Reklama

Bardzo szybko okazało się, że występowanie morsów nie ogranicza się do Wybrzeża. W całej Polsce działają dziesiątki klubów. Zazwyczaj noszą wdzięczne nazwy: Chłodek, Sopel, Przerębel. Brrrr! Już na sam dźwięk tych słów robi się zimno. Dowiedziałam się również wielu innych ciekawych rzeczy. Na przykład że nurzanie się w przeręblu ma zbawienny wpływ nie tylko na ciało, ale także na ducha. Po tym wszystkim aż nabrałam ochoty, żeby dać nura.

Reklama

Pod pierzyną i pod piecem pół Polski się grzeje,
a my się cieszymy, że już śniegiem wieje.
Gdy tysiące ludzi łyka aspirynę,
morsy się rzucają w bałtycką głębinę.

Taki hymn śpiewa się w sezonie – bynajmniej nie letnim – w Mielnie. Niewielka wypoczynkowo-rekreacyjna miejscowość położona nad Bałtykiem ożywa w środku zimy, gdy na tamtejszą plażę wkraczają uczestnicy Międzynarodowego Zlotu Morsów. Impreza odbywa się regularnie od kilku lat, nic więc dziwnego, że Mielno zyskało miano „stolicy polskich morsów”. Ba, nawet światowej stolicy. Całkiem niedawno, 14 lutego 2010 r., uczestnicy zlotu ustanowili rekord Guinnessa na „Największe zanurzenie Misiów Polarnych”. Do Bałtyku weszły jednocześnie aż 1054 morsy. Poprzedni rekord został ustanowiony rok wcześniej w Nowym Jorku, ale wzięło w nim udział zaledwie 579 osób. Sukces w Mielnie był możliwy dlatego, że skrzyknęły się morsy z całej Polski, także te śródlądowe.

Na zdrowie

Żadnych przeziębień, katarów, zwolnień, wizyt u lekarza – morsy jednym tchem wyliczają korzyści płynące z kąpieli w lodowatej wodzie. – I tak jest od wielu lat – twierdzą ci, którzy morsować zaczęli przed wieloma sezonami. Podkreślają też, że przestali odczuwać skutki wcześniejszych kontuzji, jakich nabawili się np. podczas jazdy na nartach. Jak to wytłumaczyć? Zimna woda zdrowia doda – mówi znane porzekadło. Wiadomo, że hartuje ciało, zwiększa odporność na infekcje, poprawia krążenie i ogólnie samopoczucie. Poza tym ma zbawienny wpływ na umysł. – Lodowate kąpiele pozwalają odreagować stres, dzięki temu jestem zdolny do nowych wyzwań – mówi Tomasz Kostuś, wicemarszałek województwa opolskiego. Morsem jest drugi sezon. Jak zaczął? Założył się, że wejdzie do wody, kiedy na dworze temperatura spadnie poniżej zera. Przygotowywał się przez parę miesięcy i po raz pierwszy zanurzył się w grudniu zeszłego roku. Spodobało mu się i kontynuuje morsowanie.

– Zimna woda wyciąga zdenerwowanie i złość – przyznają także Teresa Koczubik i Teresa Jaworska z klubu Dębowa w Kędzierzynie-Koźlu. Po ciężkim dniu często nie mogą się doczekać lodowatej kąpieli. – Morsowanie działa antystresowo, jest lepsze niż środki farmakologiczne. Łatwiej później przetrwać kolejne dni, zwłaszcza gdy poważnie choruje najbliższa osoba – dodaje Teresa Koczubik. To właśnie trudna sytuacja rodzinna sprawiła, że została morsem.

Morsowanie dopiero zaczyna być brane pod lupę przez naukowców. Zespół specjalistów z krakowskiej Akademii Wychowania Fizycznego (Katedra Rehabilitacji Klinicznej) przeprowadził niedawno badania zmian zachodzących w krwi osób regularnie pływających w zimnej wodzie. Od 20 morsów z krakowskiego klubu Kaloryfer pobrano próbki na początku sezonu (listopad) i na końcu (w kwietniu). Wyniki potwierdziły korzystny wpływ zimowych kąpieli na parametry czerwonych krwinek, m.in. na ich „elastyczność”.

