W tym artykule:

  1. Palombaro Lungo
  2. Historia Matery
  3. Matera dziś
  4. Region Basilicata
  5. Terzo Cavone i Tavole Palatine
  6. Pollino
  7. Maratea
  8. Basilicata – informacje praktyczne
Reklama

Metalowa kładka dudni pod stopami. Dźwięk odbija się od kamiennych ścian i wraca zwielokrotniony, gubiąc się pomiędzy skalnymi zaułkami. Jestem 16 m pod ziemią. Gdzieś tam, nade mną rozciąga się plątanina ciasnych uliczek Matery – jednego z najstarszych miast świata.

Poznawanie tej niewielkiej miejscowości na południu Włoch, w regionie Basilicata, rozpocząłem dość nietypowo: od wejścia do podziemi. Być może to jednak najlepszy sposób. Matera, choć dziś kojarzy się z uroczymi kawiarenkami i malowniczymi zaułkami, wyrosła w skalnych zaułkach, rytych w miękkim kamieniu jaskiniach, podziemnych lochach.

Palombaro Lungo

Metalowy chodnik prowadzi mnie nad lustrem wody w Palombaro Lungo – podziemnej cysternie. Znajduje się ona poniżej samego centrum miasta, pod Piazza Vittorio Veneto. Budowanie zbiornika rozpoczęto w XVI w., inżynierowie wykorzystali jednak przy tym dużo starsze podziemne jaskinie. Cysterna może pomieścić 5 mln litrów wody, jest głęboka na 18 m i rozciąga się na 50 m długości. Ściany z tufu budowniczowie wyłożyli fajansem, rodzajem wodoodpornego tynku, spowalniając w ten sposób naturalne przesiąkanie wilgoci przez kamień.

Kolejne włoskie miasto sprzedaje domy za 1 euro

Dla niektórych perspektywa zakupu taniego domu we Włoszech jest szansą na porzucenie starego życia i rozpoczęcie wszystkiego od nowa. Ale Bisaccia, kolejne włoskie miasto, które rozdaje swoj...
Bisaccia
Getty Images

Gdy zadzieram głowę, Palombaro Lungo wydaje mi się czymś w rodzaju podziemnej katedry. Sklepienie układa się w okazałe łuki niczym w gotyckiej świątyni, a echo wypowiadanych zdań mknie przez przestrzeń jak w kościelnych nawach. Zamiast modlitw tę przestrzeń wypełnia jednak dźwięk wiader pluskających o taflę, opuszczanych na linach przez specjalne otwory z pozycji ulicy. Miliony litrów wody pozwalały miasteczku trwać niezależnie od dziejowych zawirowań, a więc głównie kolejnych najazdów Greków, Rzymian, Bizantyjczyków, Saracenów, Aragończyków czy Burbonów.

Historia Matery

Matera zamieszkiwana jest od dobrych 10 tys. lat i uważana za trzecie najstarsze miasto na świecie, zaraz po Aleppo i Jerychu. Jej wieczne trwanie zostało zakłócone dopiero w połowie ubiegłego wieku. Wtedy jednak po dawnej świetności miejsca nie było już śladu. Większość mieszkańców żyła w jaskiniach. Wilgoć, brak kanalizacji, paraliżujący chłód zimą wpędzały ludzi w ciągłe choroby. Umieralność niemowląt sięgała nawet 50 proc.

W 1954 r. włoski rząd postanowił coś z tym zrobić. Nie w smak mu było jednak opracowywanie planu poprawy warunków życia i rozwiązania problemów skrajnego ubóstwa i wysokiej śmiertelności. Wybrał szybszą drogę – całą ludność przesiedlono po prostu do nowej Matery. Jedno z najstarszych miast świata na kilkadziesiąt lat zupełnie opustoszało. Pierwsze zmiany zaczęły się w latach 80. Wysiedlone rodziny już nie wróciły, ale puste mieszkania skusiły inwestorów. Powoli zaczęły powstawać tu pierwsze hotele i restauracje, a w końcu i galerie sztuki.

Matera dziś

Matera stała się więc teatrem. Codzienne życie toczy się tu w ograniczonym stopniu, podporządkowane spektaklowi dla przybyszów. Wciąż pozostaje jednak miejscem fascynującym, z łatwością pozwalającym cofnąć się w myślach o 2–3 tys. lat.

Labirynt ulic prowadzących pomiędzy kościołami, klasztorami i domami z wapienia, stojących na krawędzi wąwozu, nabiera jeszcze bardziej nierealnego kształtu wraz ze zmrokiem. Żółte plamy światła spowijające miasteczko są wystarczającym powodem, by zostać tu przynajmniej na jedną noc i rozkoszować się tym widokiem w towarzystwie kieliszka amaro lucano, lokalnego likieru z ponad 30 ziół.

Trudno się dziwić, że właśnie to miasto pojawia się w filmie o agencie 007, Jamesie Bondzie – „Nie czas umierać”. Scena pościgu wśród wąskich i stromych ulic z pewnością zostanie zapamiętana na długo.

Region Basilicata

Przyciągająca turystów Matera wciąż jest jednak w regionie Basilicata wyjątkiem. Ten obszar w dużej mierze pozostaje nieodkryty, przegrywając w rankingu popularności z sąsiednią Apulią. Na mapie włoskiego buta gra rolę łuku stopy i podbicia, rozciągając się od wybrzeża Morza Jońskiego do Morza Tyrreńskiego na zachodzie.

Basilicata / fot. Shutterstock

To kraina ciszy i spokoju – mieszka tu nieco ponad 600 tys. osób, co daje zaledwie 62 osoby na kilometr kwadratowy. Tę pustkę szybko odczuwam, sunąc po krętych drogach Basilicaty. Zabudowania wsi pojawiają się co kilkadziesiąt kilometrów, a na ulicy mijają mnie zaledwie pojedyncze samochody. Nawet nad samym morzem większy ruch jest tylko przez kilka tygodni w samym środku lata, ale i wtedy trudno narzekać na ścisk.

Terzo Cavone i Tavole Palatine

W Terzo Cavone, na Wybrzeżu Jońskim, do wyboru jest zarówno plaża z podstawową infrastrukturą – parasolki z leżakami, bar z przekąskami – jak i dziewiczy piach otoczonym lasem zaledwie kilkaset metrów dalej. Zadziwiająco pusto jest też w Tavole Palatine (Metaponte), ruinach mającej 2,5 tys. lat świątyni Hery. Gdy parkuję na rozgrzanym wiosennym słońcem placu, ciszę przerywa jedynie jednostajny dźwięk cykad. Z doryckiej świątyni, postawionej przez Greków w 630 r. p.n.e., ocalało 15 masywnych rowkowanych kolumn przykrytych potężnymi kapitelami.

Te kamienne pozostałości są śladem czasów, gdy na tych ziemiach rozciągała się Magna Graecia – Wielka Grecja, kolonie starożytnego świata. Mieszkający tu w IV w. p.n.e. słynny matematyk i filozof Pitagoras czuł się więc w dzisiejszej Basilicacie jak u siebie w domu. W Metaponcie prowadził wykłady dla uczniów, ale wbrew popularnemu w starożytnej Grecji „filozofowaniu ulicznemu”, za miejsce spotkań wybierał własny dom. Publiczne pogadanki uważał za nieprzyzwoite, ale przede wszystkim zależało mu na otoczeniu własnych nauk nimbem tajemnicy. Sam zresztą przemawiał do słuchaczy ukryty za kotarą.

Starożytne przekazy nie dają pewności, jak długo przebywał w Metaponcie. Niektórzy uważają, że był tu zaledwie 40 dni. Za niemal pewnik można jednak przyjąć, że będąc tu, musiał odwiedzić – lub chociaż przechodzić obok – świątyni, w której ruinach teraz stoję.

Pollino

Ruszam w końcu ku przeciwległemu krańcowi Półwyspu Apenińskiego. Przez moment poruszam się blisko granicy z Kalabrią, kręcąc zawzięcie kierownicą na wspinających się coraz wyżej drogach wcinających się w przestrzeń największego parku narodowego we Włoszech – Pollino. Jestem już daleko od śródziemnomorskiej scenerii, otoczony coraz wyższymi górami (najwyższa, Monte Pollino, ma 2248 m n.p.m.) i gęstymi bukowymi oraz sosnowymi lasami, które przecinają porośnięte trawą stoki wzgórz.

Podobno zimą, gdy powietrze jest bardziej przejrzyste, ze szczytów Pollina można dostrzec oddaloną o ponad 300 km Sycylię. Przyjeżdżają tu samotnicy i miłośnicy przyrody – park jest ziemią niemal nietkniętą przez człowieka. Można tu wędrować całymi dniami, napotykając co najwyżej dziesiątki barwnych motyli, krążące ponad drzewami sokoły wędrowne, a przy odrobinie szczęścia – również przebiegającego w oddali wilka apenińskiego.

Maratea

Na krańcu mojej trasy leży Maratea, ulokowana na zachodnim wybrzeżu Włoch. Wysokie wzgórza zamieszkiwane były od paleolitu. Udokumentowana historia miasteczka nie jest jednak aż tak imponująca jak Matery, gdyż sięga „zaledwie” drugiego stulecia przed naszą erą.

Maratea jest jedynym nadmorskim miastem na Wybrzeżu Tyrreńskim w Bazylikacie. Ze zdziwieniem odkrywam więc, że nie jestem w stanie dostrzec z niego wody. Kręcę się po ciasnych kamiennych uliczkach (pośród których kryją się aż 44 kościoły), wypatrując błękitnego prześwitu. Szybko okazuje się jednak, że to zajęcie bezcelowe.

Zabytkowa część Maratei powstała ok. 1070 r., gdy mieszkańcy opuścili przepełnioną wówczas dzielnicę Castello – wyjaśnia mój przewodnik, z którym umówiłem się na szczycie wzgórza Monte San Biagio. – Za nowe miejsce do życia społeczność wybrała sobie punkt w zaułku góry. Dzięki temu zabudowania miały być niewidoczne dla kręcących się po wybrzeżu piratów.

Ceną za tę przezorność okazało się odcięcie od bezpośredniego dostępu do morza. Szeroka panorama rozciąga się jednak z Monte San Biagio. Spod wieńczącego szczyt ogromnego marmurowego posągu Odkupiciela, który podobnie jak ten w Rio rozkłada z troską ręce w szerokim geście. Stojąc w jego cieniu, bez przeszkód sunę wzrokiem po błękicie morza, sięgając aż do popularnych plaż Acquafredda i przyprószonych czarnym wulkanicznym żwirkiem zatoczek wcinających się w ląd. Czekają tylko, by rozstawić na nich leżak i spędzić jeden z tych cudownych leniwych dni nad włoskim morzem, o których nigdy się nie zapomina.

Basilicata – informacje praktyczne

Dojazd

  • Najbliższe lotnisko znajduje się w Bari, do którego kursują tanie linie. Druga opcja to lot w pobliże zachodniej części Bazylikaty – do Neapolu.
  • Z Neapolu do Maratei można się dostać pociągiem.

Warto wiedzieć

Na terenie Dolomitów Lukańskich, w samym centrum Bazylikaty, śmiałkowie mogą zdecydować się na mrożący krew w żyłach zjazd po stalowej linie rozpiętej pomiędzy wioskami Castelmezzano i Pietrapertosa. Tyrolka ma 1,5 km długości. Zjazd odbywa się w materiałowym hamaku w pozycji „na supermana”.

Reklama

Źródło: archiwum NG.

Nasz ekspert

Michał Głombiowski

dziennikarz, podróżnik, autor książek. Stały współpracownik magazynu „National Geographic Traveler".
Reklama
Reklama
Reklama