W tym artykule:

  1. Alba Fucens
  2. L’Aquila
  3. Gran Sasso
  4. Sulmona
  5. Plaże w Abruzji – Costa dei Trabocchi
  6. Abruzja – informacje praktyczne
Reklama

Hop, hop – mój głos potężnieje, niosąc się echem do masywu Monte Velino, którego wielka bryła skalna, od góry przyprószona śniegiem, widnieje przed moimi oczyma. Znajduję się w sercu Regionalnego Parku Przyrodniczego Sirente-Velino we Włoszech.

Alba Fucens

Te okrzyki wydaję pośrodku areny dawnego amfiteatru starożytnego miasta Alba Fucens. Miejsce, gdzie kiedyś bili się gladiatorzy, a w nierównej walce z człowiekiem ginęły dzikie zwierzęta, porasta teraz trawa. Ona też pochłonęła większość widowni – pozostało zaledwie kilka rzędów kamiennych stopni. Dlatego obiekt wydaje się niewielki, a przecież według przewodnika arena jest tylko o połowę mniejsza od tej w rzymskim Koloseum, zaś spektakle mogło podziwiać kilka tysięcy ludzi.

Krajobrazowo miejsce jest wyjątkowe. Z tej otoczonej górami kolonii rzymskiej, założonej 300 lat przed Chrystusem, można było podziwiać wschody słońca nad nieistniejącym dziś, bo osuszonym w XIX w. jeziorem Fucino (stąd łacińska nazwa miasta – Alba Fucens). Zerkam tylko, bo czas mnie goni, na odkopane przez archeologów bardzo skromne ruiny rzymskiej Alby i jej średniowiecznej, znajdującej się nieco dalej wersji, którą zrównało z ziemią trzęsienie ziemi sto lat temu.

Abruzja / fot. Shutterstock

Abruzja jest jednym z najbardziej sejsmicznych regionów na Półwyspie Apenińskim położonym nad Adriatykiem, pomiędzy regionami Marche, Lacjum i Molise. Jej największym miastem jest zaś Pescara.

L’Aquila

Najlepszym dowodem na to jest stolica regionu, L’Aquila, która 6 kwietnia 2009 r. doświadczyła jednego z najdotkliwszych trzęsień ziemi we współczesnej historii Włoch. Pomimo głośnych afer korupcyjnych związanych z przetargami na odbudowę miasta widzę, jak dzielnie dźwiga się ono z powrotem do życia.

Wręcz symboliczny okazał się powrót na zamek w L’Aquili jego „strażnika”, ukochanego przez mieszkańców szkieletu mamuta sprzed 1,5 mln lat. Jest gigantyczny i zachowany w stanie wręcz idealnym. Patrząc na niego z dołu, czuję się niczym bohaterowie filmu „Park jurajski”. A nuż nagle przyoblecze się w futro i na mnie ruszy? W przestronnej komnacie XV-wiecznego fortu traktowany jest jak król. A ja nie mogę wyjść ze zdumienia, że siła trzęsienia mogła dosłownie podciąć u podstawy łuki zamkowych kolumn, obracając je w miejscu! Prace remontowe są nadal kontynuowane.

Santa Maria di Collemaggio

Idealnie odrestaurowana zdaje się natomiast główna ulica historycznego centrum, okolona z obu stron portykami eleganckich pałaców dawnych rodów Corso V. Emanuele z licznymi butikami i kafejkami. Zmierzam do bazyliki Santa Maria di Collemaggio o romańsko-gotyckiej, prostokątnej bryle. Jej fasada ozdobiona niebanalnym motywem białych i różowych, geometrycznie ułożonych krzyżyków, z trzema rozetami i przytuloną do niej ośmioboczną wieżyczką, kojarzy mi się z meczetem.