Pozytywny wpływ zimnej wody na ludzki organizm nie powinien właściwie zaskakiwać. Wiele dolegliwości i urazów leczy się niską temperaturą. Może to być ciekły azot albo sesje w kriokomorach, gdzie temperatura wynosi zwykle od –120 do –160°C. Pacjenci wytrzymują w nich dlatego, że powietrze jest słabym przewodnikiem ciepła – dużo gorszym niż woda. W przypadku kontaktu całego ciała z lodowatą wodą bardzo szybko dochodzi do wychłodzenia, stąd tak wiele ofiar katastrof morskich.

Trudne początki

Gdy ktoś jest ciepłolubny i jesienią najchętniej zapadłby w zimowy sen, morsem raczej nie zostanie. Ale nawet jeżeli lubimy niskie temperatury, do lodowatych kąpieli dobrze jest się przygotować. Jak? – Przede wszystkim trzeba do nich dojrzeć mentalnie – mówi Leszek Kosiński z Mieleńskiego Klubu Morsów „Eskimos”. – Najlepiej zacząć od wczesnej jesieni, wtedy organizm będzie się oswajał z coraz niższymi temperaturami. Po zakończeniu sezonu kąpielowego można brodzić w wodzie, później wchodzić trochę głębiej i w ten sposób powoli przełamywać barierę.

Podobnie uważa Robert Rojek z klubu morsów Kaloryfer z Krakowa, który morsem jest od 11 sezonów. – Morsowanie jest w naszej głowie, a nie w ciele – podkreśla.

Trzeba naprawdę chcieć zanurzyć się w zimnej wodzie. Dobrze jest przyzwyczajać się do chłodu stopniowo, np. uchylać okno na noc, ubierać się nieco lżej, ale za to szybciej chodzić dla rozgrzania się. Warto też zadbać o kondycję: biegać, jeździć na rowerze, pływać na basenie. Zimne prysznice wcale nie są konieczne, wręcz przeciwnie – łatwo można się zrazić.

Na głęboką wodę

Lepiej nie próbować morsowania na własną rękę. Nie wiadomo, jak zareaguje nasz organizm na kontakt z zimną wodą. W końcu jest to dla niego nie byle jaki szok. Lepiej zaczynać w grupie – będzie i raźniej, i bezpieczniej. Powinniśmy zabrać ze sobą termos z gorącą herbatą, ręcznik, strój kąpielowy, klapki, coś na głowę i kawałek karimaty, na której będzie można stanąć podczas przebierania się. Przed wejściem do wody trzeba się rozgrzać. Nie za intensywnie, żeby się nie oblać potem. Mogą być bieg, ćwiczenia gimnastyczne, przysiady, podskoki. Chodzi o to, żeby przyspieszyć akcję serca i poczuć, że jest nam naprawdę ciepło. Lekko zroszone czoło stanowi sygnał, że jesteśmy już dostatecznie rozgrzani. Później szybko zrzucamy bluzę albo szlafrok i już w stroju kąpielowym wchodzimy do wody. Należy to robić stanowczo, lecz bez pośpiechu, bez rzucania się do przerębla.


Za pierwszym razem wystarczy spędzić w wodzie kilkanaście sekund, maksymalnie minutę. Lepiej być krótko, a po przerwie znowu zanurzyć się na chwilę. Z czasem pozna się swój organizm i jego reakcję na zimno. Będzie się też wyczuwało moment, kiedy powinno się zakończyć kąpiel. A z tym bywa różnie. Kiedy na brzegu stoi, przytupując dla rozgrzewki, tłumek gapiów, aż korci, żeby pokazać, jakim się jest twardzielem. To najczęstszy błąd początkujących morsów, a jego skutkiem bywa zasłabnięcie – w wodzie albo już po wyjściu na ląd. Wówczas konieczne jest jak najszybsze ogrzanie delikwenta i podanie ciepłej kroplówki.

Nawet osoby z długim stażem zaczynają sezon ostrożnie. Po lecie są rozhartowani i potrzebują trochę czasu, żeby wrócić do zimowej formy. Ale wtedy mogą sobie pozwolić na kąpiel np. bez wcześniejszej rozgrzewki albo bez czapki.

7 w skali Beauforta

Może się wydawać, że dla wielbicieli zimnej wody aura nie ma znaczenia. Otóż nie. Wrogiem morsa jest wilgoć. Podczas mżawki morsowanie nie sprawia przyjemności – w wodzie mokro, po wyjściu też mokro – dlatego niektórzy rezygnują z kąpieli. Nawet wiatr nie jest tak dokuczliwy, choć uprzykrza moment przebierania się. Idealne warunki panują w mroźny słoneczny dzień, gdy temperatura powietrza wynosi kilka do kilkunastu stopni poniżej zera, zaś wody kilka stopni na plusie. – Wtedy aż się chce wskakiwać do przerębla – mówi Leszek Kosiński. – Różnica temperatur sprawia, że w wodzie można się nawet nieco ogrzać.

