Lublana na weekend – krótki przewodnik po stolicy Słowenii
Lublana na weekend? Dlaczego nie! To miasto niczego nie udaje. Niewielkie, spokojne i zielone. Bezpretensjonalne.
- AGNIESZKA BIELECKA
W tym artykule:
Najlepiej zacząć od góry. Wagonik kolejki sunie stromo nad miasto, na szczyt zamkowego wzgórza. Lublański zamek w ciągu kilkuwiekowej historii służył jako rezydencja Habsburgów, więzienie i koszary wojsk napoleońskich. Spaceruję po dziedzińcu i wzdłuż wałów obronnych i przyglądam się budowli.
Najlepsze zostawiam na koniec: wspinam się po 95 schodach na taras wieży strażniczej i po chwili mam przed sobą fantastyczna miejska panoramę. Rdzawoczerwone dachy przypominają czeskie miasteczka. Góry w oddali wyglądają jak stuprocentowa Szwajcaria. Tysiące studentów w całym mieście – trochę jak Kraków.
Burek, czyli ciastko z serem i szpinakiem, które zjadłam od razu po przyjeździe, jest nieodłącznym smakiem Bałkanów. Podobno przed wiekami w okolicy żyły smoki, teraz jednak Lublana (nazywana też Ljubljaną) to znacznie bardziej przyjazna mieszanka kultur.
Stromymi uliczkami schodzę wprost na stare miasto, siatkę brukowanych ulic łączących trzy skwery: Miejski, Górny i Stary Rynek. Pastelowe kamienice, parasole kawiarni i turystyczne restauracje nie zatrzymują mnie na długo. Najlepsze kaski sprzedają kilka ulic dalej.
Lublana – co warto zobaczyć?
Centralny Targ u podnóża wzgórza zamkowego jest dobrym przewodnikiem po słoweńskich tradycjach kulinarnych. Na skwerach i przy ulicach ciągną się rzędy straganów, gdzie można kupić wszystko, czego potrzeba do idealnego posiłku: od grzybów i ziół po ryby i plasterki wędzonej szynki pršut. Przez całe lato w każdy piątek na placu Pogacarjev odbywa się Odprta Kuhna (Otwarta Kuchnia).
Zastępy kucharzy gotują słoweńskie specjały. Žlikrofi, pierożki nadziewane przyprawioną wieprzowiną, panierowane żabie udka, wędzone ozorki... Wszystko najlepiej smakuje popite miejscowym winem. Na koniec jeszcze deser, prekmurska gibanica, czyli królestwo przesady: przekładaniec z makiem, orzechami, jabłkami i twarogiem.
Ljubljanicę, rzekę, w której zakolu usadowiło się wzgórze zamkowe, przecinają raz po raz kamienne mosty. Najwięcej uwagi od turystów dostaje Zmajski Most ze smokami z każdej strony. Mnie najbardziej podoba się jednak Tromostovje – trzy przejścia w jednym. Przeciętną kładkę rozbudował 85 lat temu Jože Plecnik, architekt heros, który walczył o zachowanie urbanistycznej jedności miasta, godząc tradycję i nowoczesność.
Piran. To słoweńskie miasto jest klejnotem w koronie Adriantyku
Urok miejscowości docenia się dopiero podczas powolnego błąkania się, zmierzania ku osadzonemu na szczycie kościołowi lub samemu koniuszkowi półwyspu.Koronkowa, lekka konstrukcja Potrójnego Mostu prowadzi – jak wszystkie drogi w Lublanie – na plac Prešerena. Na patrona głównego skweru w stolicy Słoweńcy wybrali nie rycerza ani polityka, tylko poetę. Wieszcz France Prešeren wpatruje się w okna budynku, gdzie mieszkała kiedyś jego muza Julija (jej popiersie umieszczono na murze jednej z okolicznych kamienic).
Kilka kroków od eleganckiego śródmieścia leży jeden z najbardziej oryginalnych europejskich squatów. Metelkova to samozwańcze miasto, gdzie w XIX-wiecznych koszarach rządzi sztuka, a nie urzędnicy. To nie anarchia, ale autonomia – mówią jednak artyści, którzy zarządzają całym centrum.
Kiedy w 1991 r., po odzyskaniu przez Słowenię niepodległości, armia opuściła zabudowania, artyści poprosili rząd o prawo do użytkowania terenu. Nigdy nie otrzymali oficjalnej odpowiedzi. Po dwóch latach postanowili wprowadzić się na swoich zasadach. Dziś Metelkova tętni życiem. Co roku odbywa się tu 1,5 tys. wydarzeń, od warsztatów i debat po wystawy, koncerty i spektakle.
Otwarte w 2011 r. MSUM, czyli Muzeum Sztuki Współczesnej, przyciąga publiczność w bardziej eleganckim wydaniu. Ściany budynków zdobią fantastyczne dekoracje, ogromne rzeźby stoją wprost na chodnikach. Granic kreatywności nie widać. Po jeszcze więcej sztuki ruszam w kierunku parku Tivoli. Ta wielka zielona przestrzeń z rozrzuconymi zabytkowymi budowlami jest doskonała na weekendowe spacery. W barokowym pałacyku mieści się muzeum współczesnej historii Słowenii.
W sercu parku stoi dworek Tivoli z siedzibą centrum sztuk graficznych. Nad stawem przez całe lato działa „Biblioteka pod drzewami” i można za darmo poczytać książki. W poszukiwaniu jedynych w swoim rodzaju pamiątek wracam nad rzekę. Na bulwarze Cankarjevo Nabrežje w każdą niedzielę rozkładają się stoiska targu staroci. Wśród wojskowych medali, biżuterii, starych zegarów i portretów dawnych wodzów trafiają się prawdziwe skarby. O każdy warto się zaciekle targować. Przy odrobinie szczęścia można wyjechać z miasta z prawdziwymi perełkami. A jeśli nie, zawsze zostają wspomnienia z pięknej Lublany. Wystarczy mi to w zupełności.
Lublana – dojazd, komunikacja, nocleg, jedzenie
- Dojazd:
Z Warszawy do Lublany lata LOT (ceny od 600 zł).
- Komunikacja:
Żeby korzystać z miejskich autobusów, trzeba zakupić Kartę Publicznego Transportu Urbana (2 euro) i doładować ją wybraną kwotą. Jeden przejazd to 0,80 euro (ważny 90 min).
- Nocleg:
Celica Art Hostel w budynku dawnego więzienia, z wnętrzami zaprojektowanymi przez artystów. Łóżko w dormitorium od 17 euro od os./noc.
- Jedzenie:
Ljubljana Essentials organizuje wycieczki, podczas których uczestnicy mogą spróbować tradycyjnych potraw i spotkać się z szefami kuchni. Słoweńskie smaki to m.in. kranjska klobasa (kiełbasa), ciasto potica, deser prekmurska gibanica.
Tekst ukazał się na łamach magazynu „National Geographic Traveler Extra – 25 miast na weekend” (nr 01/2018).