzeczywistości tkwił błąd? Earhart była przecież doświadczonym pilotem, towarzyszył jej jeden z najlepszych na świecie nawigatorów. Pewien amerykański badacz po przeprowadzeniu analiz, m.in. dokumentacji radiowej ostatniego lotu, stwierdził krótko: Słabe planowanie, jeszcze gorsze wykonanie. Załogi statku i samolotu nadawały komunikaty na różnych częstotliwościach i posługiwały się innymi systemami czasu, przesuniętymi względem siebie o pół godziny, co mogło być przyczyną nieporozumień. W tamtych czasach standardowym sposobem łączności w powietrzu był alfabet Morse’a. Earhart go jednak nie znała – podczas lotu miała się kontaktować wyłącznie głosem przez radio.

Dlaczego załoga „Electry” nie była w stanie określić kierunku, z jakiego nadchodziły sygnały z kutra, a przez to ustalić jego pozycji? Niektórzy twierdzili, że Earhart nie opanowała obsługi radionamiernika, czyli odbiornika radiowego wyposażonego w antenę kierunkową. Urządzenie weszło do nawigacji w latach 30. XX w., było więc wówczas nowinką techniczną. Jeszcze inni sądzili, że podczas startu w Lae spod kadłuba mocno obciążonej „Electry” oderwała się antena. Nigdzie jej jednak nie znaleziono. Pojawił się też głos, że piloci sami ucięli antenę wielopasmową ze względu na jej bardzo niewygodną obsługę. Do tego dochodziły różne spekulacje: że wiatr w trakcie lotu był silniejszy, niż przewidywano, i paliwo skończyło się wcześniej. Że samolotu nie zatankowano do pełna. Że cienie rozproszonych chmur utrudniały rozpoznanie płaskiej wyspy Howland.

Historycy i badacze za najbardziej prawdopodobne przyjmują utonięcie „Electry”. Tak zresztą brzmiał ofi cjalny raport kończący poszukiwania. Kapitan kutra „Itasca” uważał, że stało się to niedługo po tym, jak Earhart nadała ostatni komunikat – przecież już wcześniej mówiła o kończącym się paliwie. Nie odnaleziono jednak wraku, mimo sondowania dna morskiego w różnych miejscach.

Istnieje jeszcze jedna teoria: samolot zdołał dolecieć do wysp Feniks, leżących najbliżej wyspy Howland. Przekonana była o tym m.in. matka Amelii, która zresztą nakłoniła Putnama, by prowadził tam poszukiwania. Trzeba dodać, że przez kilka dni po zaginięciu samolotu radiolatarnie na Hawajach, atolu Wake i wyspach Midway odbierały słabe, niewyraźne sygnały, mogące pochodzić z „Electry”, a docierające przypuszczalnie z wysp Feniks. Jeśli Earhart i Noonan zdołali gdzieś wylądować, z pewnością próbowali nawiązać łączność, dopóki nie rozładowały się baterie.

Wyspy Feniks znalazły się w 1937 r. w zasięgu oficjalnych poszukiwań. Nie znaleziono jednak samolotu, jedynie na bezludnej wówczas wyspie Gardner (obecnie Nikumaroro) dostrzeżono „ślady wcześniejszego zamieszkania” – zapewne pozostałości po istniejącej tam kiedyś plantacji palm kokosowych.

Tę drugą teorię, zwaną „teorią wyspy Gardner”, od lat bada fundacja Tighar (The International Group for Historic Aircraft Recovery). Jej członkowie zorganizowali już 10 ekspedycji, których celem było sprawdzenie, czy Earhart i Noonan rzeczywiście wylądowali i, być może, zmarli na Nikumaroro. Znaleziono pozostałości m.in. damskiego buta i kadłuba samolotu. Ale to, czy pochodzą one z zaginionej „Electry”, udowodnić jest tym trudniej, że od 1938 r. wyspa była zamieszkiwana przez ćwierć wieku. TIGHAR nie daje jednak za wygraną.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama