Cztery ścieżki po Tel Awiwie. Jak oglądać i smakować Izrael?
Mieć w głowie obraz Izraela tylko na podstawie tego, co zobaczymy w serwisach informacyjnych lub przeczytamy u felietonistów to mniej więcej podobnie jak oglądać „Panoramę racławicką” przez dziurkę do klucza. Choć to kraj o powierzchni 14 razy mniejszej niż Polska, ma w sobie mnóstwo odcieni, fascynujących historii i smaków. Najlepiej zatem przed przyjazdem na miejsce wyczyścić głowę ze stereotypów i otworzyć się na poznawanie.
- Błażej Grygiel
Praktycznie każdy, z kim miałem okazję rozmawiać na miejscu miał coś wspólnego z Polską. Starsi – korzenie, bliskich, wspomnienia, młodsi – znajomych, przyjaciół, opowieści swoich rodziców lub dziadków. Nie, nie utrudnia to rozmów, raczej pomaga przełamać pierwszy lód i szybko przejść z tematów politycznych i historycznych do tych dzisiejszych.
- O Strefie Gazy czy polityce rozmawiamy 10 minut dziennie, przez resztę dnia chcemy cieszyć się życiem – powiedział mi już pierwszego dnia kierowca busa Zhaei. Kiedy wjeżdżaliśmy do miasta od strony lotniska zwrócił mi uwagę na wszechobecne place budowy.
- To las dźwigów – mówi, a wszystko dlatego, że miasto ma ograniczoną powierzchnię, ziemia jest szalenie droga, a ludzi i turystów wciąż przybywa. Codziennie do liczącego około 400 tysięcy stałych mieszkańców Tel Awiwu przyjeżdża prawie milion osób do pracy. Do tego dochodzą jeszcze turyści, których naprawdę jest sporo. Żeby pomieścić ludzkie masy miasto rozwija się w bardzo szybkim tempie. Wzwyż. W centrum widać to doskonale, gdzie rosną kolejne wieżowce, a w nocy obok migoczących lampek na ich krawędziach krajobraz tworzą oświetlone kolorowo niebotyczne dźwigi.
Po mieście można z powodzeniem poruszać się autobusami i taksówkami, trwa też budowa metra. Kiedy będzie gotowe? Lokalne władze obiecują, że w 2 lata, a miejscowi mówią z uśmiechem, że w takim razie trzeba liczyć cztery. Z pewnością bardzo ułatwi komunikację, choć dla osoby, która chce dobrze poznać miasto nie jest niezbędne. Tel Awiw jest bardzo wąski, od zachodu ogranicza go wybrzeże Morza Śródziemnego, od południa starożytny port Jaffa.
- Widzisz te drzewa? - pyta mnie Zhaei, gdy jedziemy przez centrum – Mniej więcej 90% z nich posadziła ludzka ręka, historia Tel Awiwu jest jak historia Izraela, zbudowana od zera.
Istnieje kilka sposobów na zwiedzanie Tel Awiwu, wszystko zależy od tego co was najbardziej interesuje.
1. Ścieżka architektoniczna
Choć miasto jest nowe i stale się zmienia, ma sporo pięknych skarbów, które wcale nie są tak mocno ukryte przed podróżnymi. Na początek polecam zagubić się w Białym Mieście (Ha-Ir HaLevana). Izrael to kraj stworzony przez imigrantów z różnych zakątków świata i widać to w architekturze: obok domów przypominających styl kolonialny w Ameryce Południowej można trafić na kamienice z elementami art deco.
Zabytkowa kamienica.
Do tego miasto ma około 4 tysięcy konstrukcji zaprojektowanych przez słynną weimarską szkołę budowlaną Bauhaus. To prawdziwe skarby architektury nowoczesnej. Lokalne Centrum Bauhaus organizuje tutaj wycieczki szlakiem tej architektury.
Przykład budynku w stylu Bauhaus.
To jednak nie wszystko. Warto także wybrać się do tak zwanej niemieckiej kolonii o nazwie Sarona. Osiedle zbudowane jeszcze przed II wojną światową przez niemieckich imigrantów dzisiaj kusi kawiarniami, sklepami i... podziemnymi tunelami, które można zwiedzać.