Pierwsze po lewej to Święte Drzwi. Co roku 28 i 29 sierpnia są otwierane w czasie tzw. Odpustu Celestiańskiego, tradycyjnego święta ustanowionego w 1294 r. przez papieża Celestyna V. Obchody te są wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

W przestronnych wnętrzach lśniących jasnością marmurów ciekawi mnie najbardziej mauzoleum bardzo nietypowego papieża, który ufundował ten kościół. Celestyn V, czyli Pietro da Morrone, na Tronie Piotrowym zasiadł wbrew swojej woli. I jako pierwszy w historii z niego zrezygnował. Pochowano go jednak z pompą w misternie rzeźbionym trójkondygnacyjnym renesansowym ołtarzu, gdzie przez szybkę z kratką widzę całą postać papieża spowitą w czerwony ornat. Twarz przykrywa srebrna maska. Pomimo że bazylika aż dwukrotnie w swoich dziejach została zniszczona przez trzęsienia ziemi – wcześniej w 1703 r., to szczątki papieża pozostały nietknięte.

Fontana delle 99 Cannelle

Nim opuszczę L’Aquilę, koniecznie muszę jeszcze zobaczyć słynną Fontana delle 99 Cannelle, też odrestaurowaną. Zbudowana z marmuru i trawertynu ma zaskakującą formę kwadratowej litery U. Z 93 gargulców zamontowanych na ścianach zdobionych szachowym biało-różowym motywem tryska woda do biegnących dołem zbiorników. W krajobrazie miasta dostrzegam nadal rozrzucone tu i tam ramiona dźwigów – odbudowa trwa nadal.

Gran Sasso

Obieram kierunek na sąsiadujący z L’Aquilą Gran Sasso, najwyższy masyw Apeninów tworzących kręgosłup Półwyspu Apenińskiego. Góry sięgają blisko 3 tys. m, są potężne i przysadziste. Iście księżycowy krajobraz funduje mi Campo Imperatore, ciągnący się pośrodku płaskowyż.

Monte Portella

Tutaj, na zboczu Monte Portella, wznosi się pięciokondygnacyjny hotel z bordową fasadą, w którym w 1943 r. internowany był Benito Mussolini. Stąd też w wyniku tajnej operacji SS i Luftwaffe pod kryptonimem „Eiche” (Dąb), na rozkaz samego Hitlera wydany w Wilczym Szańcu, Duce został uwolniony, aby zostać przywódcą zależnej od III Rzeszy Włoskiej Republiki Socjalnej.

Hotel jest teraz zamknięty na trzy spusty. Plany przekształcenia go w obiekt luksusowy pokrzyżowała pandemia. Natomiast nieopodal znajdują się hostel i stacja narciarska, bo Gran Sasso to raj dla amatorów desek, ale też wędrowców.

Rocca Calascio

Mój kolejny cel to Rocca Calascio – zawieszone nad średniowiecznym kamiennym miasteczkiem Calascio malownicze ruiny zamku zasnute mgłami. Ta najwyżej położona twierdza w Apeninach zagrała w amerykańskim filmie Richarda Donnera „Zaklęta w sokoła”. I do dziś zamek jest utożsamiany z tą baśnią fantasy, w której parę zakochanych rozdzielonych złymi czarami zagrali Michelle Pfeiffer i Rutger Hauer.

Wcale się nie dziwię, bo film rzeczywiście „działa promocyjnie”, pokazując mury z lotu ptaka, w otoczeniu majestatycznego i groźnego Gran Sasso. Zastanawiam się tylko, jak do ruin wciągnięto kamery i cały sprzęt, bo wejście wąskim szlakiem, który miejscami biegnie stromym zboczem, wymaga tak kondycji, jak i uwagi, aby nie stoczyć się w przepaść.

Sulmona

Olbrzymi jest plac Garibaldiego w Sulmonie, trzeci co do wielkości w regionie. Pośrodku pusta przestrzeń jakby spychająca na bok otaczające ją budynki, w tym kilka kościołów. Jeden bok zamyka wysoki, złożony z arkad średniowieczny akwedukt. Jednak mnie fascynuje olbrzymi jakby wał górski, grupa Montagne del Morrone widoczna nad placem. Burzowe chmury gęstniejące na niebie sprawiają wrażenie, jakby góry niszczącą falą miały za chwilę zwalić się na miasto.

W eremie na najwyższym szczycie, Monte Morrone, pędził samotniczy żywot późniejszy papież Celestyn V. Wieki wcześniej na zboczach miał mieć swoją willę urodzony w Sulmonie Owidiusz. Dlatego główna ulica starego miasta nosi nazwę tego poety, ale i – według niektórych – twórcy eliksiru miłosnego.

Chyba coś w tym jest, bo Sulmona kojarzy mi się z szykującą się na wesele panną młodą. W większości parterów eleganckich kamienic działają bowiem zakładziki produkujące bukiety sztucznych kwiatów wykonanych z konfetti. To lokalny produkt DOC – podłużne, oblewane lukrem cukierki z migdałem w środku, które włoscy nowożeńcy ofiarowują na swoich ślubach.

Sam cukierek mi nie smakuje, jest za twardy i za słodki, ale wyczarowywane z jego udziałem cuda budzą mój najszczerszy podziw. Niemal jak żywe wyglądają bukieciki fioletowo-żółtych bratków, stokrotek czy ogromne tarcze słoneczników zrobione z kolorowanych konfetti. Ale też artystyczne wiązanki niekiedy dużych rozmiarów, w których konfetti ginie w nawale tiulu, wstążek i innych ozdób.

Plaże w Abruzji – Costa dei Trabocchi

Nie przepadam za Adriatykiem, ale odcinek abruzyjski jest niczym z obrazka. Dlatego decyduję się zamienić cztery na dwa kółka. Pedałuję ubitym szlakiem rowerowym, choć dekoncentrują mnie widoki szerokich piaszczystych plaż, które przeplatają się z tymi kamienistymi, maciupkimi, ściśniętymi w romantycznych zatoczkach wabiących krystalicznie czystym morzem.

Znajduję się na Costa dei Trabocchi, wybrzeżu rozciągającym się między miastem Ortona a miejscowością Vasto. Oglądam „maszynerie do łowienia ryb”. Dla mnie te kilkupiętrowe drewniane konstrukcje zwane trabocchi są połączeniem pomostu i domu na palach z wyciągniętymi ku wodzie długimi ramionami. Jednak nie szpecą krajobrazu, a stanowią wartość dodaną, będąc jedną z topowych atrakcji turystycznych Abruzji.

Trabocchi jest sporo, część już opuszczonych i rozpadających się. Niektóre przekształcono w restauracje i knajpki, jak Trabocco Punta Tufano w Vallevò. Nie ma luksusów – kilka prostych stołów stoi na zbitej z desek platformie, tylko od góry zadaszonej – pale pode mną wbite są w skały.

Wybrano najpiękniejsze miasteczko we Włoszech. Tu spędzisz wspaniały urlop

Poznaliśmy najpiękniejsze miasteczko we Włoszech. Zwycięzcę wyłonił coroczny konkurs organizowany przez włoską telewizję. O tytuł walczyło 20 miejscowości.
Wybrano najpiękniejsze miasteczko we Włoszech. Tu spędzisz wspaniały urlop
Zdjęcie z 1967 roku. Fot. Slim Aarons/Getty Images

Zamawiam grande pasta allo scoglio, domowy, ręcznie robiony makaron z małżami, omułkami i innymi cudami prosto z morza. Pycha! Właściciel Rinaldo Veri’ opowiada: – Ten dziś już niepraktykowany system połowu sprowadzili do nas Fenicjanie, a działa na zasadzie wagi. Na antenach, czyli wystających ramionach, rozwiesza się sieć, którą opuszcza się w morze – gdy odpowiednio się napełni, łup idzie w górę, a ciężar zawieszony z drugiej strony – w dół. W latach 60. przyplątał tu się nawet wieloryb – mężczyzna pokazuje mi czarno-białe zdjęcie.

Zachód słońca kontempluję z kieliszkiem napełnionym płynnym skarbem Abruzji, likierem z korzenia goryczki. Genziana jest gorzkawa, lecz przyjemna w smaku, a co najważniejsze – ułatwia trawienie.

Abruzja – informacje praktyczne

Dojazd

Tanimi liniami lotniczymi do Pescary lub Rzymu. Stamtąd dalej wynajętym samochodem
lub pociągiem.

Jedzenie

  • Patata turchese – ziemniak z mocno fioletową skórką (nie należy go obierać, bo skórka zawiera najwięcej antyoksydantów).
  • Pizza dolce – tort z warstw biszkoptu nasączonego rumem i korzennym likierem alchermes, przekładany kremem cukierniczym lub czekoladą.
  • Pecorino di farindola – ser owczy ze świeżego mleka owczego z nutami ziół.
Reklama

Źródło: archiwum NG.

Reklama
Reklama
Reklama