A czy jest różnica między kąpielą w morzu a w wodach słodkich? Nad morzem nie trzeba wyrąbywać lodu. Tak jest zazwyczaj, ale w zeszłym sezonie Bałtyk zamarzł i siekiery musiały pójść w ruch. Zdarza się też duża fala. Na jednym ze zlotów morsów w Mielnie wiało 7 stopni w skali Beauforta. Mimo to kąpiel się odbyła, oczywiście przy zachowaniu odpowiednich środków ostrożności.

W wodzie o temperaturze ok. 0°C doświadczony mors wytrzyma od kilku do kilkunastu minut. W tym czasie stara się ruszać, pływa, podskakuje. Na największe wychłodzenie są narażone stopy i dłonie. Da się temu nieco zapobiec. Niektórzy trzymają ręce nad wodą, ale lepiej zaopatrzyć się w rękawiczki i skarpetki z pianki neoprenowej (do kupienia m.in. w sklepach sportowych; to wydatek rzędu 70 zł). Z takim zabezpieczeniem dłużej się wytrzyma w przeręblu, a są też inne korzyści. Pianka ochroni przed ewentualnymi skaleczeniami o ostre krawędzie lodu czy szkło leżące na dnie, zaś po skończonej kąpieli spokojnie zapnie się guziki w ubraniu, bo nie traci się czucia w palcach.

Po wyjściu z wody morsy odczuwają „doładowanie baterii”. To skutek reakcji obronnej organizmu wywołanej działaniem niskiej temperatury. Po początkowym silnym zwężeniu naczyń krwionośnych następuje ich rozszerzenie, co powoduje szybszy przepływ krwi, a przez to lepsze dotlenienie i odżywienie tkanek. Taki stan utrzymuje się do kilku godzin. Morsowanie najwięcej pożytku dla zdrowia przynosi wtedy, gdy kąpiel trwa krótko, lecz odbywa się stosunkowo często, np. raz w tygodniu. Wskakiwanie do wody nawet na dłużej, ale od święta, mija się z celem i może przynieść skutek odwrotny do zamierzonego.


Zabawa na całego

Morsem może zostać właściwie każdy. To jedna z tych aktywności, gdzie wiek, wykształcenie, status społeczny nie mają znaczenia Kąpią się emeryci po siedemdziesiątce, pulchni i szczupli, osoby na kierowniczych stanowiskach, ludzie po różnych życiowych zakrętach. I doskonale się przy tym bawią. Czy to zimna woda ma taki dobroczynny wpływ na poczucie humoru? Najwyraźniej.

Oprócz zlotu morsów odbywa się w Polsce szereg imprez organizowanych przez poszczególne kluby. Niektóre z nich naprawdę przyprawiają o dreszcze. Na przykład na przełomie listopada i grudnia morsy z klubu Dębowa z Kędzierzyna-Koźla spływały Odrą z Ostrawy do Szczecina – niemal 750 km wpław! (o tym wyczynie przeczytacie więcej w jednym z kolejnych Travelerów). Od kilku lat w styczniu kędzierzyńskie morsy organizują też Ogólnopolski Spływ Twardzieli Kłodnicą do Odry (to „zaledwie” 8 km). Z kolei morsy z Krakowa przepływają Wisłę w poprzek, nie tylko w swoim mieście, ale też w Warszawie. (Podczas takich imprez, gdy czas przebywania w wodzie przekracza kilkanaście minut, konieczne są mokre pianki, takie jak te stosowane przez płetwonurków). Na drugim brzegu Bałtyku, w Bastad w Szwecji, w pierwszej połowie grudnia odbył się Festiwal Zimowych Kąpieli. W programie były m.in. procesja św. Łucji, kąpiele w beczkach z zimną i gorącą wodą oraz oczywiście wspólne zanurzenie się w morzu.

Reklama

Tak naprawdę dla morsów każdy powód jest dobry, żeby wejść do wody. Witają w niej nowy rok, obchodzą śmigus-dyngus, ustanawiają rekordy, wreszcie topią marzannę i, chyba jako jedyni, z żalem żegnają zimę.

Reklama
Reklama
Reklama