Osobną atrakcją, dla której warto zarezerwować przynajmniej jeden dzień jest Jaffa. Starożytny port przytulony do nowoczesnego miasta ma historię liczącą 4,5 tysiąca lat. Jego ciasne i kręte uliczki potrafią zawrócić w głowie, a obok kawiarni i restauracji znajdziecie tam galerie sztuki.
2. Ścieżka plażowa
Tel Awiw to dobre miejsca dla kochających morze. Jego zachodnia krawędź to w całości piaszczyste wybrzeże. Nie wszędzie można się kąpać, choć lokalni mieszkańcy nie zawsze przejmują się tablicami z zakazem. Korzystanie z takich prowizorycznych kąpielisk to jednak raczej ostateczność, bo przy każdym z kilku potężnych hoteli zlokalizowanych na wybrzeżu zostały stworzone strzeżone plaże z ratownikami i przygotowanymi kąpieliskami.
Widok na nabrzeże Tel Awiwu, w oddali luksusowe hotele, z których każdy ma swoją plażę, często otwartą dla gości spoza obiektu.
Dodatkowo w ich bezpośrednim sąsiedztwie nie brakuje barów. Tylko ostrożnie! Łączenie drinków z gorącym słońcem i wodą może być niebezpieczne. Izraelskie plaże najlepiej smakować jest powoli, zgodnie z rytmem śródziemnomorskich fal.
3. Ścieżka LGBTQ
Tel Awiw jest miejscem wyjątkowym na mapie całego Bliskiego Wschodu jeśli chodzi o prawa mniejszości seksualnych. Co roku ma tu miejsce największa parada równości, która potrafi zgromadzić nawet ćwierć miliona uczestników. Choć w mieście oficjalnie jest tylko jeden gejowski bar o nazwie „Shpagat”, w czerwcu (od pewnego czasu to międzynarodowy miesiąc równości) każda nawet najmniejsza knajpka wywiesza tęczową flagę i rzeczywiście jest przyjazna klientom LGBTQ.
Uczestniczki parady "Pride". W Tel Awiwie jest ona otwarta dla wszystkich, niezależnie od orientacji.
W samym mieście można także poznać historię tutejszego ruchu i przejść się przez trasę „różowych punktów”. Tęczowa wycieczka trwa mniej więcej 2 godziny i pokazuje historię miasta od bardzo ciekawej i nieznanej strony. Tuż po narodzinach kraju homoseksualizm był przestępstwem, co było pozostałością po kolonialnym prawie brytyjskim. Sytuacja zmieniała się stopniowo, głównie za sprawą wyroków Sądu Najwyższego.
W Tel Awiwie działa także miejskie centrum osób LGBTQ (dotowane przez lokalne władze) oraz schroniska dla młodzieży i dorosłych pomagające tym, którzy z powodu swojej tożsamości płciowej lub orientacji muszą uciekać od rodzin lub obawiają się przemocy.
Szacuje się, że w Tel Awiwie co trzecia osoba jest częścią społeczności LGBTQ, a przed hotelem Hilton znajdziecie specjalną plażę przyjazną
4. Ścieżka kulinarna
Tel Awiw wprost cudownie poznaje się za pomocą smaku. Tu jednak ważna uwaga, bo jak każde wielkie i zdające sobie sprawę z silnej turystyki miasto, ma swoje miejsca nastawione na turystów i te, gdzie pojawiają się mieszkańcy. Polecam śledzić ścieżki tych drugich, zaprowadzą nas do małych knajpek, straganów i sklepików, gdzie już sam zapach będzie przygodą.
Warto skorzystać z kulinarnej wycieczki z przewodnikiem. Podczas przejścia przez targ i przylegające do niego uliczki nie tylko poznacie bogactwo tutejszego menu, ale i rozprawicie się z kilkoma mitami.
Jedna z małych knajpek specjalizujących się w hummusie.
- Hummus tutaj to sprawa święta – mówi Inbal Baum, która prowadzi wycieczki pod nazwą Delicious Israel – To potrawa, którą jedzą tu chętnie ludzie pracy. Potrafi dać dużo energii na cały dzień.
To fakt, hummus to tutaj jedzenie ludzi pracy. Jak zabawnie wygląda to, gdy zestawimy tę rolę potrawy z polskimi wielkomiejskimi bogatymi hipsterami zajadającymi się hummusem w najbardziej ekskluzywnym otoczeniu.
Hummus to dwie szkoły: tradycyjna, która nie uznaje modyfikacji jego receptury i nowoczesna, która kocha eksperymenty. Inbal prowadzi nas do schowanej między uliczkami knajpki, gdzie trzecie pokolenie kucharzy z tej samej rodziny karmi lokalnych mieszkańców. Obecnie stawiają na eksperymenty, by odróżnić się od konkurencji. Na stole lądują hummusy: po meksykańsku, po bałkańsku, z szakszuką (bardzo popularne tutaj danie śniadaniowe – jajko na miękko z musem pomidorowym), z felafelem. Do jego zajadania pasuje pita, jednak jeszcze lepiej sprawdza się cukrowa cebula. Sekretem jedzenia hummusu jest ruch nadgarstka – chodzi o to by nabrać go jak najwięcej i nim się sycić, a nie cebulą czy pitą.
Różne rodzaje hummusu i ta cebula... ach...
Zostańmy na chwilę przy cebuli. Izraelskie warzywa i owoce to osobny rozdział, o którym można by napisać naprawdę wiele słów. Fakt, że w tym regionie praktycznie nigdy nie brakuje słońca sprawia, że mają tu naprawdę wyjątkowy smak. Mógłbym go porównać jedynie to gruzińskich owoców i warzyw, gdzie także nasłonecznienie jest bardzo wysokie. Nie miałbym tutaj problemu z przejściem na wegańską dietę – zresztą Tel Awiw znany jest jako miasto przyjazne weganom.
Kuchnia lokalna to zlepek wielu, bo gdy przyjechały to pokolenia starej europejskiej imigracji okazało się, że potrawy, które sprawdzały się w zimnej północnej i zachodniej Europie nie sprawdzają się w tutejszym klimacie. Tłuste mięso, kluski nie zdają tutaj egzaminu. Dlatego szybko zaczęto zapożyczać potrawy z sąsiednich kuchni, a mieszkający tu przybysze z Jemenu i innych ościennych państw dodali swoje smaki.
Koty miejskie w Tel Awiwie są bardzo lubiane. Mieszkańcy chętnie je dokarmiają, rosną na duże miejskie tygrysy i czasem przesiadują w knajpach czekając, aż ktoś im podrzuci smaczniejszy kąsek.
Dobrym przykładem jest za'atar, czyli mieszanka przypraw bardzo popularna w krajach arabskich. Pierwszy raz w życiu miałem przyjemność skosztować jej w Libanie, a w Izraelu traficie na nią w wielu miejscach. Idealnie pasuje do wypieków.
Na koniec wyprawy trafiliśmy do... dosłownie budy. Malusieńki pawilon na końcu targu, gdzie starsza pani, która przybyła tu z Jemenu 40 lat temu, wypieka placki ze swojej lokalnej kuchni. Specjalny przepis zakłada opiekanie, dodawanie podsmażanego jajka i dorzucanie do nich przypraw i sosów. Sera też nie brakuje. Starsza pani wciąż nas zagaduje po angielsku, a wreszcie przełamując lody, zachęca do wspólnego śpiewania przebojów z radia. Takich ludzi i miejsc jest tu więcej, ale żeby je odkryć trzeba pozwolić sobie na zagubienie się w okolicach targu niedaleko Białego Miasta.
Jemeńskie placki... coś wspaniałego.
Tel Awiw jest miastem, które możecie oglądać, smakować, przeżywać, a nawet przetańczyć. Drogę wybierzecie sami, szczególnie, że te 4 ścieżki to tylko kilka ze znacznie większej liczby dróg. Z pewnością znajdziecie własną.
Błażej Grygiel, 2019